Napisany przeze mnie artykuł nosił tytuł „Tomaszów, miastem bandytów”. Postawiłem w nim tezę, że mieszkańcy naszego miasta nie mogą się czuć w nim bezpiecznie, co można było wywnioskować po działaniach funkcjonariuszy, którzy w mojej ocenie podejmując interwencję wykonali tylko czynności, które wykonać musieli a nie te, które wykonać mogli. Samego zdarzenia opisywać po raz kolejny. Zainteresowanych odsyłam do zamieszczonego powyżej linku. Czuję się natomiast zobowiązany odnieść do wyjaśnień, przesłanych nam po publikacji przez rzecznika prasowego tomaszowskiej Komendy. Tym bardziej, że zarzucono mi nierzetelność, z czym zgodzić się nie mogę.
Wyjaśnienia przesłane przez rzecznika nasi czytelnicy znajdą w artykule „Tomaszów nie jest miastem bandytów”.
Zacznę od tego, że opisane przeze mnie zdarzenie traktować należy jako relację naocznego świadka. Przypomnę naszym dzielnym funkcjonariuszom, że zeznania niezależnych i bezstronnych obserwatorów mają (w przypadku braku dowodów w postaci dokumentów i innych przedmiotów) kluczowe znaczenie dowodowe w każdym postępowaniu sądowym. Notatka służbowa policjantów, którzy bezpośrednimi obserwatorami zdarzenia nie byli, to za mało aby podważać wiarygodność osób które z bliska przyglądały się temu, co się działo w rzeczywistości.
Świadków opisywanej przeze mnie napaści było dużo więcej ale nie zadano sobie minimum trudu, by ich na miejscu i na gorąco rozpytać. To pierwsze, co można było zrobić a czego nie zrobiono. Dlaczego? Na to pytanie rzecznik tomaszowskiej komendy nie odpowiada. Możemy wnioskować jedynie, że napadnięta para sama sobie jest winna, bo nie zażądała od razu ścigania drania przez którego została napadnięta. To, że młodzi ludzie mogli najzwyczajniej w świecie się bać (co było uzasadnione, zważywszy, że napastnik nie zawahał się przed stosowaniem rękoczynów w biały dzień i w obecności innych osób) nie przyszło już nikomu do głowy. Zero inicjatywy, jedynie krótkie rozpytanie stron rzekomego konfliktu, który ja nie waham nazwać się bandycką napaścią.
Być może, gdyby wypytano o okoliczności zdarzenia świadków, Policja nie pisałaby w swoim oświadczeniu o „wzajemnych rękoczynach, których efektem były zadrapania na twarzy”. No cóż, wynika z tego, że aby mundurowi podjęli rzetelną interwencję, kiedy ktoś nas napadnie, nie powinniśmy się próbować bronić, bo możemy w ten sposób spowodować zadrapania na twarzy napastnika, co z kolei mogłoby bystrym stróżom prawa zasugerować, że to nie nas usiłowano pobić ale, że to myśmy kogoś pobili. W ten sposób właśnie tworzy się atmosferę w której bezpiecznie czują się jedynie łobuzy a nie zwyczajni ludzie. W tym kontekście właśnie pisałem, że „Tomaszów jest miastem bandytów”.
„30-latek przedstawił swoją wersję, według, której przejeżdżając przez Plac Kościuszki zmuszony był do gwałtownego hamowania, ponieważ idąca para wtargnęła nagle na jezdnię. Z jego opisu wynikało, że pieszy zaczął mu ubliżać. Kilka ulic dalej kiedy zobaczył wspomnianych ludzi zatrzymał się aby wyjaśnić zaistniałą sytuację. W trakcie rozmowy zaczęli się kłócić i szarpać.”
W ten sposób wyjaśnia i (niestety) usprawiedliwia działania napastnika tomaszowska Policja. Jeśli ktoś spotkał się z większym absurdem, to czekamy w naszej redakcji na mail z opisem sytuacji. Jak bowiem rozumieć powyższe stwierdzenia? My rozumiemy to w ten sposób, że za każdym razem, kiedy jadąc samochodem, zmuszeni jesteśmy do gwałtownego hamowania powinniśmy pobić osobę, która była jago przyczyną. W tym przypadku, byli to ludzie młodzi, następnym razem nieprzyjemna przygoda spotka staruszkę. Otóż wyjaśniam panom policjantom w sposób mam nadzieję zrozumiały i przystępny: nikt nie ma prawa naruszać nietykalności cielesnej innej osoby! Nie ma znaczenia, czy weszła ona niespodziewanie na jezdnię, czy zrobiła cokolwiek innego. Nikt nie ma takiego prawa nawet, gdyby taka osoba posługiwała się obelgami i wyzwiskami. Prawo do nietykalności gwarantuje wszystkim nie tylko Kodeks Karny ale również Konstytucja RP. Wiedzą o tym nawet dzieci w przedszkolach, tym bardziej powinny to wiedzieć służby powołane właśnie w celu ochrony tego prawa, przysługującemu każdemu obywatelowi.
Idąc dalej tym tokiem rozumowania, policjanci powinni być konsekwentni. Skoro napadnięta para wtargnęła niespodziewanie na jezdnię i zmusiła do gwałtownego hamowania ogolonego na łyso jegomościa, to popełniła wykroczenie, powinna więc zostać ukarana mandatem. Aby jednak ją ukarać należałoby udowodnić, że rzeczywiście wtargnięcie miało miejsce. Tu znowu trzeba by się odrobinę napracować i w wersji minimum przejrzeć zapisy monitoringu miejskiego, którym objęty jest cały Plac Kościuszki. Właśnie w tym celu miasto wydaje miliony złotych na jego funkcjonowanie. To kolejna rzecz, którą można było zrobić, a której nie zrobiono.
