Znowu kino Mazowsze stało się głośne na cały Tomaszów, nie tylko w gremiach słuchaczy, fanów rock’n’rolla ale również dla tych osób, którzy jako stali kinomani, nie opuszczający żadnego filmu (tacy istnieli w naszym mieście) stanęli przed faktem rock’n’rollowej inicjacji. Stało się tak za sprawą projekcji pierwszego, rock’n’rollowego filmu wyświetlanego w Polsce, w naszym mieście, brytyjskiej produkcji Tommy Steele Story (1957 rok). W wersji polskiej tytuł brzmiał bardzo podniecająco, W rytmie Rock’n’Rolla.
Film był biograficzną opowieścią o pierwszym, angielskim piosenkarzu, Tommy Steele, który w latach 1956/59 był największą, śpiewającą gwiazdą rock’n’rolla na Wyspach Brytyjskich i kontynencie europejskim, jeszcze na długo przed Johny Holideyem, Cliffem Richardem, Billy J. Kramerem czy gitarową grupą wszechczasów The Shadows.
To co działo się w mieście, zakładach pracy, w tomaszowskich szkołach przez okres (8/10 dni) trwania projekcji tego filmu i dłużej, jest nie do opisania. Wszystkie przerwy między lekcjami, czy lekcje gimnastyki na salach sportowych, wypełniane były przez uczniów imitowaniem szaleństw z filmowych scen. Można powiedzieć, że wszystko w naszych szkołach, na placach zabaw, boiskach, na podwórkach odbywało się w rytmie rock’n’rolla. Kto posiadał gitarę, przynosił ją do klasy, czynił próby być, choć przez chwilę, rockmanem przedrzeźniając filmowego Tommy Steela w szalonym utworze Twenty Flight Rock. Biograficzny, angielski film o Tommy Steelu, W rytmie Rock’n’Rolla zapoczątkował wielką rewolucję przemian obyczajowych, kulturalnych w naszym mieście, w naszym kraju. Powiedziałbym więcej, na europejskim kontynencie.
Była jesień (październik) 1960 roku, kiedy w wykazie filmowym na dany miesiąc zobaczyłem zaskakujący tytuł filmu, W rytmie Rock’n’Rolla. Dreszcze przeszyły moje ciało. Podniecony do granic wytrzymałości z niecierpliwością oczekiwałem na jego premierę. Z grupą chłopaków z dzielnicy, zbieraliśmy butelki, złom by zarobić nie tylko na jeden seans a na więcej i to dla wielu towarzyszy z tworzącej się w mieście, rock’n’rollowej wspólnoty.
Mieliśmy informacje od starszych kolegów uczących się i studiujących w Łodzi, którzy byli już po obejrzeniu filmu, mówili - To nie film, to rock’n’rollowy koncert. Z repertuaru kina wynikało, że projekcja filmu trwać będzie przez dziewięć dni, były przypadki, że kierownik kina pan Roman Warchoł w uzgodnieniu z Centralą Wynajmu Filmów, kasowy film przedłużał o dzień, dwa a bywały przypadki, że o trzy dni.
Pamiętam dzień premiery. Już w południe opuściliśmy mury szkoły (zwagarowaliśmy z ostatnich dwóch lekcji WF), udając się do kina gdzie przed jeszcze zamkniętymi drzwiami wejściowymi na poczekalnię, ustawiona była kilkudziesięciu osobowa grupa. Przyszliśmy w pięć czy sześć osób, a może było nas więcej? Zapamiętałem tych, którzy byli na pewno to, Maciek Goździk, Jurek Wodzyński, Mietek Gorgoń, Andrzej Walczak i Stasiu Wenc.
Kiedy otworzono drzwi poczekalni z falą tłumu wcisnęliśmy się do środka, awansując na niezłe miejsce w kolejce. Jednak na pierwszy seans (15.30) nie załapaliśmy się, kupiliśmy bilety na 17.45 (seans drugi). Kiedy szczęśliwcy pierwszego seansu udali się na Salę kinową, poczekalnia opustoszała a ja ze swoją grupą w oczekiwaniu na drugi seans, wyszliśmy przed budynek kina z myślą, - Co zrobić z czasem do godziny 17.45? Stojąc tak w zastanowieniu, co dalej, gdy nagle rozlegający się na cała ulicę dźwięk szalonych rytmów w utworze Elevator Rock w wykonaniu Tommy Steela rozwiązał problem wolnego czasu. To kierownik obiektu, pan Warchoł zainstalował na balkonie budynku głośnik, sprzężony z dźwiękiem z taśmy filmowej co dało piorunujący efekt.
Roman Warchoł był ojcem trojga dzieci (Tadeusz, Wiesława, Grzegorz), najstarszy syn Tadeusz był naszym rówieśnikiem i też był pozytywnieskażony rock’n’rollem. Myślę, że Tadeusz miał wpływ na ojca przedsięwzięcie w muzycznym nagłośnieniu seansów filmowych. Czy pan Warchał przed włodarzami miasta miał jakieś problemy z tego tytułu? Chyba nie, bo jeszcze długi czas, aż do emerytury pełnił funkcję kierownika kina Mazowsze. Cały okres, kiedy film był u nas wyświetlany (9 dni), przez wszystkie, codzienne trzy seanse, w centrum mojego miasta, poprzez wydobywające się z głośnika dźwięki, trwał benefis rock’n’rolla.
