Miałem okazję rozmawiać dzisiaj na ten temat z dziesiątkami osób. Wszyscy są zszokowani i zbulwersowani. Jak zwykle w takich przypadkach sąsiedzi nic nie słyszą, a MOPS nic nie zauważa. A dla mnie oczywistym jest, że nie ma możliwości upić się w taki sposób, by stężenie alkoholu w organizmie przekroczyło dawkę śmiertelną. Dzieje się tak, kiedy człowiek właściwie nie przestaje pić przez dłuższy okres czasu. Tymczasem nikt nie zauważył alkoholizmu dziewczyny, która była w ciąży, odwiedzała MOPS i oczywiście ginekologa.
Nie o tym jednak chcę pisać. Nie interesuje mnie grzebanie w cudzym (nawet jeśli jest mocno pokręcone) życiu. Problem jest moim zdaniem dużo poważniejszy a ten ekstremalny przypadek go jedynie podkreśla. Polega on na poczuciu beznadziejności i braku wiary możliwość wyrwania się z zaklętego kręgu niemocy, z jakim mamy u nas do czynienia.
Beznadziejność w Tomaszowie widać na każdym kroku. Wydaje się, jakby miastem od szeregu lat rządzili kolejni Kononowicze, którzy konsekwentnie realizują program wyborczy likwidacji wszystkiego, na czele z obywatelami własnego miasta.
Większość z nas stoi tu pod murem, z zawiązanymi oczyma, tyłem do plutonu egzekucyjnego. Z głupkowatym uśmiechem na ustach czekamy aż padnie komenda a my opadniemy kolanami na dziurawy trotuar, którego nikomu nie chce się nawet uprzątnąć. Najgorsze jednak jest to, że bezwolnie godzimy się na ten niesprawiedliwy wyrok. Apokaliptyczny obrazek? Być może i jest nieco przejaskrawiony ale… tylko nieco.
Zapewne jak zacznę pisać o braku możliwości realizacji jakiejkolwiek ścieżki kariery zawodowej, będzie ktoś mógł powiedzieć: człowieku daj spokój i nie truj, tyle razy już to słyszeliśmy, że nie mamy ochoty słuchać tego dłużej. I właśnie może w tym jest problem. Może nie tylko trzeba po wielokroć powtarzać ale i krzyczeć na całe gardło i włączyć się do chóru innych potężnych głosów. Apatia przecież zabija!
Żeby było jasne, nie usprawiedliwiam dziewczyny, która naraziła siebie i swoje dziecko na utratę zdrowia i życia. Jestem jednak w stanie zrozumieć uczucie zagubienia i niemocy. Bywa, że ogarnia ono i mnie, osobę mocno zahartowaną w życiowych bojach i potyczkach. Skoro zdarza mi się popadać w depresję, to co czuje 20 letnie dziewczę, nie widzące przed sobą żadnej świetlanej przyszłości, w mieście z którego nawet dzieci prezydentów uciekają jak najdalej, wystawiając przy okazji nie najlepsze świadectwo własnym rodzicom. Przecież inaczej wyobrażała sobie własne dorosłe życie.
Nie o samą pracę zresztą chodzi. Równie ważna jest ogólna atmosfera zniechęcenia. Jeszcze kilkanaście lat temu uznałbym, że nie jest ono zaraźliwe. Uważałem, że jeśli czymś można się zarazić, to bardziej entuzjazmem i pozytywną energią. O tym, że jest inaczej przekonałem się, kiedy z przedsiębiorcy przeistoczyłem się na krótką chwilę w radnego.
Okazało się, że nie ma nic bardziej skutecznego niż miejski urzędnik, który postanowił zniechęcić kogoś do działania. Dowiadujemy się na każdym kroku, że wszystko jest niemożliwe, niczego nie da się zrobić a każdy kto próbuje działać, to wróg. Skoro więc ci, którzy powinni inicjować działania są ogarnięci chorobą niemocy, to czego można oczekiwać po ludziach, smutnie przemierzających szare, tomaszowskie ulice. Zauważyliście, że coraz rzadziej mijamy uśmiechniętych przechodniów? Nadzieja na zmiany została ukrzyżowana i chyba nie ma co liczyć na jej zmartwychwstanie.
Problemy się mnożą. Alkoholizm nie jest czymś, co otrzymujemy w darze. To przekleństwo dla chorych i dla ich rodzin. Nie bierze się on znikąd. Szczególnie u ludzi młodych. Parę osób obruszyło się dzsiaj, że informacji o nieszczęsnej matce dałem tytuł „Miasto pijanych kobiet”. Nie było moim celem obrażanie kogokolwiek ale przedstawienie tego zdarzenie, jako symbolu upadku nie tylko gospodarczego ale i społecznego naszego miasta (chociaż wiem, że nie stanowimy w tym względzie wyjątku).
Napisz komentarz
Komentarze