Do czasu założenia Islamabadu, Karachi było stolicą Pakistanu. Swój szybki rozwój, miasto zawdzięcza największemu w Pakistanie portowi. Nadal jest stolicą handlu (łącznie z przemytem nielegalnych towarów), usług finansowych, przemysłu tekstylnego i samochodowego, sztuki, mody, medycyny.
Autobusem? Rikszą? Taksówką? W tych korkach, chyba jednak szybciej będzie na pieszo.
To również najbardziej kosmopolityczne miasto Pakistanu. Jak na dłoni, widać tutaj przedstawicieli różnych kultur, wyznań i narodowości - osiedlających się głównie ze względu na potencjał Karachi, jako rynku pracy. Nie jest trudno bowiem znaleźć tutaj bardzo dobrze płatnąe zajęcie. Szczególnie, jeśli jest się dobrze mówiącym po angielsku europejczykiem, przy odrobinie szczęścia mogą posypać się bardzo lukratywne oferty - głównie jako przedstawiciel handlowy.
Niestety, jest też druga, smutna, strona medalu. Obok tych, którym się udało, zamieszkujących bogatą dzielnicę Defence Housing Authority, wyglądającą jak pakistańskie Beverly Hills, żyją w spartańskich warunkach ci, którym noga się w pewien sposób powinęła. W niektórych częściach miasta, widok całych tabunów żebraków i łóżek ustawionych w nieładzie na poboczach ulic nikogo nie dziwi.
W dzielnicy Defence housing Authority minimalna powierzchnia domu to 300 metrów kwadratowych; standardem jest też mimimum dwóch służących.
Ale zaledwie kilkaset metrów od bogaczy żyje też wiele osób, które ledwo wiążą koniec z końcem.
Już Aleksander Wielki doceniał potencjał Karachi podczas budowania floty babilońskiej po swojej kampanii w Dolinie Indusu. W czasach, gdy Pakistan był częścią Indii Brytyjskich, Brytyjczycy wybudowali tutaj podwaliny obecnej infrastruktury, takie jak sieć dróg, kanalizacja, kryte bazary, itp.
Brytyjczycy trochę tutaj pobudowali zanim się zwinęli :-).
Po przyjeździe do Karachi zdziwił mnie klimat - spodziewałem się Sauny jak w rejonie Zatoki Perskiej. Na miejscu jednak zastałem kołyszące się na wietrze palmy kokosowe, temperaturę ok. 30 stopni i łagodną bryzę od strony morza. Wszystko to sprawiło, że temperatura odczuwalna wyniosła ok. 25 stopni więc można było spokojnie przebywać na zewnątrz nawet w środku dnia.
Dzięki łagodnemu klimatowi, na plaży można przebywać nawet w ciągu dnia nie ryzykując przegrzania bateryjek :-).
Niestety, w chwili obecnej, sytuacja miasta jest gorsza niż tragiczna. Ja trafiłem pod dobre skrzydła, Faizana, przesadnie wręcz obawiającego się o bezpieczeństwo na ulicach. Codziennie rano czytaliśmy gazety - bynajmniej nie dla rozrywki, przed wyjściem gdziekolwiek, oglądaliśmy wiadomości w telewizji żeby upewnić się, które dzielnice są bezpieczne. W Karachi bowiem codziennie ostatnio wybuchają strzelaniny, w których giną dziesiątki przypadkowych przechodniów. Nikt nie wie, kto jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy. "Terroryści" - to słowo zbyt ogólne. Niektórzy przypuszczają, że za chaos odpowiedzialni są dysydenci, próbujący obalić rząd. Inni twierdzą, że to pakistańskie grupy separatystyczne, które chcą uzyskać autonomię w swoich regionach. Jeszcze inni powiedzą, że to konflikty czysto religijne lub porachunku mafii. Według jednej z teorii, to partie polityczne wywołują celowo krwawe zamieszki, żeby móc przedstawić opinii publicznej, że obecny rząd nie radzi sobie z problemem ulicznego terroru.
Sytuacja w mieście jest beznadziejna. Nikt nie wie, kto jest za nią odpowiedzialny.
Ja jednak bardziej niż terrorystów, obawiałem się zwykłych komarów - one są bardziej powszechne i zabijają więcej osób przenosząc malarię (na szczęście przeważnie łagodną odmianę i chorobę denga.
Faizan, oprócz pokazania mi najciekawszych miejsc w mieście, ogarnął trochę mój pakistański szok kulturowy - miałem okazję poznać jego znajomych z całego przekroju społeczeństwa. Dowiedziałem się jak najlepiej poruszać się po miastach i między miastami; na co uważać, co można jeść, a czego kategorycznie unikać. Słowem, udzielił mi błyskawicznego kursu pakistańskich realiów.
Na dzień, w którym opuszczałem Karachi, ogłoszona została żałoba narodowa i ogólny strajk. Miasto zostało sparaliżowane. O autostopie nawet nie było mowy bo ludzie bali się wyjść na ulice w obawie przed kolejnymi atakami. Zdecydowałem się na pociąg. Ponad dwie godziny zeszło mi załatwianie biletu studenckiego do Lahore. Swoją drogą, muszę załatwić sobie legitymację emeryta - im przysługuje 75 zniżki w pociągach, więc mógłbym jechać klasą business za 8 usd. Tak, zdecydowałem się na klasę ekonomiczną + łóżko do spania za 4 usd. To i tak dobra cena za ponad 1200 kilometrów pociągiem ekspresowym.
Słuchając przez kilka dni historii Faizana, przedstawiających Pakistan i w szczególności, Karachi jako dziki zachód, wykształciła się u mnie pewnego rodzaju mania prześladowcza (na szczęście już powoli znika). Jadąc rikszą na dworzec, wyprzedziliśmy inną rikszę, której kierowca trzymając coś w dłoni rzucił mi dziwne spojrzenie i zrównał się z nami. Krzyknąłem do mojego kierowcy żeby się zatrzymał, poczekałem aż tamten rikszarz odjedzie i dopiero gdy oddalił się na bezpieczną, według mnie, odległość, powiedziałem mojemu by kontynuował jazdę.
W pociągu do zachodu słońca, zajmowałem sobie czas gaworząc z innymi współpasażerami i konsumując wspólne posiłki (podróżni mają dyspensę od postu). Jeden z podróżnych, niczym starszy brat, chciał udzielić mi dobrych porad:
- Uważaj na siebie w Lahore
- Dlaczego? Jest bardzo niebezpiecznie.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.
- Bardziej niż w Karachi?
- No może nie aż tak jak w Karachi.
- Aha, no to spoko :-).
Gdy już zrobiło się ciemno, rzuciłem się na moją pryczę, zamknąłem oczy i...... rano zostałem obudzony na stacji w Lahore. Jak policzyłem, przespałem ponad 14 godzin - chyba rezultat relaksującej partyjki snookera o 3 nad ranem poprzedniego dnia :-).
Mimo pięknych widoków, nie radzę odwiedzać teraz tego miasta.
Napisz komentarz
Komentarze