Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 5 listopada 2024 05:17
Z OSTATNIEJ CHWILI:
Reklama
Reklama

Tajlandia (Mae Sot) - Azja w pigułce?

Chiang Rai i Chiang Mai potraktowałem sobie trochę jako kulinarno-kulturowe wprowadzenie do Tajlandii. Po zupkowo - naleśnikowo - kanapkowej monotonii Laosu, oglądając przez kilka pierwszych dni ofertę ulicznych straganów oferujących małe porcje wszystkiego co da się strawić, czułem się trochę jak Pawlak i Kargul w Chicago. Dzięki Fon, dowiedziałem się, że na tajskich weselnych bufetach nie ma zamkniętej listy gości, określiłem moje preferencje smakowe w nowym kraju, spróbowałem restauracyjnego jedzenia z prawdziwego zdarzenia, nacieszyłem podniebienie smakiem espresso ristretto z porządnego, dwukolbowego ekspresu La Cimbali, popisując się przy tym znanymi mi sposobami przyrządzania kilkuwarstwowej kawy i poszperałem w znajdującej się na zapleczu lodówce, w której światło przysłonięte było ciekawie wyglądającymi owocami, warzywami i gotowymi przysmakami. Do tego, Fon dbała od czasu do czasu żebym nie przepełnił żołądka.
Kliknij aby odtworzyć
Drogi użytkowniku! Wykryliśmy, że korzystasz z programu blokującego reklamy w przeglądarce (AdBlock lub inny). Dzięki reklamom oglądasz nasz serwis za darmo. Prosimy, wyłącz ten program i odśwież stronę.

 

Mój następny punkt był bliżej nieokreślony. Kryteria, które przyjąłem podczas wyszukiwania kanapy to:

 

     - kierunek południowy (wypadałoby wreszcie jakoś konkretnie pojechać)
     - ciekawa osoba (w krajach gdzie można znaleźć tanie zakwaterowanie stałem się 
       wybredny w poszukiwaniu hostów)
     - czas na dojazd: jeden dzień (nie ma się co spieszyć).

 

Włączając couchsurfingową opcję wyszukiwania według mapy, wybrałem prowincję o bardzo ciekawie i śmiesznie brzmiącej nazwie TAK - jedynego miejsca w Krainie Uśmiechów, którego nazwę mogłem bez żadnych problemów wymówić..... Pobożne życzenie. Tajowie mogliby być mistrzami przekonującego potakiwania. Nasze rodzime, krótkie "tak, tak", czy nawet TAK, jakby nie patrzeć, brzmi nieco zdawkowo. Co innego w Tajlandii - nazwę TAK, wymawia się tutaj bardzo mocno przeciągając środkową samogłoskę i dając do tego ton "w dół", co skutkuje, że brzmi ona mniej więcej TAAaaak.

 

 

W drodzę do miejsca, którego nazwę da się wymówić.... taaaaaa(k).

 

Miałem szczęście - praktycznie od razu po wysłaniu pierwszej kanapoprośby, odezwał się pochodzący z Indonezji Freddie, którego poznałem jeszcze na jednym ze spotkań couchsurferów w Chiang Mai. Ciekawa osoba z ciekawego kraju. Pierwszą rzeczą było jednak dostanie się do Mae Sot, w którym Freddie pracuje jako etatowy wolontariusz.

 

Po czułych pożegnaniach z Fon, Christinne, Sky'em i Victorem, zszedłem sunącą stromo w dół drogą. Przez chwilę pomyślałem sobie, że fajnie byłoby tędy zjechać zimą na nartach. Tyle tylko, że dawno nie jeździłem na nartach. Poza tym, większość Tajów nie ma pojęcia co to zima. Nie mówiąc już o wiośnie, lecie czy jesieni. W tej części świata jedyne pory, które się rozróżnia to sucha, deszczowa i obiadowa. Na superhighway'u łączącym Chiang Mai z Bangkokiem, stałem w jednym miejscu chyba z 3 godziny. Pomimo czterech pasów i dużego ruchu, wszyscy, którzy się zatrzymali,wjeżdżali do miasta. Nikt nie chciał mnie zabrać nawet do następnego zjazdu.

 

Super highway numer 1 byłby na prawdę super gdyby omijał miasta.

