Pod tym względem w mieście jeszcze nigdy nie było tak tragicznie. Jeszcze kilka lat temu koncerty muzyki, tak zwanej undergroundowej, odbywały się w sali Miejskiego Ośrodka Kultury lub istniejącym przy nim pubie Literacka. Na występy przyjeżdżały znane zespoły, poprzedzane młodymi i ambitnymi muzykami rodzimymi.
– Wtedy nasze życie kulturalne było skupione tylko wokół tych miejsc – mówi Wojtek Misiak, miłośnik rock&rolla i lider zespołu Plateau. – Przychodziło wtedy na imprezy naprawdę bardzo dużo osób. Byliśmy zadowoleni, jak później otworzyła się szansa grania w muszli koncertowej w parku miejskim. Kilka kapel nawet się wybiło w tamtych czasach. Dzisiaj to tylko głuche echo tamtych lat – dodaje.
Identycznego zdania jest cała rzesza, w tym bardzo młodych i jednocześnie zawiedzionych, melomanów.
Pozostaje kulturalna emigracja
W Tomaszowie, choć nie ma ku temu odpowiednich warunków, działa kilka prężnie działających i rozwijających się zespołów. Są to przede wszystkim przedstawiciele muzyki rockowej, hardcorowej i metalowej. Należy do niej również istniejący od 8 lat Tumour of Soul, laureat wielu przeglądów m. in. w Tomaszowie i Warszawie.
- Jeszcze gdy istniał klub Świetlica przy ul. Barlickiego życie muzyczne w mieście po prostu rozkwitało – mówi Paweł Bogaczewicz, perkusista i organizator imprez. – Ze względu na to, że była to inicjatywa prywatna, władze miały ten problem rozwiązany. Dzisiaj, niestety, po wielu udanych koncertach, jego właściciel zakończył działalność, a my zostaliśmy pozostawieni sami sobie.
I trudno nie zgodzić się z młodym i zdolnym muzykiem. Świetlica konsolidowała wokół siebie całe alternatywne środowisko. Koncerty, podczas których występowały takie gwizdy jak Acid Drinkers, Maleo Reggae Rocker, gromadziły nawet ponad 200 osób. Tumour właśnie temu miejscu zawdzięcza swoje pierwsze „metalowe“ kroki. – Zagraliśmy kilka koncertów w tym klubie i zaskarbiliśmy sobie serca publiczności – mówi Bartek Leszek, wokalista grupy. – Poznali nas również ludzie spoza miasta. Na nasz prestiż z pewnością wpłynęły inne wielkie zespoły, przed którymi zagraliśmy – dodaje.
Podobnie lansował się znany w województwie zespół newmetalowy Sickbag. - Dzisiaj w Tomaszowie, choć jest ogromna liczba miłośników, nie ma w ogóle możliwości promocji takiej muzyki – mówi Tomasz Mosiołek, menadżer grupy spoza miasta. – Teraz pomimo, że wygraliśmy już nie jedne bardzo prestiżowe przeglądy, także w Węgorzewie, gramy tylko poza tym miastem i na każdy występ przychodzi kilkaset fanów, w których skład wchodzą również sami tomaszowianie.
W tej chwili Sickbag nagrywa kolejny teledysk i kolejnego singla. Tumour of Soul pracuje nad pierwszym longplayem.
To ignorancja polityczna
Właściciel nieistniejącego już klubu Świetlica zawsze podkreślał, że dla niego najważniejsze jest stworzenie miejsca, które będzie muzyczną Mekką dla mieszkańców. – Przez wiele miesięcy naszej działalności chyba nam się to udało. – mówi. – Przyjeżdżały do nas prawdziwe gwiazdy polskiego rocka i nie tylko. Na koncerty, do których nieraz musieliśmy dokładać, przychodziły tłumy. Niestety, z przyczyn lokalowych musieliśmy zakończyć naszą działalność – dodaje.
Ubolewa nad tym Mariusz Strzępek, redaktor portalu internetowego www.nasztomaszow.pl, mentor zespołu Tumour of Soul i miłośnik muzyki.
- To było swego czasu jedyne miejsce, gdzie ci młodzi ludzie mogli się pokazać – tłumaczy. – Dzisiaj zostali oni, niestety, odrzuceni na margines życia kulturalnego.
