„W hołdzie „Żołnierzom Wyklętym” — bohaterom antykomunistycznego podziemia, którzy w obronie niepodległego bytu Państwa Polskiego, walcząc o prawo do samostanowienia i urzeczywistnienie dążeń demokratycznych społeczeństwa polskiego, z bronią w ręku, jak i w inny sposób, przeciwstawili się sowieckiej agresji i narzuconemu siłą reżimowi komunistycznemu działacze regionu łódzkiego partii Polska Jest Najważniejsza, z wielkim szacunkiem oraz podziwem, składają uroczysty pokłon w kierunku bohaterów wchodzących w skład, tak zwanych „Żołnierzy Wyklętych”, czyli wszystkich tych, którzy po zamianie niemieckiego reżimu na komunistyczną okupację nie poddali się i dalej bronili honoru oraz wolności Rzeczypospolitej.
Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, pomimo starań części grup społecznych, ukierunkowanych na wymazanie z naszej historii oraz pamięci, chwalebnych czynów, jakimi bez wątpienia były działania „Żołnierzy Wyklętych”, pozostanie na zawsze w świadomości milionów, wdzięcznych Polaków.
Historycy z IPN szacują, że w okresie terroru stalinowskiego represji ze strony organów władz PRL doświadczyło ok. 200 tys. osób. W większości byli to dawni żołnierze polskiego podziemia walczącego z Niemcami w czasie II wojny światowej. Wielu z nich torturami zmuszono do przyznania się do winy lub obciążenia przed sądem swoich przyjaciół, a następnie skazano w pokazowych procesach.
Tylko w więzieniu na warszawskim Mokotowie wykonano 600 wyroków śmierci. Przesłuchujący stosowali w śledztwach tortury polegające m.in. na wyrywaniu paznokci, miażdżeniu genitaliów, biciu drutem kolczastym i innych wymyślnych metodach zadawania bólu. Metody przesłuchań stosowanych przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego polegały na prowadzeniu przesłuchania przez wiele dni bez przerwy na sen. Przesłuchujący zmieniali się co kilka godzin "pracując" nad tym samym więźniem nawet przez kilkadziesiąt godzin. Pozbawieni snu więźniowie byli bici, odmawiano im jedzenia i picia, kazano stać nieruchomo przy ścianie przez kilkanaście godzin doprowadzając ich do skrajnego wycieńczenia. Metodę tę stosowano przemiennie z innymi wymyślnymi torturami. Wszystko po to, aby podejrzani przyznali się do winy i obciążyli przed sądem innych uznanych przez władze PRL za wrogów.
Takim przesłuchaniom poddano m.in. bohatera Armii Krajowej rotmistrza Witolda Pileckiego. Ubecy znęcali się nad nim przez sześć miesięcy. Pilecki był żołnierzem AK, który w 1940 roku dobrowolnie dał się złapać Niemcom, aby trafić do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Organizował tam ruch oporu i zbierał informacje, aby przekazać je AK. Zorganizował kilka ucieczek więźniów z obozu, po czym w kwietniu 1943 roku sam wydostał się z Auschwitz. W 1944 roku walczył w Powstaniu Warszawskim, trafił do niemieckiej niewoli. Po kolejnej ucieczce przyłączył się do armii gen. Andersa we Włoszech. Gdy w 1947 roku wrócił do Polski, został aresztowany przez komunistyczne władze, a rok później skazany na śmierć. Wyrok wykonano. Ciało pochowano w tajemnicy, do dziś nie wiadomo, gdzie spoczywa Pilecki.
Niektórzy z funkcjonariuszy bezpieki słynęli z własnych wymyślnych metod tortur stosowanych podczas przesłuchań. Według relacji więźniów, bito ich pejczem po genitaliach i miażdżono je przycinając szufladą. Jedną z najbardziej uciążliwych i bolesnych metod przesłuchań było sadzanie więźniów na odwróconym taborecie. Metoda nazywana także palem Andersa polegała na zmuszaniu przesłuchiwanego do długotrwałego siedzenia na metalowej nodze odwróconego stołka. Metodę tę stosowano również wobec kobiet. Jak twierdzą dawni więźniowie, podczas przesłuchań bito też kobiety po piersiach i kroczu drutem kolczastym i biczem zakończonym metalową kulką.
Aby złamać opór więźniów, pokazywano im, że przesłuchujący mogą zrobić z nimi wszystko, również w każdej chwili odebrać im życie. Podejrzanych wyprowadzano z celi i pozorowano egzekucję np. celując w głowę z nienaładowanego pistoletu. Poza funkcjonariuszami UB, robili to również strażnicy więzienni, nie tylko aby wymusić zeznania, ale także dla zabawy.
Najprostszą metodą łamania oporu przesłuchiwanych było trwające wiele dni, a nawet miesięcy bicie, aż do uzyskania pożądanego rezultatu - przyznania się do winy lub obciążenia zeznaniami wskazanych osób. Śledczy nie oszczędzali nikogo, nawet kobiet w ciąży. W opublikowanym w Biuletynie IPN artykule "Ubeckie metody" Janina Matusiak wspomina drastyczne sceny przesłuchania.
„ W Urzędzie Bezpieczeństwa w Suwałkach byłam bita w nieludzki sposób przez trzech funkcjonariuszy - oficerów. Bito mnie przez całą noc na zmianę, kiedy zobaczyli, że moje ciało jest na pośladkach pocięte, to wówczas kładli namoczoną szmatę na ciało i bili nadal. Kiedy ciało moje ociekało krwią, to kazali siadać do stojącej wanienki z wodą (...), trwało to całą noc od godzin wieczornych do brzasku porannego. Następnie zaciągnięto mnie (nie mogłam chodzić) do pomieszczenia ciemnego i wrzucono na podłogę (...), przychodził lekarz i obcinał postrzępione ciało ze skórą (ciało było jak galareta i samo odpadało, szczególnie na prawym pośladku). (...) Nadmieniam, iż w tym czasie kiedy mnie aresztowano, byłam w trzecim miesiącu ciąży, o czym wiedzieli ci funkcjonariusze UB, którzy mnie bili, i jeszcze mówili, że lepiej będzie, jak poronisz, niż ma się urodzić bandyta. I w końcu lutego urodziłam przedwcześnie dziecko (...), po urodzeniu było słabe i według lekarzy miało braki kości na plecach, co zresztą było widać gołym okiem, nie wydawało głosu niemowlęcia i mimo opieki lekarskiej dziecko zmarło po dwóch tygodniach „
Kondycję psychiczną więźniów politycznych pogarszało dodatkowo przeświadczenie o znalezieniu się w beznadziejnym położeniu. Z cel regularnie zabierano kolejnych skazanych z wyrokami śmierci, które wykonywano na miejscu. Tylko w więzieniu na warszawskim Mokotowie zginęło tak 600 osób, wielu pozostałych nie przeżyło morderczych przesłuchań. Jedną z ofiar procesów była Danuta Siedzikówna, sanitariuszka z AK znana pod pseudonimem "Inka". Mimo tortur i ciężkich przesłuchań nie złożyła zeznań obciążających innych partyzantów. Została skazana na śmierć, rozstrzelano ją 28 sierpnia 1946 roku w Gdańsku, na 6 dni przed 18 urodzinami.
Napisz komentarz
Komentarze