 

Jeden ze starszych panów, który zjechał na pobocze, otworzył szybę i zapytał skąd jestem. Po usłyszeniu odpowiedzi, że z Polski, powiedział, żebym sobie poszedł na autobus i odjechał. Nie powiem - trochę mnie to zakłopotało. W jeszcze większą konsternację wprawiło mnie to, że pan wrócił po kwadransie i zaoferował, że jednak podwiezie mnie ten kawałek. Może pojechał do sklepu z mapami zapytać się gdzie jest Polska..... Niestety, podobnie jak inni kierowcy, zjechał do miasta. Znowu musiałem poczekać kilkanaście minut. Zatrzymała się para jadąca na lotnisko. Kierowca, stwierdził jednak, że wywiezie mnie znacznie dalej - poza rogatki. Kiedy wyskakiwałem z samochodu, dostałem butelkę wody i bardzo entuzjastyczne życzenia na drogę wypowiedziane w taki sposób jakby autostopowy dojazd do Mae Sot był porównywalny z autostopową misją na Marsa. 

 

Za wylotem, nie musiałem już długo czekać. O ile, w Chiang Mai, wydawało mi się, że autostop w Tajlandii nie jest jednak taki łatwy, o tyle już poza miastem, praktycznie od razu zatrzymał się stary Nissan pickup z trzema młodymi facetami, którzy podwieźli mnie do Lamphun. Tam, stojąc na rozwidleniu dróg, zaraz za światłami, znów, praktycznie od razu, zatrzymał się kolejny, nowszy pickup z rodziną siedzącą w środku. Na pacę, przetoczyłem się kolejne kilkadziesiąt kilometrów do Lampang, gdzie napotkałem malutką powódź, która powstała po króciutkim, ale dość obfitym deszczu. Łapanie za światłami w wodzie po kostki nie wchodziło w grę. Musiałem odejść kawałek albo..... wejść na pas zieleni między jezdniami. Trochę nie po tej stronie, ale dzięki temu, nie miałem problemu z wdrapywaniem się na pakę kolejnego pickupa.

 

Powodzi się w Tajlandii od czasu do czasu.

 

Tym razem, kierowca jechał do Bangkoku. Zastanawiałem się przez chwilę czy nie ściąć sobie od razu drogi konkretnie na południe - do stolicy. Sęk w tym, że w Mae Sot, czekał na mnie już Freddie. Kierowca podrzucił mnie do Tak i po upewnieniu się, czy chcę zostać w stolicy prowincji czy odbić w stronę Birmy, odstawił mnie na właściwe skrzyżowanie. Dalszy autostop był już pestką. Tym razem, zatrzymałem kolorową ciężarówkę. Patrząc na niektóre autobusy, tuk-tuki, puszkobusy (songthaewy), gołym okiem widać, że Tajowie mają w sobie coś z Hindusów. W sumie, Azja Południowo-Wschodnia to taki południowy, dalekowschodni i trochę Pacyficzny misz-masz.

 

Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy po przyjeździe do ciemnego już Mae Sot był ogromny meczet zbudowany niedaleko chińskiej świątyni. Zanim skontaktowałem się z Freddiem, znalazłem knajpkę, w której za 30 bahtów (3 zł.), dostałem wielką porcję smażonego ryżu. Przy okazji, na zapleczu, mogłem zrobić sobie też tatuaż. Kolejny przykład misz-maszu pomiędzy Azją Południową a Dalekim Wschodem - multibiznes. Nie zdziwiłbym się gdyby oprócz jedzenia i malowania rozmaitych części ciała, właściciel oferował również pranie pojazdów, mycie ubrań i jednodniowe wycieczki na księżyc.

 

Wiekszość osób w Mae Sot to birmańska mniejszość muzułmańska.