„Policjanci u obu mężczyzn zauważyli zadrapania i zaczerwienienia na twarzy. Nie wyczuli od kogokolwiek woni alkoholu.”
Będąc złośliwym mógłbym napisać, że skoro nie wyczuli, to może sami wcześniej wypili kilka „głębszych” ale nie o to przecież chodzi. Jakie bowiem ma znaczenie to, czy policyjny nos coś wyczuł czy nie wyczuł. Agresywny facet poruszał się samochodem. Należało go zbadać, ponieważ stwarzał zagrożenie. Żadne policyjne procedury nie zabraniają badać kierowców alko testami. Z tego co wiem jest dokładnie „na odwrót” o czym mogą się często przekonać osoby jeżdżące ulicą Dąbrowską. Zresztą nie tylko alkohol wywołuje rozchwianie emocjonalne oraz agresję. Czy zawartość amfetaminy w organizmie również jest u nas badana „na oko”?
„Obie strony konfliktu odmówiły złożenia zawiadomienia o przestępstwie. Sytuację należy zakwalifikować jako naruszenie nietykalności cielesnej co zgodnie z kodeksem karnym ścigane jest z oskarżenia prywatnego a nie z urzędu”.
Powyżej kolejny przykład przedstawiania sytuacji tak jak to jest wygodnie. Oczywiście można argumentować i w taki sposób. Tyle, że taka awantura w biały dzień i w centrum miasta, stwarzająca zagrożenie nie tylko dla osób biorących w niej udział ale również dla przechodniów może być również potraktowana, jako zakłócenie porządku. Reguluje je art. 51 Kodeksu Wykroczeń. W jego punkcie drugim mowa jest także o czynach dokonywanych pod wpływem alkoholu. Dla tomaszowskiej policji opisane przeze mnie zdarzenie nie miało charakteru takiego wykroczenia. Znaczy to ni mniej ni więcej, że każdy może się bić z każdym, kiedy chce i gdzie chce, tak długo, jak żaden z uczestników bijatyki nie poczuje się poszkodowany. Doprawdy, wydaje się, że mamy do czynienia ze światem Barei albo z całkowitą bezmyślnością i brakiem kompetencji.
„Policjanci podejmując interwencję opierają się na przepisach prawa a nie subiektywnych odczuciach i emocjonalnych ocenach, które zaważyły na bardzo stronniczej i nierzetelnej relacji autora publikacji”
Brawo, tylko dlaczego nie zrobili tego panowie, którzy zjawili się na interwencję przy ulicy Słowackiego. Możliwości, jak wykazałem wyżej były, tylko zabrakło chęci. Nie pozostaje mi nic innego jak stwierdzić raz jeszcze, że w mojej ocenie interwencja została „odfajkowana”.
„Autor tekstu oprócz obrażania funkcjonariuszy którzy przeprowadzając interwencję zachowali się w sposób właściwy, obraził mieszkańca Tomaszowa nazywając go łysym bandytą, karkiem itp. zachowanie dziennikarza było zdecydowanie stronnicze, gdyż nie zadał sobie trudu aby porozmawiać z obydwoma stronami konfliktu, jedynie patrząc z daleka opisał wspomnianą sytuację”
Nie raz jeszcze nie zawaham się opisując podobne sytuacje nazwać napastnika „łysym bandytą”, „karkiem” lub innym epitetem. Uważam bowiem, że łobuza należy nazywać łobuzem, bo nim po prostu jest. Jeśli ktoś uważa inaczej, to najwyraźniej ma problemy z właściwą oceną otaczającej go rzeczywistości. Nie widzę też powodu, dla którego miałbym rozmawiać z agresywnym draniem, uważam, że w wystarczającym stopniu (przykro to pisać) jego interesy reprezentuje tomaszowska policja.
„Należy również ubolewać nad tym, że autor publikacji „Tomaszów miasto bandytów”, jako przedstawiciel mediów, zobowiązany przez ustawę Prawo Prasowe, do prawdziwego i rzetelnego przedstawiania omawianych zjawisk, rażąco wypaczył rzeczywisty przebieg policyjnej interwencji, wprowadzając tym samym w błąd Czytelników, jednocześnie manipulując odbiorem społecznym związanym z poczuciem bezpieczeństwa w Tomaszowie Maz.”
To, że niczego nie wypaczyłem myślę, że wykazałem już powyżej. Odniosę się jednak do rzekomej manipulacji związanej z poczuciem bezpieczeństwa. Zrobię to zadając pytanie: czy ktokolwiek widząc w biały dzień, podobną do opisanej awanturę, czuje się bezpiecznie, czy może jednak odczuwa zagrożenia? Zapewniam funkcjonariuszy tomaszowskiej Policji, że zwykli obywatele naszego miasta, nie posiadający pałki, gazu, kajdanek i broni oraz upoważnienia do ich użycia odczuwają lęk a za to poczucie zagrożenia nie odpowiadają bynajmniej dziennikarze, krytykujący i wytykający błędy.
Na zakończenie, skoro rzecznik tomaszowskiej komendy odwołał się do oficjalnych statystyk i badań CBOS, to ja odwołam się do sondy , przeprowadzonej przez nas wśród czytelników portalu. Wynika z niej, że 61% naszych głosujących uważa, że Tomaszów bezpiecznym miastem nie jest
Napisz komentarz
Komentarze