Co mnie tak rozbawiło? Otóż wywody dziennikarki, która napisała dużo słów, w sumie o niczym, nie wiadomo czy w całym swoim artykule była za czy może nawet przeciw. Tekst dotyczy radnego Tomasza Zdonka, który mieszka w Smardzewicach i który aby zostać radnym Rady Miejskiej zameldował się u matki w Tomaszowie. Z tekstu w sumie nic nie wynika, bo wynikać nie może. Jest on za to okazją by dołożyć komuś innemu. Dziennikarce bowiem nie podobało się, że księża zachęcali do głosowania na innego kandydata na radnego, który w końcu radnym nie został.
Kuma to ktoś? Ja nie kumam, bo dla mnie bez różnicy, czy do głosowania na kogoś zachęca ksiądz, czy pierwszy sekretarz komitetu PZPR albo redakcji jakiejś gazety. Przyczyna jest prosta: nikt ze mnie głupka robił nie będzie. Stwórca nie bez powodu dał mi rozum i wolną wolę. Mogę samodzielnie oceniać i dokonywać wyborów.
„Byłemu (…) pragnę przypomnieć, że w czasach, kiedy on sam kandydował, nie przeszkadzało mu zupełnie, że na jego rzecz kampanię prowadzili księżą po kościołach, czyli w miejscu kultu religijnego, które winno być wolne od agitacji politycznej” - To właśnie fragment artykułu, z którego śmiałem się tak, że cały Plac Kościuszki słyszał i bałem się nawet, że pracownicy banku, przed którym parkujemy zatelefonują na policję i będę musiał się wylegitymować (wyobrażacie sobie, jak wysiadałbym z tą pękniętą gumą z auta - trzeba pokazać dokumenty a tu bielizna się obsuwa - nic przyjemnego).
Na szczęście nikt nie przyjechał a ja mogłem na spokojnie powspominać, jak to kilka lat wcześniej, miałem w ręku tę samą gazetę i czytałem w niej ogłoszenie, w którym ta sama dziennikarka i jej koledzy zachęcali do głosowania na konkretnego kandydata na prezydenta miasta. Czy popieranie kandydata na radnego przez księdza jest mniej „nie na miejscu” niż popieranie kandydata na prezydenta na łamach własnej gazety? Właśnie odpowiedź na to pytanie, której sam sobie udzieliłem, tak bardzo mnie rozbawiła.
Dziennikarce przeszkadza agitacja wyborcza kościołach. Brawo! Mnie, jako osobie żydowskiego pochodzenia mogłaby też nieco przeszkadzać. Tylko niby dlaczego? Kościoły i parafie od wieków były nie tylko miejscami kultu ale również centrami życia społecznego, kulturalnego i politycznego. Czy pogląd głoszony na łamach gazety oznacza, że ich rolę powinno się ograniczać? W takim razie po co organizować w nich koncerty, spektakle i akcje charytatywne? To retoryczne pytanie oczywiście.
Problem jednak w tym, że dużo bardziej przeszkadza mi pogląd, który robi z ludzi idiotów. I co z tego, że duchowny będzie mnie do czegoś zachęcał? Przecież ostatecznie to ja sam decyduję a ksiądz jest takim samym obywatelem Państwa Polskiego, jak czcigodna dziennikarka lokalnego tygodnika, która tak samo namawia do głosowania, z tym, że na kogoś innego.
Zabawne, że w kontekście wyborów nie mówi się o łamaniu prawa. Nie jest nim przecież kościelna agitacja ale np. naruszanie ustawy o ochronie danych osobowych przez kandydujących w wyborach samorządowych dyrektorów tomaszowskich szkół, którzy korzystając z posiadanych zbiorów danych, rozsyłają ulotki wyborcze do domów swoich uczniów. Wiem o czym piszę, bo sam taką dostałem. Gazeta nie donosi o wykorzystywaniu służbowych samochodów do nocnych akcji plakatowych, telefonów służbowych do rozsyłania sms-ów i innych gadżetów, za które dyrektor, urzędnik czy inny dostojnik zapłacić nie musi, bo nikt go z nich nie rozlicza. Problemem za to jest ksiądz, któremu za wszelką cenę, trzeba było w perwersyjny sposób zajrzeć pod sutannę. I co ciekawego zobaczyła tam pani redaktor?
Napisz komentarz
Komentarze