 

Freddie, pracujący dla organizacji VSO (Volunteering Overseas) , swój 6-miesięczny kontrakt w Tajlandii spędza na obsłudze systemu komputerowego w ośrodku dla uchodźców z Birmy. Na noc, schodzi do swojego drewnianego domku zbudowanego na palach, który w odróżnieniu od wielu innych tego typu konstrukcji w tej części świata, posiada zabudowaną łazienkę z podgrzewanym prysznicem, kuchnię i router z superszybkim wifi. Podobnie jak ja, Freddie lubi podróżować i jeść. A, że mamy podobne gusta, na śniadanie, zostałem zabrany do muzułmańskiej knajpki, gdzie pierwszy raz od kilku miesięcy dostałem chleb - prawdziwy, wypiekany na miejscu chleb typu naan. Do tego samego miejsca wróciłem w porze drugiego śniadania. Niestety, jakby się mogło wydawać, bardzo tani "chleb powszedni" (15 bahtów za kilka kawałków ciepłego naanu i dobrze przyprawionego curry), okazał się być towarem nie takim powszednim, a wręcz luksusowym. Muzułmanie w Mae Sot, naan, ciapati i roti pieką i spożywają na potęgę. tyle, że można go dostać niestety jedynie pomiędzy 6 a 9 rano. Przez kolejne dni, z Freddiem widziałem się jedynie rano i wieczorem.
 

Życie "o chlebie i wodzie", może czasem oznaczać bardzo luksusowy styl życia.

 

Podczas dnia, miałem jednak inne towarzystwo w postaci imigrantów i uchodźców z Birmy, dzięki którym, skupiające na malutkiej powierzchni żyjących obok siebie przedstawicieli wielu różnych kultur, Mae Sot, okazało się być moim ulubionym miejscem w Krainie Uśmiechów. Gdzie indziej, obok południowoazjatyckiej świątyni, stoi świątynia chińska i meczet? Gdzie indziej, ulice zdobią nie tylko kolorowe kokardki, ale do tego tradycyjny makijaż birmańskich kobiet i mężczyzn? Gdzie indziej, widząc białego przechodnia, nikt nie krzyczy "falang"? Nie to, żebym miał coś przeciwko podejściu Tajów do obcokrajowców, ale słowo "falang" czasem brzmi dla mnie nieco jak "nigga". Po prostu, mimo braku złych intencji, nadal podkreśla ono odmienność a po dłuższym czasie w Azji, przychodzi czasem ochota by zniknąć choć na chwilę w tłumie. Mae Sot, mimo, że małe rozmiarowo, z pewnością jest tego typu miejscem.

 

W Mae Sot, nawet jakby założyć piuropusz wodza i lateksową mini-spódniczkę Jolanty R., możnaby wmieszać się w tłum.


O dziwo, większość uciekinierów doskonale mówi po angielsku. O dziwo też, większość z nich jest w Mae Sot nielegalnie. Pierwszego dnia poznałem Ismaila - byłego więźnia politycznego, obecnie przebywającego w Królestwie Uśmiechów na naciąganych prawach uchodźcy (pracuje za 100 dolarów miesięcznie i przeważnie nie mieszka w obozie), który w towarzystwie swojego wnuczka oprowadził mnie po miasteczku. Szukając organizacji zajmującej się pomocą więźniom politycznym (AAPP), na straganach zajmujących całe centrum Mae Sot, udało mi się kupić nowy sarong.

 

Praktycznie całe centrum Mae Sot to jeden wielki targ.

 

Stary, zostawiłem niestety u Fon, w Chiang Mai. Z kolei, Ismail, rozglądał się za jakimś używanym rowerem za rozsądną cenę. Po kilku godzinach poszukiwań, znalezieniu organizacji i długiej rozmowie z jedną z jej pracownic, która opowiedziała mi o dawnej i obecnej sytuacji aresztowanych podczas licznych rewolucji w Birmie, udało nam się dostać mało używany jednoślad w najbardziej rozsądnej cenie - zero bahtów.

 

Ismailowi udało się dostać za darmo prawie nowy rower.

 

Usłyszałem też w jaki sposób przekracza się tutaj granicę - nie mogło mi się to pomieścić w głowie. Chyba cały czas mam klapki na oczach, które sprawiają, że zwykły czerwony "dzienniczek ucznia" z orzełkiem w koronie na okładcę wydaje mi się być rzeczą nieodzowną podczas podróżowania a nie zwykłym mini-albumem na kolorowe pieczątki i naklejki.

