Sprawa jest wielowątkowa. Prawnicy reprezentujący stronę pozwaną powołują się na tzw. wadę oświadczenia woli. Podpisujący umowę ówczesny dyrektor Szpitala działał w warunkach, które ograniczały swobodę podejmowanych decyzji. Istniało realne zagrożenie, że pacjenci pozostaną pozbawieni opieki medycznej i zaistnieje konieczność ewakuacji szpitala. – Mamy pisma skierowane do dyrekcji szpitala potwierdzające, że takie niebezpieczeństwo rzeczywiście istniało – mówi Starosta Piotr Kagankiewicz, podkreślając, że wysokość żądań lekarzy była absurdalna.
Druga strona ma inne opinie na ten temat. Lekarze twierdzą, że nie mili najmniejszego zamiaru odchodzić od łóżek pacjentów i że grafiki dyżurów mieli przygotowane na kolejnych kilka tygodni. Do wysokości roszczeń i żądań placowych sprzed 3 lat nie chcą się jednak odnosić.
W sprawie istnieje jeszcze trzecia strona, o której wiele osób wydaje się zapominać. Są nią oczywiście pacjenci, którzy zaczęli już zauważać zmiany, jakie na przestrzeni ostatnich kilku lat dokonały się w szpitalu przy ulicy Jana Pawła II. Czy będą oni w stanie zrozumieć, że niedawno powołana do życia spółka, przynosząca zyski i wprowadzająca zmiany o charakterze jakościowym, będzie likwidowana, ze wzglądu na nierealne do spełnienia żądania płacowe tomaszowskich lekarzy?
- Byłam zmuszona spędzić niedawno ponad tydzień w szpitalu – mówi nam pani Magda, mam 5 letniej Malwinki. – Zamiany są naprawdę zauważalne, w stosunku do tego, jak tu było dwa lata temu, kiedy tu byłam ostatnio. Jest oczywiście jeszcze wiele do zrobienia, ale różnica jest widoczna „gołym okiem”. Słyszałam tu wiele słów krytyki części personelu w stosunku do sprowadzonych spoza Tomaszowa lekarzy. Nie zgadzam się z tym. Prawda jest taka, że ci z zewnątrz mają zupełnie inne podejście do małych pacjentów od tych tomaszowskich, którzy bywają często aroganccy i na przykład przez tydzień nie potrafili postawić odpowiedniej diagnozy, by zastosować właściwe leczenie mojej córeczki.
Spółkę Tomaszowskie Centrum Zdrowia, jako swoje największe osiągnięcie ubiegłej kadencji samorządowej, przedstawia starosta Piotr Kagankiewicz. Trudno odmówić mu w tym przypadku zasług. Jako pierwszy w Polsce postanowił zaryzykować i skorzystać z programu minister Ewy Kopacz, powołać spółkę prawa handlowego w miejsce zadłużonego na 60 milionów złotych szpitala powiatowego. – Mamy dzisiaj taką sytuację, że nie tylko nie dotujemy szpitala, nie tylko nie ma on długów, ale dodatkowo spółka inwestuje już własne, wypracowane środki finansowe. Najlepszym przykładem jest tu oddane tydzień temu laboratorium z bakteriologią.
Zachęcamy do udziału w sondzie umieszczonej na stronie głównej serwisu i aktywnej dyskusji.
Napisz komentarz
Komentarze