Crowne nie „odkrywają ameryki” i najwyraźniej nie mają najmniejszego zamiaru stanowić awangardy nowego trendu, czy stylu. Zamiast tego wykorzystują sprawdzone wcześniej patenty, które pozwalają na komponowanie melodyjnych, wpadających w ucho, przebojowych piosenek, których z przyjemnością słucha się w każdych warunkach pogodowych. Nawet jeśli mamy wrażenie, że wszystko już gdzieś, kiedyś słyszeliśmy, to nie jest ono aż tak dokuczliwe, by przeszkadzało nam w przyjemności porannego odsłuchania płyty, którą polecamy szczególnie na rozbudzenie.
Żywiołowy wokal, lekko przesterowane gitary i wypełniające luki oraz zagęszczające brzmienie klawisze przyprawione odrobiną elektroniki. To najkrótszy i najbardziej pełny opis pierwszej pełnowymiarowej produkcji zespołu. Nie byłbym jednak patriotą, gdybym nie wspomniał o utrzymującej na odpowiednim poziomie dynamikę polskiej sekcji rytmicznej.
„To be player at maximum volume”, kiedyś podobna wskazówka znalazła sie na “czarnej” płycie Brygady Kryzys. Chwytliwe melodie rzeczywiście zachęcają do nieco intensywniejszego użycia zestawów głośnikowych.
CROWNE:
Rory Thun - guitar & vocals
James Underwood - guitar
Mirek Lenart - bass
Marcin Lach - drums
Sebastian Simmich - keys, effects, sounds, shakers
Chris Dellacher - strings & keys on (2), (8), (9), (11)
Wszystkie utwory są autorstwa Rory’ego Thun’a
Napisz komentarz
Komentarze