 

 

 

 

Musiałem podjechać na przejście i na własne oczy zobaczyć tragiczne i groteskowe zarazem sceny. Życie obywateli Birmy nie należy do najmilszych. W Tajlandii, również nie czeka na nich spełnienie Asian Dream. Z drugiej strony, przynajmniej mają zajęcie i szanse na jako takie utrzymanie rodzin. Niektórym, dzięki pomocy organizacji międzynarodowych, udaje się nawet wybić spoza tłumu. Legalnie, z jednego kraju do drugiego przechodzi się przez Most Przyjaźni. Mimo, że może on spokojnie wytrzymać nacisk kilkudziesięciu ton, nie daje mu się na codzień możliwości pokazania pełnych jego możliwości. Większość osób wybiera drogę na skróty - w przeładowanej, kursującej zaraz obok liczących bahty i kyaty strażników łodzi.

 

Zawsze chciałem zostać celnikiem. Tyle, że liczenie by mi tak dobrze jak niektórym nie wychodziło - zbyt kiepski byłem z matematyki.

 

Zasada jest prosta: 20 bahtów dla birmańskiego celnika, 20 bahtów za łódkę, głowa w dół i przejście na stronę tajską. W przypadku przyłapania nielegalnego imigranta grozi mu albo deportacja, tydzień przymusowych wakacji w domu i powrót łódką za 40 bahtów łącznie, albo 300 bahtów (30zł. łapówki). Dzięki temu, Mae Sot jest jednym z ulubionych miejscem pracy dla tajskich funkcjonariuszy służby celnej. Samo miasto jest również swojego rodzaju kotem syjamskim. Z jednej strony, wjazd do Tajlandii bez paszportu jest surowo zabroniony. Z drugiej, kraj ten, potrzebuje taniej siły roboczej, która za 100 dolarów miesięcznie podejmie się każdego, nawet najbardziej niebezpiecznego czy brudnego zadania. Może dlatego, sama granica jako tako strzeżona jest jedynie po stronie birmańskiej. Po stronie tajskiej, zamiast strzeżenia, stawia się na strzyżenie..... trawy. Za to, na wszystkich drogach wylotowych z miasteczka ustawione są celne i policyjne checkpointy, na których funkcjonariusze sprawdzają paszporty wszystkich osób znajdujących się w autobusach i wyrywkowo zatrzymanych pojazdach prywatnych.

 

Zakupy na bezcłówcę. Zasady jak w koszykówcę - nogi na ziemi, ręce za linią - nie ma outu. Jest out? 20 bahtów i nie ma outu.

 

Przez kilka dni w Mae Sot, czułem jakbym znalazł się w Azji w pigułcę. Tutaj, zwykła szarość nabiera kilkusetbitowej głębi kolorów, prostota jest tak skomplikowana, że aż niezrozumiała, ogromna bieda przeplata się z bogactwem, a chowający się przed słońcem w cieniu palmy kokosowej żebrak z amputowanymi po wybuchu miny lądowej nogami zagaduje i opowiada jaki jest szczęśliwy bo, mimo że śpi na ulicy, nie musi przymierać głodem.

 


