Boi się Pani trudnych pytań?
- Jakiego rodzaju? Proszę sprecyzować.
Takich, na które odpowiada się z trudem. Czasami wymagających dużej wiedzy, ale również takich dotyczących spraw bardzo osobistych i intymnych.
- Przyznam, że niosę ze sobą duży bagaż doświadczeń życiowych. Ale odpowiadając, czy boję się trudnych pytań? Myślę, że nie. Jestem raczej otwartą osobą.
Polityka to męski i często brutalny sport, w dodatku pozbawiony zasad fair play. Jak w tym świecie odnajduje się kobieta? Trzeba przecież mieć twardą skórę i być gotowym na różnego rodzaju krytykę i ataki.
- Jest to męski świat? Na szczęście, jak dotąd nie spotkało mnie coś, co byłoby w jakiś szczególny sposób przykre. Zdaję sobie natomiast sprawę, że weszłam na bardzo męskie podwórko. Z drugiej strony widać, że w polityce funkcjonuje z powodzeniem wiele kobiet, w dodatku bardzo silnych osobowościowo.
Jak Pani trafiła do polityki? Lokalnie jestem w stanie zrozumieć. W radach jest wielu społeczników i osób zaangażowanych w sprawy miasta ale ta „duża polityka”, czyli Sejm a teraz Parlament Europejski, to zupełnie inne wyzwania i inne cele do realizacji.
- Kandydowanie jest naturalną konsekwencją działalności politycznej, w ramach tak silnego ugrupowania, jakim jest Prawo i Sprawiedliwość. Dlatego dwa lata temu zdecydowałam się wziąć udział w wyborach do Sejmu. W tym roku zaproponowano mi start w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nie mogłam odmówić.
Dlaczego wybrała Pani PiS?
- Bardzo ważna w tej partii jest dbałość o patriotyzm i dziedzictwo oraz inne narodowe wartości.
Dobrze się Pani czuje w działalności politycznej? Jaki wpływ ma ona na życie osobiste?
- Czy czujemy się dobrze czy źle podejmując jakąś działalność społeczną, polityczną zależy w dużej mierze od tego, jak nas odbierają inni ludzie. To przecież służba publiczna.
Obserwując obrady Rady Miejskiej mam wrażenie, że Klub PiS bardzo zmienił się od czasu odejścia Wiesława Pawłowskiego. Moim zdaniem zmienił się na korzyść. Radni PiS mówią własnym głosem.
- Pan Pawłowski był osobą wśród nas, która miała duże doświadczenie w pracy w Samorządzie. Nic dziwnego, że próbował, zresztą skutecznie, pozostałych od początku zdominować.
Często odczytuje Pani stanowiska Klubu w różnych istotnych dla miasta sprawach. Wygląda na to, że jest Pani osobą, której brakuje nieco pewności siebie.
- Tak pan to odebrał? W radzie jest sporo osób, które są drugą lub nawet i trzecią kadencję. Jest im łatwiej. Zdążyli przyzwyczaić się do publicznych wystąpień.
Przygotowując się do naszej rozmowy przejrzałem wyniki wyborów parlamentarnych sprzed 1,5 roku. Ponad 5 tysięcy głosów to naprawdę imponujący rezultat. Była pani zaskoczona?
- Było to dla mnie ogromne zaskoczenie. Być może to ten wynik spowodował, że liderzy PiS zadecydowali o wystawieniu mnie po raz kolejny na liście wyborczej. Cieszę się, że nie zawiodłam także tym razem.
Chyba nie miała pani złudzeń, co do szans wyborczych?
- Oczywiście, że nie. Tak samo, jak nie miałam ich poprzednio.
Czy w takim razie udział w wyborach do PE był przygrywką do innych wyborów, np. prezydenckich, które będą w przyszłym roku? Krążą takie plotki zarówno wobec pani, jak i pana Haraśnego.
- Ani ja ani nikt z mojego otoczenia, z PiS nie rozważaliśmy takiego tematu w ogóle. Decyzje w tego typu sprawach będzie podejmować kierownictwo mojej partii w przyszłości.
Zapytam trochę inaczej. Wybory mamy za sobą, zapomnijmy o nich w tej chwili. Czym Anna Grabek chciałaby zajmować się w przyszłości?
- Na początek chcę troszeczkę odpocząć. Jeśli chodzi o pracę zawodową, to na dzień dzisiejszy, pracując w MDK, mam bardzo ograniczone możliwości awansu i rozwoju. Na pewno wrócę do pracy naukowej i będę chciała ukończyć rozprawę doktorską, przerwaną z powodu śmierci promotora.
Była pani bardzo widoczna w trakcie kampanii wyborczej. Dużo osób było w nią zaangażowanych?
- Sporo i wszystkim należą się ogromne podziękowania. Właściwie wszyscy ci, którzy obiecali pomoc, wywiązali się z nawiązką.
Proszę mi powiedzieć, co chciałaby Pani zmienić w naszym mieście?
- Aby jedynym kryterium doboru kadry urzędniczej były kompetencje, fachowość, a nie kolesiostwo.
Co udało się a czego się nie udało zrobić w ciągu minionych 2,5 roku kadencji w Radzie Miejskiej?
- Jak Pan pamięta PiS wprowadziło w obecnej kadencji do Rady Miejskiej 9 radnych, początki były dość burzliwe, zostało nas 6. Od kiedy objęłam funkcję przewodniczącej klubu udało mi się wprowadzić jedność i tak jest do dziś. I najważniejsze, kiedy moje ugrupowanie było u władzy – tj. do jesieni 2007r. skutecznie lobbowaliśmy z naszymi parlamentarzystami na rzecz pozyskania dla Tomaszowa środków strukturalnych z funduszy Unii Europejskiej. Co do drugiej części pytania - prezentując wiele ważnych projektów uchwał związanych z planowaniem rozwoju miasta miałam nadzieję, że koalicja rządząca w mieście weźmie je pod uwagę. Wierzę, że uda się je z czasem zrealizować.
Przeszkadza pani cień ojca? Wiele osób mówi, że jest pani kierowana we wszystkich sprawach przez niego?
- Domyślam się, że mówi się tak dlatego, że mój tata przychodzi nieraz na sesję. Przecież nie mogę mu tego zabronić. Przez nikogo nie jestem kierowana. Decyzje podejmuję sama i ja za nie ponoszę odpowiedzialność. Chociaż w życiu osobistym rodzice bardzo dużo mi pomagają.
Być może chciałaby Pani coś dodać na zakończenie.
- Chciałabym wyrazić ogromną wdzięczność wszystkim, którzy 7 czerwca oddali na mnie swój głos – bardzo dziękuję. Dziękuję tym, którzy głosowali na listę nr 10 Prawo i Sprawiedliwość.
Napisz komentarz
Komentarze