Na wsi powinno być spokojnie.
Adnan mieszka w dużym domu zaraz obok głównej gałęzi jego biznesu - nowoczesnej farmy mlecznej. Mleko w jego gospodarstwie pochodzi z krów specjalnie sprowadzonych z Holandii. Nie sugerujcie się zdjęciami, że wieś w Pakistanie jest jakaś zacofana. Fakt, życie ludzi jest proste ale jeśli chodzi o samą hodowlę i uprawę, tutaj, przypomina to, dosłownie, produkcję plonów. Ziarna są modyfikowane na oddzielnych poletkach badawczych; genotyp zwierząt również podlega modyfikacji w specjalnych laboratoriach. To wszystko żeby wyprodukować jak najwięcej przy jak najmniejszym nakładzie finansowym. Dzięki łagodnemu klimatowi panującemu w Punjabie, zbiory tutaj odbywają się trzy razy w roku.
Punjab to najbardziej zielony i żyzny region w Pakistanie. Tutaj, choć kilka tysięcy kilometrów od Europy, widoki przypominały mi nieco nasz kontynent. Ludzie Punjabu żyją głównie z rolnictwa. Ponad 60% zbiorów i 70% żywności Pakistanu pochodzi właśnie z tego regionu. Główne uprawy to kukurydza, ryż, pszenica i bawełna.
Wszędzie dookoła jest zielono. Krajobrazy prawie jak w Europie.
Podczas mojego pobytu w folwarku Adnana, zwiedziliśmy przyległe miasteczko Depalpur, którego mieszkańcy uwielbiają spędzać wolny czas na budowie. Podczas 2000 lat historii, bowiem, miasto było wielokrotnie równane z ziemią i odbudowywane - głównie dlatego, że dawniej było pierwszym fortem na drodzę Khyber Pass (Afganistan) - Delhi (Indie). Na uwagę zasługuje tutaj tętniący przepychem główny meczet i wąskie uliczki pełnego życia starego miasta otoczonego wysokimi murami.
W Pakistanie tylko teoretycznie jeździ się po lewej..... a może po prawej stronie drogi. Adnan rozwiał moje wątpliwości. Tutaj jeździ się tam gdzie jest miejsce. Kierunek ruchu nie ma zbytnio znaczenia. W samochodach, kierownica jest po prawej stronie - w motorach i rikszach - po środku z przodu.
Główny meczet w Depalpur.
Ciasne uliczki starego miasta.
Myślałem, że na wsi znajdę trochę odpoczynku od pakistańskiej atmosfery "afery szpiegowskiej". Wszystko było dobrze gdy kręcilem się po żyznych, zielonych polach i okolicznych wioskach. Niestety, zobaczywszy traktor nie mogłem się oprzeć namowom właściciela żeby go wypróbować. Po paru kilometrach jazdy zostałem spisany - nie wiem za co bo funkcjonariusz znał angielski w stopniu bardzo utrudniającym komunikację. Moim zdaniem, problemem była jazda bez pasów - nie mogłem znaleźć niczego czym mógłbym się przytwierdzić do siedzenia. Tego samego wieczoru, do drzwi Adnana zapukało dwóch przezabawnych funkcjonariuszy kontrwywiadu, którzy skutecznie umilili nam wieczór
Być na wsi i nie przejechać się traktorem to jak być w Paryżu i nie zobaczyć Wieży Eiffla.
Napisz komentarz
Komentarze