 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Polecane
Podsumowanie XXVII Kwesty pn. „Ratujmy groby zasłużonych Tomaszowian”Przemysłowcy oskarżeni o niesłychane przestępstwoSkonsultuj komunikację miejskąSpotkanie z prof. Jerzym Bralczykiem w MBPUtrudnienia w ruchu 11 listopadaNisze w kolumbarium dostępne do rezerwacjiŁódzkie/ W okresie Wszystkich Świętych 14 wypadków; nie było ofiar śmiertelnychPolicja: od czwartku doszło do 161 wypadków drogowych; zginęło 11 osóbListopadowe atrakcje w Tomaszowie MazowieckimJak wybrać odpowiednie łóżko do sypialni? Oto podpowiedźW gabinetach stomatologicznych jest coraz drożejKlasyk dla Legii
Reklama
Regionalny Turniej Kół Gospodyń Wiejskich i Miejskich Regionalny Turniej Kół Gospodyń Wiejskich i Miejskich Powiatowe Centrum Animacji Społecznej po raz kolejny organizuje Regionalny Turniej Kół Gospodyń Wiejskich i Miejskich.  Będzie to już 8. edycja tego wydarzenia. Turniej skierowany jest do kół gospodyń z terenu województwa łódzkiego. Zmierzą się one w 6 konkurencjach: edukacyjnej, kulinarnej, artystycznej, sprawnościowej, modowej i teście wiedzy dotyczącym bezpieczeństwa na wsi.Tematem tegorocznej edycji jest PRL. Przedmiotem współzawodnictwa kulinarnego będzie deser. Scenka w konkurencji artystycznej będzie nawiązywała do Wszechobecnych w tamtych czasach kolejek, natomiast w edukacyjnej należy przygotować prezentację o latach 80-tych, ukrytych we wspomnieniach. Konkurencja sprawnościowa do końca pozostaje tajemnicą, natomiast pytania z wiedzy o bezpieczeństwie na wsi przygotuje KRUS. Bardzo widowiskowo natomiast zapowiada się konkurencja modowa, do której uczestnicy mają przygotować strój inspirowany modą z okresu PRL. Będą one prezentowane na wybiegu.Ponadto zapraszamy do obejrzenia wystawy, nawiązującej do PRL-u. Będzie można zobaczyć stare sprzęty elektroniczne, odzież, artykuły gospodarstwa domowego, prasę i inne eksponaty, związane z tym okresem. Nad całością imprezy czuwać będzie jury złożone z ekspertów z danych dziedzin.Na zwycięzców poszczególnych konkurencji, a także Grand Prix turnieju, czekają wspaniałe nagrody.Gwiazdą wieczoru będzie Paweł Stasiak w repertuarze Papa Dance, a na zakończenie odbędzie się zabawa taneczna z MR. SEBII. Turniej odbędzie się 9 listopada o godz. 15.00 w PCAS-ie przy ul. Farbiarskiej 20/24.Data rozpoczęcia wydarzenia: 09.11.2024
XIX Tomaszowski Bieg Niepodległości XIX Tomaszowski Bieg Niepodległości Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza dzieci, młodzież i dorosłych do udziału w 19. edycji Tomaszowskiego Biegu Niepodległości, który odbędzie się 11 listopada. Mieszkańcy naszego miasta i powiatu będą mogli w ten niestandardowy sposób uczcić rocznicę odzyskania przez Polskę suwerenności. Start uczestników biegu planowany jest na godz. 13 z pl. T. Kościuszki, po zakończeniu oficjalnych uroczystości patriotyczno-religijnych z okazji 106. rocznicy odzyskania przez nasz kraj niepodległości. Wydarzenie przeznaczone jest zarówno dla grup zorganizowanych (ze szkół podstawowych i ponadpodstawowych, stowarzyszeń, organizacji, firm itd.), jak również dla uczestników indywidualnych. Osoby, które nie ukończyły 13 lat, mogą uczestniczyć w biegu wyłącznie pod opieką osoby pełnoletniej. Niepełnoletni mogą zostać zgłoszeni do biegu przez rodzica lub opiekuna prawnego.ZgłoszeniaBieg ma charakter rekreacyjny, do pokonania będzie trasa o długości ok. 1500 m. Zbiórka i weryfikacja zgłoszonych biegaczy odbędzie się w godz. 12-12.45 (domki na płycie pl. Kościuszki). Zgłoszenia na formularzach, których wzór znajduje się pod tekstem w załącznikach (tam też dostępny jest szczegółowy regulamin XIX Tomaszowskiego Biegu Niepodległości), w przypadku grup zorganizowanych przyjmowane będą do 6 listopada br. Uczestnicy indywidualni mogą zgłaszać się również w dniu biegu. Wypełniony formularz wraz z dołączonym do niego oświadczeniem należy dostarczyć do Biura Biegu mieszczącego się w Miejskim Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18. Rejestracji można także dokonać poprzez wypełnienie formularza zgłoszeniowego online, dostępnego pod linkiem: https://cutt.ly/TeDo09HZAby podkreślić uroczysty i patriotyczny charakter biegu, organizatorzy proszą uczestników o założenie białych lub czerwonych koszulek, czapek lub innych elementów wierzchniej garderoby w tych barwach. W związku z organizacją XIX Tomaszowskiego Biegu Niepodległości oraz koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa jego uczestnikom 11 listopada między godz. 12.45 a 14 wystąpią utrudnienia w ruchu kołowym w obrębie pl. T. Kościuszki oraz w al. Piłsudskiego na odcinku od pl. Kościuszki do ul. Legionów (w obu kierunkach). Prosimy kierowców o wyrozumiałość i przyłączenie się do wspólnych obchodów Narodowego Święta Niepodległości.  Data rozpoczęcia wydarzenia: 11.11.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama