Problem jednak w tym, że ministrowie i liberalni „fachowcy od gospodarki - inaczej” rządowej koalicji PO-PSL, w tej tonącej polskiej łodzi, dryfującej przez ostatnie 6 lat bez busoli, narobili niemiłosiernie dużo dziur w pokładzie, pozrywali żagle i wykoślawili ster.
To, co otrzyma w spadku w polskiej gospodarce i finansach publicznych nowa ekipa rządowa, na razie po sześciu latach rządów obecnej koalicji, może przyprawić nowych włodarzy RP o palpitację serca. Zwłaszcza jeśli zostanie dokonana rzetelna analiza danych statystycznych i uczciwy bilans otwarcia – szczególnie w finansach publicznych.
Możemy mieć wtedy prawdziwy szok i tąpnięcie z naszymi danymi makroekonomicznymi, podobne do tego, który miał miejsce wtedy, gdy zmieniały się ekipy rządowe w Grecji czy Hiszpanii kilka lat temu. Wówczas to dopiero wyszło na jaw, że deficyt nie wynosi 3,7 proc. PKB, ale nagle 13,7 proc. PKB, dług publiczny jest 2-3-krotnie większy niż pierwotnie deklarowano, a kraj stanął na granicy bankructwa.
Ponieważ MF J.V. Rostowski jest prawdziwym „Sztukmistrzem z Londynu”, absolutnym specem od kreatywnej księgowości i ukrywania długów, jego następca na Świętokrzyskiej może doznać prawdziwego szoku, zwłaszcza gdy zajrzy do wszystkich szuflad i pod dywan. Niewątpliwie obecna ekipa powinna ponieść konsekwencje polityczne, prawne i wizerunkowe swych szkodliwych, beztroskich i nieodpowiedzialnych rządów. Jednak im dłużej będą trwały te rządy, tym skala spustoszeń w gospodarce, finansach publicznych i nastrojach społecznych będzie większa.
Sprzątanie i naprawianie polskiej łodzi gospodarczej i finansowej, po przejściu już 6-letniego, prawdziwego „Tajfunu Vincent”- zwłaszcza w sferze zadłużenia zagranicznego Polski i Polaków ok.1 bln zł, będzie niewdzięczną robotą w prawdziwej w Stajni Augiasza i to przez lata.
Konfrontacja nowej władzy z kryzysem europejskim, słabnącą polską gospodarką, załamującymi się finansami publicznymi, gigantycznymi długami wewnętrznymi i zewnętrznymi, słabnącymi dochodami podatkowymi, rosnącym bezrobociem, brakiem własnych banków i dużych firm, z rozczarowaniem i zdezorientowaniem przedsiębiorców, a zwłaszcza pustymi portfelami polskich konsumentów, będzie dopiero początkiem wyzwania.
Wyznanie prawdy i ukazanie przez nową ekipę, zarówno rynkom jak i polskiemu społeczeństwu prawdziwych, uczciwie policzonych, a tym samym znacznie gorszych od dotychczas deklarowanych głównych wskaźników gospodarczych i finansowych, spowoduje niewątpliwie gwałtowne reakcje rynków, a zwłaszcza kapitału spekulacyjnego, któremu tu nad Wisłą przez wiele ostatnich lat stworzono prawdziwe Eldorado. Spaść mogą na nas nawet sankcje polityczne i kary finansowe zarówno ze strony instytucji UE jak i agencji ratingowych oraz dużych koncernów i zagranicznych banków. Tym bardziej, że rząd premiera D. Tuska dobrowolnie i całkowicie bezsensownie włożył nam szyję w pętlę podpisując i ratyfikując Traktat Fiskalny, a pewnie wkrótce wbrew polskiej racji stanu przyklepie też Unię Bankową i Europejski Nadzór Bankowy.
Możemy więc mieć nad Wisłą zdarzenie, naciski i szykany jakie spadły na Węgry po zwycięstwie premiera V. Orbana, który postanowił ratować własny kraj. Nowa władza będzie musiała mieć charakter, spryt i nie byle jakie umiejętności.
Mimo wszystko trzeba będzie podjąć ten wysiłek. Będzie tym bardziej ciężko, że już dziś Polska musi dołożyć do budżetu Unii blisko 1,2 mld zł, a w najbliższych dwóch latach możemy więcej wpłacać do budżetu Unii, niż z niego otrzymywać. Pieniądze z nowej perspektywy budżetowej 2014-2020 mogą nie tylko trafić później do Polski, ale też i w mniejszej skali niż się spodziewano.
Wyraźnie będą też zaostrzone rygory i zwiększone utrudnienia w ich ewentualnym wykorzystaniu. Posypią się też nowe kary. W tym kontekście 6 mln zł wyrzuconych przez Min. Sportu J. Muchę na koncert Madonny, to będzie zaledwie mały pikuś. I choć główny doradca premiera D. Tuska, J.K. Bielecki, twierdzi nadal, że „Tusk to są bezpieczne ręce, a ludzie PO po sześciu latach poczuli się naturalnymi zwycięzcami”, to przyszłość naszego kraju nie wygląda optymistycznie.
Dobrze by było, żeby nie okazało się, że obudziliśmy się z tą niby bezpieczną ręką tyle, że w nocniku. Nie byle jakich herosów będzie Polsce potrzeba w najbliższych latach, by skutecznie naprawić pokład okrętu z napisem Polska i nadać mu właściwy kierunek, nie wzbudzając przy tym buntu załogi na pokładzie.
Wiele deklarowanych i publikowanych dziś danych statystycznych i wskaźników makroekonomicznych, również tych GUS-owskich wydaje się być coraz mniej wiarygodnych. Ostatnie zaś budżety państwa J.V. Rostowskiego nie tylko w kwestii planowanego wzrostu PKB, deficytu czy dochodów z mandatów to przecież istny kabaret i fantastyka.
Zarówno kabaret Górskiego jak i sam Pinokio mają jak widać coraz większą konkurencję. Medialna wajcha pomału zaczyna być przestawiana. Jednakże skala spustoszeń w gospodarce i finansach, wyprzedaży wszystkiego co wartościowe w majątku narodowym, niszczenie wszystkiego co jeszcze polskie w sektorze finansowym, nieprawdopodobna uległość wobec różnego rodzaju lobby krajowego i zagranicznego, bezkrytyczne przyjmowanie nowych ogromnych zobowiązań finansowych i prawnych na rzecz unijnych struktur, spadną wcześniej czy później na barki nowej władzy.
Im bardziej będzie ona samodzielna, patriotyczna i uczciwa, tym bardziej będzie naciskana i krytykowana, zarówno od wewnątrz jak i z zewnątrz. Tym ważniejszy będzie więc profesjonalizm nowej ekipy, zręczność, umiejętność komunikowania się własnym społeczeństwem, ale i rynkami finansowymi, by odzyskać zaufanie społeczne i rozpocząć proces naprawy Rzeczpospolitej.
Niewątpliwie potrzebny będzie twardy kręgosłup moralny, dalekowzroczność, ale przyda się też z pewnością sporo szczęścia.
Janusz Szewczak, wPolityce.pl
Napisz komentarz
Komentarze