Kilka lat temu w całej Polsce pojawiła się fala bankructw /najczęściej małych/ firm, będących podwykonawcami przy budowach głównie dróg ekspresowych i autostrad. Słychać było wiele krytycznych słów na temat tego, że publiczni inwestorzy nie zabezpieczają interesów lokalnych firm transportowych i innych świadczących usługi na rzecz podmiotów wyłonionych w organizowanych przez nie przetargach.
Zdarzało się nader często, że generalny wykonawca rozliczał budowę a następnie znikał, pozostawiając swoich partnerów z niezapłaconymi fakturami. Oczywiście wszyscy ci pokrzywdzeni ludzie swoje pretensje /nie całkiem słusznie/ kierowali do zamawiającego. Dlatego też ustawodawca wprowadził obowiązek zgłaszania podwykonawców inwestorowi. O to, by tak się stało jednak muszą zadbać oni sami.
Oczywiście samo to, że inwestor jest inwestorem publicznym, czy jak niektórzy zwykli mówić "państwowym" nie jest równoznaczne z tym, że pieniędzmi może dysponować w sposób dowolny i dwa razy płacić za wykonanie tej samej usługi. Może łatwiej byłoby sobie to wyobrazić, gdybyśmy podobne przypadki odnieśli do własnego "podwórka". Wyobraźmy sobie, że wynajmujemy firmę, która remontuje nasz dom. Rozliczamy usługę, opłacamy fakturę, a po dwóch miesiącach zgłaszają się do nas pracownicy tej firmy żądając pieniędzy, ponieważ ich szef im pensji nie wypłacił.
Oczywiście dysponując własnymi pieniędzmi /a raczej ich nadmiarem/ możemy hojną ręką wypłacić pracownicze gaże. Nikt nam tego przecież nie broni. Jednak w przypadku publicznego "grosza" jest to nie tylko skomplikowane ale wręcz niemożliwe. Jest tyle instytucji kontrolnych, które na bieżąco weryfikują prawidłowość wydatkowania pieniędzy, że bardzo szybko hojny samorządowiec, mógłby wylądować na całkiem darmowym wikcie w hotelu na ulice Wroniej w Piotrkowie Trybunalskim. Dla przykładu, tomaszowski magistrat był niedawno kontrolowany przez Najwyższa Izbę Kontroli. Chyba po raz pierwszy w historii, protokół pokontrolny nie zawierał żadnych uwag ani zaleceń.
Co ważne, inwestor /w tym konkretnym przypadku - miasto/ nie ma żadnych prawnych możliwości aby w jakikolwiek sposób wymóc na generalnym wykonawcy aby ten zapłacił nie zgłoszonemu podwykonawcy. Jeszcze gorzej jest, kiedy podwykonawca, jest podwykonawcą... podwykonawcy.
Generalnym wykonawcą budowy toru łyżwiarskiego, wyłonionym w przetargu była firma Rosa-Bud z Radomia. Zaoferowała, że wykona inwestycję za 47 mln 601 tys. zł. Termin w jakim zobowiązała się zrealizować inwestycje był naprawdę ekspresowy. Razem z pracami projektowymi trwał nieco ponad rok. Oczywistym było, że na placu budowy pojawią się liczni podwykowacy. Żadna firma w Polsce nie jest uniwersalna, dlatego do poszczególnych faz wynajmuje się wysoce wyspecjalizowane podmioty. Inwestor zabezpieczając interesy takich firm, nakłada obowiązek zgłaszania kolejnych zatrudnianych podwykonawców. Zdarza się często, że powstaje cały ich łańcuszek.
Przy tomaszowskiej hali Rosa-Bud część prac zleciła firmie ZECHiK. Ta z kolei zatrudniła spółkę Mires z Torunia, a kolejnym ogniwem była Cool experts, wykonująca wentylację w budynku. Ta ostatnia firma nie została zgłoszona oficjalnie jako podwykonawca.
Napisz komentarz
Komentarze