Strzępek, który w swojej karierze był już radnym miejskim, zarzuca władzy i polityce przez niej kreowanej, zwykłą ignorancję.
– Ci ludzie najczęściej nie postrzegają młodych osób jako ewentualnych wyborców – mówi. – Tym samym są oni dla nich bezużyteczni. To przenosi się na działania naczelników wydziałów, a w efekcie na bezpośrednich animatorów kultury, czyli dyrektorów domów kultury. - Jak dodaje Strzępek, trzeba pamiętać, że ci młodzi ludzie cały czas grają i rozwijają się. – Pomimo to są oni postrzegani poprzez ustalone kryteria, które nie mieszczą się w przyjętych przez urzędników schematach – mówi. – Dlatego często stosuje się wobec nich argumenty, że palą papierosy, piją piwo i są zbuntowani. - A kto z nas nie był – pyta. I dalej zarzuca. – Jak nie ma już odpowiednich klubów, to powinny ich przygarnąć domy kultury – mówi. – Te jednak wolą mieć w swoich szeregach zawodowe grupy, które utrzymują się np. z wesel. Przy okazji mogą przecież obstawić jedną z organizowanych imprez.
Idą na łatwiznę
Obecnie jedyna sala udostępniona dla młodych muzyków nazwanych „niepokornymi“ mieści się w Ośrodku Kultury „Tkacz“. – Przychodzą oni do nas ćwiczyć, zawsze kiedy mamy wolną salkę – mówi Monika Olczyk, dyrektor placówki. – Jednak w tym czasie praktycznie wszyscy jesteśmy wyłączeni z normalnego działania, bo jest wielki hałas. Ponadto pomimo wielu próśb, na spotkania przychodzi wiele osób towarzyszących, nam po nich pozostaje tylko sprzątanie niedopałków po papierosach sprzed budynku.
Dyrektor Olczyk wskazuje jeszcze wiele problemów. – Nie jesteśmy wstanie zapewnić im sprzętu, bo go nie mamy – mówi. – Organizowanie koncertów także nie jest takie proste. Z doświadczenia wiemy, że nie są to do końca spokojne imprezy, musieliśmy wynajmować na nie ochroniarzy. A są i inne argumenty.
– Choć przeprowadzaliśmy takie imprezy już niejednokrotnie, teraz nie mamy ku temu warunków – mówi Ewa Biazik, dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury. – Zmniejszyły się nasze możliwości lokalowe. Dzisiaj wszystkie nasze grupy zainteresowań i niezbędne do ich funkcjonowania przyrządy i wyroby są magazynowane w nielicznych pomieszczeniach. Mamy tylko jedną salkę wielofunkcyjną, szkoda nam poddawać ją próbie młodzieży, która musi się wyżyć.
Tymczasem naczelnik wydziału kultury w urzędzie miejskim sprawę widzi w innym świetle. – Placówki kulturalne idą po najprostszej linii oporu – mówi Barbara Mrozowicz, szefowa wydziału. – Trudno ich przekonać do spróbowania czegoś nowego, zbyt mocno tkwią w standardowych kółkach zainteresowań. Spróbuję negocjować w tej sprawie i przekonać dyrektorów, aby pomogli tym młodym, zdolnym ludziom, ale przy tym nie chcę im czegoś narzucać siłą.
Jak podkreśla naczelnik, już zaplanowana jest seria koncertów, przed którymi mogliby zaprezentować się ci właśnie muzycy. – Niech do mnie przychodzą, przypominają się – zachęca. – Jakieś rozwiązanie musimy znaleźć. Ja bym ich chętnie „przytuliła“, przecież nie jestem przeciwna tej muzyce – kończy.
źródło:
Arkadiusz Wojciechowski
Dziennik Łódzki, dodatek "7 dni"
od red.
Jest to temat, który "chodził za nami" od dłuższego czasu. Skoro jednak postanowił zająć się nim Arek Wojciechowski z Dziennika nie ma sensu byśmy się dublowali i wymyślali, jak napisac to samo inaczej.
Uzgodniliśmy, że opublikujemy go również na portalu, ponieważ uważamy, że warto o tym problemie podyskutować.
Napisz komentarz
Komentarze