Najbardziej znanym był zespół pana Edmunda Wydrzyńskiego (nauczyciel gry na akordeonie). Zespół grał na dwa saksofony, akordeon, kontrabas i perkusję. W jego repertuarze były tanga, fokstroty, walce, boogie-woogie również elementy rock’n’rolla. Grupa Zygmunta Dursta o podobnym instrumentarium i stylem przypominającym zespół pana Wydrzyńskiego, również w swoim repertuarze miała, między innymi, rock’n’rollowe kawałki. Trzecim znaczącym zespołem w mieście był zespół Zdzisława Piwka Piwowarskiego (uczeń pana Wydrzyńskiego) DIX-61, przypominający swoją wszechstronnością nieźle grany dixland nowoorleański, zbliżony repertuarem i grą do brytyjskiego zespołu Harlem Ramblers, którego liderem był jeden z najznakomitszych klarnecistów świata, Mr. Acker Bilk. Zaletą DIX-61, w odniesieniu do dwóch poprzednich zespołów, była … młodość.
W repertuarze zespołu DIX-61 (saksofon, trąbka, puzon, klarnet, gitara, kontrabas, pianino, perkusja) było dużo prawdziwego Rock’n’Rolla, tego z najwyższej półki, tak w wykonaniu instrumentalnym jak i uzupełnionym wokalem. Wspólną cechą tych zespołów było to, że swoje kariery rozpoczynały na dancingach (lata 1958/61) w restauracji Jagódka przy ulicy Warszawska 10 (dziś Bank BPH) w kolejności; pan Wydrzyński (58/59), pan Durst (59/60), pan Piwowarski (61/68).
Tak naprawdę prawdziwy, młodzieżowy, rock’n’rollowy zespół w naszym mieście wtedy jeszcze nie istniał. Dziś mogę powiedzieć, że pierwszym, grającym wyłącznie Rock’n’Roll był młodzieżowy zespół (nie miał oficjalnej nazwy), powstał i występował przy ulicy Barlickiego 9 w Klubie ZMS, braci, Mietka (niekwestionowany lider i kierownik zespołu) i Andrzeja Dąbrowskich. Nazwałem ten zespół, grupą braci Dąbrowskich ale nikt z pozostałych nie miałby pretensji o taką nazwę, bo oni naprawdę byli najlepsi.
Wiosną (marzec/kwiecień) 1963 roku, bracia Dąbrowscy, Michał Holc, Andrzej Kuźmierczyk i Romek Jędrychowski zaczęli się spotykać na próbach w ZMS. Bardzo szybko zgrali się instrumentalnie, opanowali klasyczny repertuar typowy dla zespołów gitarowych a wzorcem dla nich nie mógł być żaden inny zespół jak tylko brytyjski The Shadows, czy amerykański The Ventueres. Jeden i drugi zespół był na najwyższym topie światowych list przebojów tak wg europejskiej gazety New Musical Express czy amerykańskiego tygodnika Billboard (lata 61/65 ubiegłego wieku to światowa moda na zespoły gitarowe - trzy gitary plus perkusja). Na całym świecie nie było miasta, w którym nie powstał choćby jeden zespół w składzie instrumentalnym, jaki przedstawiłem wyżej.
Pozwolę sobie wymienić zapamiętane tytuły, niektórych utworów instrumentalnych, które w latach sześćdziesiątych były największymi, światowymi przebojami, i są nimi do dziś, a w swoim repertuarze mieli je chłopcy z Klubu ZMS; Foot Tapper, Dance On, Apache, Geronimo. Kon-Tiki, Atlantis, The Boys, FBI, Midnight, Wonderful Land, Pice Pipe, Man Of Mystery, Blue Stars, Genie With The Light Brown Lamp, 36-24-36, Cosy, Quatermaster’s Story, The Savage, Shadoogie, The Stranger czy niezapomniane Guitar Tango. Również Romek Jędrychowski do swojego repertuaru dobrał najbardziej klasyczne, rock’n’rollowe przeboje z repertuaru Elvisa Presleya (Don’t Be Cruel, Too Much, Love Me czy All Shook Up), Cliffa Richarda (The Young Ones, Living Doll, Lucky Lips czy Traveling Light), Jerry Lee Lewisa (Great Balls Of Fire, Crazy Arms czy Cold Cold Heart) czy Ricky Nelsona (Hello Mary Lou, Traveling Man, Stand Up).
Jeżeli wspomniałem w tej części Historii o pierwszym zespole młodzieżowym w Tomaszowie Mazowieckim, grającym autentyczny rock’n’roll, to muszę wspomnieć o moim przedwcześnie zmarłym przyjacielu, perkusiście tego zespołu, Andrzeju Kuźmierczyku. Andrzej to muzyczny samorodek, obdarzony cudownym głosem (śpiewał przy perkusji niczym Phil Collins), coś między czarnoskórym Nat King Colem a naszym Bogusławem Mecem. Dlatego w jego repertuarze znalazły się utwory Cola Rainbow Rose, Mona Lisa czy zbliżony głosem Fats Domino (Jambalaya, Blueberry Hill, It Keep Runing) ale najpiękniejsze w jego interpretacji były piosenki z repertuaru polskiej super gwiazdy, Marii Koterbskiej, słynne Parasolki, Lunaparki czy inny wielki przebój, Konik na biegunach.
