Sam kierowca zdarzenie widzi nieco inaczej. – Zatrzymałem się zgodnie z przepisami przed przejazdem kolejowym. Problem w tym, że nawierzchnia była bardzo śliska, praktycznienia drodze była szklanka. Samochód stoczył się sam, wprost pod nadjeżdżający pociąg. Nawet samochody policji i Straży Pożarnej nie mogły w tym miejscu podjechać.
Na szczęcie tym razem nic się nie stało. Polonez został zawadzony tylko stopniem przejeżdżającego pociągu. Warto jednak by tomaszowscy zarządcy dróg zwrócili szczególną uwagę na miejsca najbardziej newralgiczne i niebezpieczne.
Napisz komentarz
Komentarze