Do udziału w wyborach namawiali mnie przedstawiciele różnych komitetów. Chyba wszystkich poza SLD i PiS. Wszystkim odmawiałem, mimo, że w każdym miałem zapewnioną pozycję lidera listy. Odmówiłem też Marcinowi Witko. Przez ostatnie cztery lata z jego ekipą mieliśmy różnego rodzaju relacje, od serdecznych, po naprawdę hard corowe. Kiedy Prezydent zaproponował mi kandydowanie z jego komitetu trochę się zdziwiłem, ale i miałem całkiem inne plany. Dopiero co powołałem do życia własną fundację, która ma zajmować się chorymi osobami, w tym dzieciakami. Chciałem też kandydować ale do rady gminy Tomaszów... ale to historia na inny całkiem felieton.
W każdym razie Marcin Witko stwierdził, że potrzebuje ludzi kreatywnych, z pomysłami i pracowitych. Takich, którzy nie zawsze muszą się z nim zgadzać i mają własne opinie na różne tematy. Faktycznie nieźle trafił, bo na typa, który na każdy temat ma własne zdanie. Ostatecznie zbieg różnych wydarzeń doprowadził do tego, że zmieniłem zdanie (jeszcze kiedyś o tym napiszę, bo temat jest ciekawy a i momentami bulwersujący).
Przyszedłem do KWW Marcina Witko z garścią pomysłów, które się Prezydentowi spodobały. Trwało układanie list. Dokładniej rzecz ujmując to raczej dobieranie kandydatów. Co ciekawe, nikt tu nie walczył o te "mityczne" jedynki. Jakie numerki na listach otrzymali, kandydaci dowiedzieli się na jednym ogólnym spotkaniu. Każdy swoje miejsce przyjął z pokorą. Nie było walk i przepychanek, kto wyżej, kto niżej, kto liderem a kto nie. Nie zauważyłem też żadnej wzajemnej wrogości. Normalni, sympatyczni i uśmiechnięci ludzie. Można naprawdę poczuć, że znajdujemy się we właściwym miejscu.
Nie wiem czy zauważyliście ale osoby kandydujące z KWW Marcina Witko nie zajmowały się internetowym hejterstwem. Prezydent na wstępie już zaznaczył, że prowadzimy kampanię merytoryczną, opartą na programie, argumentach i naszych propozycjach. Tak też przez te kilka tygodni było.
Spodziewaliśmy się rzeczowych rozmów z konkurentami. "Pojedynków" na argumenty, ścierania się wizji funkcjonowania miasta i powiatu. Nie udało nam się do nich doprowadzić. Każda próba kończyła się niewybrednymi atakami personalnymi.
To smutne, bo walka polityczna ta prowadzona na "górze" została przez partyjniacki aktyw sprowadzona na poziom samorządów. Dlatego nie prezentowano programów, ale prowadzono wojnę. Tylko z kim tak naprawdę ta wojna była prowadzona? W moim odczuciu partyjne kohorty walczyły z mieszkańcami miasta, bo przecież nie ze sobą nawzajem.
Mieszkańcom takich miast jak Tomaszów te partyjne, pełne nienawiści, wojenki nie służą. Wywołują jedynie falę negatywnych emocji. Kilka tygodni temu stałem w Sądzie naprzeciw kompletnie mi nie znanego człowieka i nie mogłem pojąć skąd w nim tyle złych emocji wobec mojej osoby. Okazało się, że powodem jest miejsce, w którym się znalazłem a nie ja sam. Zawarliśmy obopólną ugodę, bo przecież ta złość była pozbawiona jakiegokolwiek sensu, ale ktoś miał interes w tym, by ją podsycać. Warto o tym pamiętać.
W niedzielę będziemy głosować. To, czy znowu zostanę radnym, czy nie zostanę, ma drugorzędne znaczenie, bo osobiście się nie zmienię i to co robiłem, będą robił dalej. Wrócę natomiast do rodzinnego biznesu i dalej będę rozwijał Fundację. Chciałbym natomiast abyście skorzystali z moich wieloletnich doświadczeń i obserwacji. Zachęcam Was do tego, aby wziąć udział w wyborach. Być może uda się je rozstrzygnąć w pierwszej turze.
Nie chodzi tu tylko o koszty z tym związane (chociaż są one nie małe). Te dwa tygodnie między głosowaniami dadzą czas na różnego rodzaju targi i układy w samorządzie powiatowym. One zawsze obejmują tylko i wyłącznie dyskusje o stołkach. Nigdy nie mają charakteru programowego. Są ludzie, którzy będą oczekiwać na oferty i tacy, które te ofert będą składać. Tak tworzono koalicję 4 lata temu. To nie jest dobre dla mieszkańców. Uwierzcie mi, bo wiem o czym piszę.
Napisz komentarz
Komentarze