Jak dziś pamiętam ich oficjalny, pierwszy koncert na scenie Klubu ZMS. Był to sobotni, późny, majowy wieczór. Bardzo nagłośniliśmy ten występ, wszelkimi, dostępnymi środkami przekazu. Widownia wypełniona była do ostatniego miejsca. Pod ścianą stojące tłumy młodzieży i siedzące na okiennych parapetach, świadczyły o zapotrzebowaniu na tego typu muzyczne spotkania. W naszych gremiach o rock’n’rollowych zainteresowaniach, wyczuwało się w mieście wielką gorączkę przed tym koncertem.
Na pierwszy występ naszych przyjaciół przybyliśmy wszyscy z chaty od Szymona, jak jeden mąż. Stawili się Wojtek Szymon, Jurek Gołowkin, Reniu Szczepanik, Waldek Kondejewski, Mietek Chruścik Więckowicz, Jurek Lambert, Janusz Bartkowiak, Grzesiek Gajak czy Zygmunt Pietryniak. Przybyło dużo młodzieży internatowej, która w swoich rodzinnych miejscowościach rozsławiała dobre imię zespołu, co miało wpływ na przyszłą frekwencję na fajfach w klubie.
Pan Kotalski, sekretarz ZMS, poprowadził pierwszą konferansjerkę, był bardzo dumny, cały w skowronkach, że dochował się w swoim klubie zespołu, za który nie powstydziłby się przed nikim, nawet przed wyrobionym muzycznie uchem. Ten dzień na długo utrwalił się w pamięci mieszkańcom ulicy Barlickiego i domów okolicznych, było głośno ale i melodyjnie, bo jak inaczej wyrazić się o tak cudownych liniach melodycznych utworów jak Cosy, Midnight czyPice Pipe? Mietek Dąbrowski przerósł samego siebie, jego solowe, gitarowe akcje na zawsze pozostaną nie tylko w mojej pamięci. Zespół koncertował przy różnych okazjach, po tomaszowskich, przyzakładowych świetlicach (Fabryka Dywanów, Filce Techniczne, Fabryka Skór) czy na okolicznościowych akademiach szkolnych, państwowych. Jednak najważniejsze było to, że w naszym Tomaszowie można było nareszcie (zupełnie jak w sopockim Non Stopie) bawić się na żywo przy zespole grającym rock’n’rollowe aktualności.
Jesień 1963 i wiosna 1964 to systematyczne, sobotnie fajfy w klubie przy Barlickiego 9, odbywały się zawsze przy wypełnionej po brzegi sali. W tygodniu do tańca służyła muzyka odtwarzana z magnetofonu (mechaniczna) a w soboty, nieraz i w niedzielę, na żywo przygrywał zespół gitarowy braci Dąbrowskich. Teraz środek ciężkości tomaszowskich, młodzieżowych spotkań przeniósł się z centrum miasta (ZDK Włókniarz, Błękitna, Literacka, Liliput), za mostem rzeki Wolbórka, idąc Warszawską w kierunku Starzyc przy skwerze ulicy Barlickiego, gdzie na parkowych ławkach często nasza młodzież spotykała się, by silną grupą pokonywać progi klubu ZMS.
Był to najpiękniejszy okres lat 60 - tych, młodzieżowych spotkań z różnych szkół i dzielnic miasta. Nareszcie młodzież szkolna czy pracująca z Tomaszowa miała swoje bazy w postaci klubów, kawiarń, do których jak dalekomorskie statki zawijała do swoich portów, przystani, a takimi stały się w mieście; kawiarnia Literacka w ZDK Włókniarz, kawiarnia Liliput (późniejsza Klubowa) w Parku Rodego, Błękitna w Hotelu Mazowieckim czy w latach 1963/65 Klub ZMS przy Barlickiego 9.
Pamiętam wspaniały pojedynek dwóch gitarowych zespołów; grupy muzycznej z Klubu ZMS ze Skierniewic i naszych chłopaków z Barlickiego. Pojedynek odbył się w świetlicy Fabryki Filców Technicznych, na I piętrze (dziś bawialnia Kajtek), w niedzielne przedpołudnie. Koncert - pojedynek poprowadził I Sekretarz ZMS, Marian Kotalski, na który zaprosił władze Wojewódzkie ZW ZMS z Łodzi. Dzięki temu wspaniałemu występowi, który przypadł do gustu władzom wojewódzkim, tomaszowska grupa muzyczna w nagrodę otrzymała w okresie zbliżających się wakacji, obsługę dwóch turnusów Obozów Młodzieżowych w Ośrodku Wypoczynkowym w Sławie Śląskiej. Miejscowość na Ziemi Lubuskiej położona nad przepięknym jeziorem Sława. W tej przepięknej, wakacyjnej wyprawie w zielonogórskie, brała również udział moja skromna osoba, ale o tym w kolejnym odcinku Historii.
Napisz komentarz
Komentarze