Po chwili dołączyła do nas, stojących przed budynkiem, spora grupa osób, nie wszyscy byli zainteresowani rock’n’rollem, ale egzotyczne okupywanie ulicy Jerozolimskiej wokół kina, przyciągało gapiów i ciekawskich, niespotykanej na co dzień, sytuacji. Fantastycznie szybko minął nam czas oczekiwania na drugi seans. Nie widziałem nigdy ludzi tak głośno zachowujących się, prawie roztańczonych, wychodzących po zakończonym, pierwszym seansie. Na ich widok naładowani mocą niespotykanej energii weszliśmy na widownię kina.
W wypełnionej po brzegi Sali rozpoczął się film a właściwie, jak mówili ci, którzy go oglądali, koncert rock’n’rolla. Nic się nie pomylili, faktycznie wiele zmontowanych klipów z tańczących, młodzieżowych sal czy tanecznych, londyńskich klubów, przyćmiły oglądającym fabułę filmu. Dla nas, młodych, biograficzna opowieść o idolu tamtych czasów, nie była podmiotem, czymś ważnym. My, buntowniczo nastawieni, koncentrowaliśmy się, na linii melodycznej, dynamice i ekspresji wykonywanych utworów, a było ich dużo. Wspomnę niektóre piosenki, które w późniejszym czasie wypełniały niejedną prywatkę w naszych, tomaszowskich domach; Singing The Blues, Teenage Party, Butterfingers czy szaleńczy Elevator Rock. Drugim ważnym dla mnie elementem w filmie, były sceny par tańczących rock’n’roll, mogłem je skonfrontować z naszą tańczącą parą, Lidka Ceglarz i Wiktor Weggi, na zabawie choinkowej w starzyckiej jedenastolatce. W trakcie trwającego seansu do mojej głowy docierały sceny ze szkolnej kotłowni, z koncertu zespołu Rhythm and Blues w kinie Mazowsze czy w domowym zaciszu słuchania listy Top Twenty w Radio Luxembourg.
Kiedy wyszliśmy z kina, w miejscu przed wejściem na poczekalnie, tak jak ja przed swoim seansem, stała duża grupa ludzi, między innymi rozpoznałem kilka osób, bracia Jurek i Mietek Kałużny, Jurek Marcinkowski, Kaziu Szmidt, Jurek Tomaszewski i nieco starsi Janek Rzęczykowski, Jurek Szczukocki, którzy uczestniczyli w seansie o 15.30. Dołączyłem do nich, by po raz trzeci, w dniu premiery W rytmie Rock,n,Rolla, uczestniczyć w jakże innym, szczególnym, kuluarowym wydarzeniu. Kiedy rozpoczęła się projekcja filmu o godzinie 20.00, już zaprawieni wcześniej zaliczonymi seansami, grupa nasza stojąca pod głośnikiem, zachowywała się odważniej, bardziej energicznie, głośno i tanecznie, zupełnie jak na koncercie.
Dwukrotnie uciszała nas patrol milicji, grożąc, jeśli nie ucichnie głośne zachowanie, będziemy z stąd rozgonieni. Dzięki temu, że dyscyplinowaliśmy się sami, przetrwaliśmy w coraz to bardziej powiększającej się, rock’n’rollowej grupie słuchaczy, aż do końca ostatniego seansu.
Dzisiaj mogę powiedzieć, że uczestniczyłem we wszystkich projekcyjnych dniach. Jeśli nie w kinowej sali (film oglądałem wielokrotnie, trudno ustalić mi liczbę) to codziennie wystawałem pod kinowym głośnikiem. Film globalnie zmienił oblicze miasta, tomaszowskiej młodzieży, mogę powiedzieć, że przyszła era osobistej wolności coraz trudniejsza do osiodłania młodych, przez socjalistyczne kanony jakie miał do osiągnięcia tego celu - Związek Młodzieży Socjalistycznej (ZMS). Już nigdy nie byłem posłuszny żadnym mechanizmom stosowanych przez władzę, nie zawsze wychodziło mi to na dobre, ale ...
Od redakcji
Publikowane przez nas od jakiegoś czasu wspomnienia pana Antoniego Malewskiego to nie tylko jego subiektywne odczuwanie muzyki, która swoją popularność zaczęła zyskiwać prawie 60 lat temu ale także (a może przede wszystkim) prezentacja Tomaszowa Mazowieckiego, jakiego większość z nas nie pamięta i jakiego nie zna. To prawdziwa podróż muzycznym wehikułem czasu. Być może ktoś z Państwa chciałby podzielić się z nami podobnymi wspomnieniami, z przyjemnością pokażemy w ten sposób inne oblicze Tomaszowa, miasta, które niegdyś tętniło życiem.
Napisz komentarz
Komentarze