To oczywiście sarkazm, bo prawda jest taka, że w zwalczaniu draństwa sukcesy bywają u nas mizerne i pochwalić się nimi jest raczej trudno. Tymczasem w Tomaszowie bezpiecznie nie jest a wielu Tomaszowian boi się wieczorami wychodzić na ulicę. Zresztą policjanci też się boją na nią wychodzić, bo trzeba jakoś przetrwać do emerytury...
Po raz kolejny miałem dzisiaj wątpliwą przyjemność obserwować działa dwóch policyjnych supermenów, którzy przyjechali na interwencję, wezwani telefonicznie przez 20 letnią dziewczynę, której chłopak został w biały dzień napadnięty, przez łysego bydlaka jeżdżącego Mercedesem.
A wszystko zaczęło się około godziny 15:30 na Placu Kościuszki. Para dwudziestolatków przechodziła przez ulicę. W pewnej chwili pojawił się rozpędzony mercedes, który zamiast zwolnić przyspieszył i minął ich zaledwie o kilkanaście centymetrów. Trudno w tej chwili powiedzieć, czy idący z dziewczyną chłopak coś krzyknął a może pogroził ręką zidiociałemu kierowcy. Faktem jest, że ten zamiast jechać dalej zawrócił i ruszył szukać w okolicznych uliczkach osób, których chwilę wcześniej o mało co nie przejechał.
Długo szukać nie musiał. Przy skrzyżowaniu z ulicą Słowackiego dojrzał oboje przechodzących przez ulicę. Zatrzymał się u wyskoczył z samochodu. Zapewne ani dziewczyna ani chłopak nie przypuszczali nawet, że mają do czynienie z zwykłym bandziorem, co i tak jest dosyć łagodnym określeniem dla tego obrzydliwego typa, który rzucił się do bicia młodego człowieka. Zaczęła się bójka i szarpanina. Dziewczyna przerażona zaczęła krzyczeć i w końcu zadzwoniła na Policję. Na agresywnym łobuzie nie zrobiło to jednak wrażenia. Dopiero kilku stojących w pobliżu sklepu mężczyzn odciągnęło go od ofiary.
Radiowóz przyjechał stosunkowo szybko. Zatrzymywał się za to dosyć wolno. Dwóch lokalnych „szeryfów” wewnątrz. Jeden z nich powłóczystym krokiem wysiadł z samochodu. Powoli niczym John Wayne podszedł do chłopaka i dziewczyny i zaprosił do środka. Obserwując jego zachowanie byliśmy zaskoczeni szarmanckim gestem. Wypytywanie ofiar napaści trwało kilkanaście minut. W międzyczasie policjant podszedł do napastnika i równie grzecznie poprosił, by przestawił swój samochód kilkadziesiąt metrów dalej. Łysy łobuz karnie wykonał polecenie a następnie stanął pod drzewem i czekał.
Dziewczyna i jej chłopak w końcu zostali pożegnani i mogli już spokojnie pójść do domu a do radiowozu zaproszono pana ze świecącą czaszką. Posiedział sobie z nimi także tylko kilka minut. Po czym wysiadł, poszedł do mercedesa i spokojnie odjechał.
Byliśmy w szoku, że policjanci, którzy przyjechali wezwani przez przerażoną dziewczynę nie zadali sobie minimum trudu, by przebadać agresywnego drania pod kątem zawartości alkoholu w organizmie, nie sprawdzono też czy nie jest przypadkiem pod wpływem narkotyków. Po prostu pozwoli typowi odjechać, bo uznali… że jego zachowanie było normalne a pobity chłopak nie wniósł przeciwko niemu oskarżenia.
Interwencja została „odfajkowana”. Minimum niezbędnej biurokracji i notatka w notesie (wypisywana chyba ze 30 minut czyli dłużej niż trwała rozmowa z ofiarą) załatwiły sprawę a zbir w swoim poczuciu bezkarności zaatakuje wkrótce kolejną osobę a my mamy nadzieję, że tym razem będzie to córka albo syn innego policjanta. Zabrakło wyobraźni i inteligencji, by pojąć, że młoda osoba napadnięta w biały dzień w środku miasta może najzwyczajniej w świecie bać się zeznawać przeciwko komuś, kto bez najmniejszych skrupułów w obecności wielu osób pobił.
Rzecznik policji, z którą rozmawiałem na ten temat, stwierdziła, że policjanci nie mieli podstaw, by badać alkomatem drania, ponieważ nie został zatrzymany do kontroli w czasie jazdy. Otóż, pozwolę sobie nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Typ przestawiał samochód na polecenie policjanta, któremu wydawało się, że był trzeźwy. Nie przypominam sobie natomiast, bym czytał gdziekolwiek o szkoleniu funkcjonariuszy w zakresie „wydajemisie”, jedyne co kojarzy mi się w głowie, to dowcip w którym funkcjonariusz udaje radar, ale żeby udawał alko test, tego nie słyszałem.
Większość osób, które były świadkami napaści twierdziło, że bandzior zachowywał się co najmniej dziwnie. Dlaczego więc go nie zbadano? Bo ofiara stwierdziła, że nie wnosi o ściganie łobuza? A co będzie jeśli pobity wróci do domu i zacznie boleć go głowa, trafi do szpitala lub po prostu przestanie się bać i zgłosi się do Komendy Policji, by złożyć skargę dopiero jutro? Skąd policyjni geniusze wezmą dane świadków zdarzenia, kogo przepytają na jego okoliczność?
Zacytuję raz jeszcze młodych przyjaciół redakcji NaszTomaszów.pl - Policja? Oni się prawdziwych bandytów boją. - My, obserwując dzisiejsze zajście mieliśmy dokładnie takie samo wrażenie.
Napisz komentarz
Komentarze