- Specjalizujemy się w adopcjach kotów bezdomnych -mówi animatorka i szefowa fundacji Iza Milińska. - Zachęcamy ludzi do trudnych adopcji. Dla nas najważniejsze są koty kalekie. Uczymy, by nie bać adoptować kotów bez oczu czy bez nóg. Specjalizujemy się w adopcjach trudnych. Nazwa fundacji nie jest przypadkowa. Trafiają do nas często kocięta kilkudniowe, kilkutygodniowe, chore, okaleczone, zalęknione. Wtedy tak jak matki opiekujemy się nimi, głaszczemy, pielęgnujemy, podajemy leki,
Zanim bezdomny, dziki kot trafi do adopcji, jakiś czas spędza w tak zwanych domach zastępczych. Podlega tu socjalizacji i nabiera odpowiednich nawyków. Tutaj pojawia się chyba największy problem, z jakim w swojej działalności boryka się „Kocia mama”. - Bezdomnych zwierząt jest tak dużo, że trudno znaleźć dla nich miejsce. Każdy z domów zastępczych ma swoją „pojemność” i kolejny kotek może trafić do niego dopiero wtedy, kiedy zwolni się miejsce - wyjaśnia pani Iza.
Zdaniem szefowej fundacji to ludzie ponoszą odpowiedzialność za coraz większą populację bezdomnych kotów. To za naszą przyczyną rozchwiany został koci biologiczny zegar. - Wyrzucamy do śmietnika wszystko. Resztki jedzenia, pizz, obiadów. Koty na tym żerują i się rozmnażają. Kiedy ludzie mniej marnotrawili jedzenia, ze względu również na poziom zamożności, koty miały zachowane swój naturalny cykl. Rozmnażały się głównie na wiosnę. Wydawałoby się, że świadomość społeczna jest większa, że powoływane są coraz to nowe organizacje zajmujące się bezdomnymi kotami a mimo wszystko jest ich coraz więcej.
Władze większości miast swoje działania koncentrują wokół pomocy bezdomnym psom. Nikt nie opracowuje programów, które ukierunkowane były na koty. Podobnie też jest w Tomaszowie. Schronisko dla bezdomnych zwierząt nie przyjmuje kotów. Nie ma w tym nic dziwnego, bo te dwa gatunki nie mogą żyć w jednym miejscu obok siebie. Dla kotów przebywanie w otoczeniu dużej ilości psów może być nadmiernie stresujące.
- Nie chcemy od miasta żadnych pieniędzy, bo doskonale damy sobie radę sami - przekonuje Milińska. - To, co jest nam potrzebne, to ludzie, gotowi nieść pomoc zwierzętom i mają serce do kotów a fundusze sobie sami zapewnimy. Chociaż dobrze byłoby wprowadzić program bezpłatnej sterylizacji kotów.
Najważniejsza jest jednak edukacja. Osoby działające w Fundacji prowadzą aktywną działalność w szkołach, gdzie organizowane są konkursy i pogadanki dla dzieci. „Kocie mamy” pokazują najmłodszym w jaki sposób opiekować się zwierzętami.
Edukacja przydałaby się także wielu starszym osobom - Są tacy ludzie, którzy dokarmiają koty na osiedlach mieszkaniowych. Ich aktywność ogranicza się niestety tylko do tego, że dwa razy dziennie wystawiają miski z pożywieniem. W krótkim czasie z jednej kotki robi się kilkanaście kotów. Zaczynają się problemy, bo małe kocięta nie wychodzą na dwór a cały czas przebywają w piwnicach, gdzie załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne - tłumaczy pani Katarzyna, jedna z tomaszowskich wolontariuszek. - Lokatorzy zaczynają protestować i trudno się im dziwić, bo pojawiają się i nieprzyjemne zapachy i pchły. Zarządca budynku na skargi odpowiada kratowaniem okien w piwnicach i w ten sposób kilkanaście kotów zostaje na ulicach. Latem nie ma problemu ale zimą przy niskich temperaturach zdarza się że koty przymarzają do chodników. Uważamy, że wystawienie miski nie wystarcza. Jeśli ktoś decyduje się na pomaganie kotom, powinien też po nich sprzątać.
Wolontariusze podkreślają, że ich celem jest świadoma walka z bezdomnością zwierząt. Koty oddawane są nowym właścicielom wysterylizowane, wyleczone i odrobaczone. Przekazanie zwierzęcia odbywa się podstawie umowy adopcyjnej.
Napisz komentarz
Komentarze