Zacznę może od sprawy najprostszej. Sesja, o której mowa została podzielona na dwie części. Tak stało się na mój wniosek, a nie Mariusza Węgrzynowskiego. To drobny szczegół i z pozoru niewiele znaczący ale w kontekście tego, że osoba wymieniona w tekście kilka dni później została starostą może budzić różnego rodzaju skojarzenia. Zresztą odpowiednio podsuniętą sugestię znajdujemy kilka zdań dalej, gdzie czytamy, że "tuż po wyborach wydawało się, że do rządzenia powiatem wystarczy porozumienie dwóch bratnich komitetów wyborczych - PiS i Marcina Wit-ko. Ale rozmowy koalicyjne trwały, bo okazało się, że dołączył trzeci komitet, dla przedstawicieli którego też muszą się znaleźć jakieś funkcje. Ostatecznie osiągnięto porozumienie". Te trzy zdania są z gruntu nieprawdziwe. Dlaczego? Spróbuję to krótko poniżej wyjaśnić.
W dniu rozpoczęcia sesji zupełnie inna osoba miała zająć stanowisko Starosty. Całkiem inny miał być też skład Zarządu Powiatu. PiS był całkowicie poza koalicją. Porozumienie o współpracy zawarło 4 radnych Komitetu Obywatelskiego (poza Pawłem Łuczakiem, który ze względu na swoje zachowanie nie był mile widziany - na ten temat szerzej w jednym z kolejnych moich artykułów), 4 radnych PSL, 5 radnych z KWW Marcina Witko oraz dwóch z komitetu Wszyscy Razem. Większość, jaką zbudowano miała zapewnić ponadpartyjny układ podziału władzy. Uzgodniono podział ról i kompetencji.
Jak do tego doszło i dlaczego w zawarciu porozumienia nie brali udziału głównodowodzący Platformą Obywatelską a w zamian pojawili się indywidualnie sami radni (podobno posiadając upoważnienia do prowadzenia rozmów)? Sam w rozmowach nie uczestniczyłem, ale z relacji uczestników wiem, że prowadzone były m.in. przez Barbarę Klatkę i Arkadiusza Gajewskiego. Nie za bardzo się jednak "kleiły". Jedna z osób podobno wprost stwierdziła, że nie ma żadnego osobistego interesu w tym, bym zawierać porozumienie o współpracy z KWW, Barbara Klatka żądała dla siebie funkcji Przewodniczącej Rady Miejskiej a Arkadiusz Gajewski, chciał być dyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy. Ten ostatni niedawno komentował, że rozmawiano również o małym programie in vitro.
Ręce po prostu opadają, bo okazuje się, że są ludzie z aspiracjami, latami całymi konsumujący profity z przebywania w lokalnej polityce, a którzy nie znają kompletnie miasta, mieszkańców i ich problemów. Kolejny element żądań negocjacyjnych, którym był ciąg dalszy niszczenia mnie osobiście również zasługuje na odrębny artykuł. W każdym razie tak, mniej więcej wyglądały negocjacje ze strony zjednoczonej opozycji antypisowskiej, reprezentowanej przez dwójkę liderów. Tymczasem ze strony Marcina Witko pojawiły się konkretne propozycje (wklejałem je kiedyś na profilu Arkadiusza Gajewskiego, ale je usunął). Nie było żadnych "cudów" a jedynie proste sprawy, stanowiące bardziej test intencji.
Mieliśmy więc: usprawnienie funkcjonowania szpitala - Tomaszowskiego Centrum Zdrowia Spółka z o.o. - oraz nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej; modernizacja powiatowych dróg, chodników i ścieżek rowerowych na terenie wszystkich gmin; rozszerzenie zakresu funkcjonowania Karty Tomaszowianina; odbudowa szkolnictwa zawodowego; przekazanie do zasobu miasta powiatowych dróg leżących w granicach administracyjnych Gminy Miasto Tomaszów Mazowiecki; efektywna współpraca między placówkami oświatowymi na różnym poziomie edukacji; usprawnienie pracy Wydziału Komunikacji w Starostwie Powiatowym; współpraca z lokalnymi przedsiębiorcami; powołanie rzecznika ds. rolników. Do tego doszły jeszcze działania na rzecz ochrony czystości powietrza.
Jakieś zaskoczenia? Nic, o czym nie byłoby mowy w kampanii. Rozmowy skończyły się na niczym. Funkcje i stanowiska odpłynęły w siną dal. Do kolejnych przystąpili sami radni. Oczywiście rozmawiano o składzie zarządu powiatu i podziale ról w Radzie, ale jasno deklarowano też współpracę programową w tych konkretnych sprawach, o których napisałem powyżej. W porozumieniu znaleźli się więc wszyscy (poza PiS). Z góry jednak zakładaliśmy, że dopuszczamy możliwość dołączenia do porozumienia radnych reprezentujących PiS, chociaż radni związani z PO, domagali się, by do dołączenie miało charakter koalicji personalnej, gdzie partyjne szyldy nie będą funkcjonować. Czyli powtórka sprzed czterech lat.
Ale nie takie rzeczy już widział nasz powiat. To, że PO może być w opozycji stanowiąc jednocześnie koalicje to jest nic. Mamy odnotowany przecież przypadek, że szef PO był równocześnie Starostą, a PO było w stosunku do niego w opozycji, a on sam był członkiem klubu radnych PO. Ciężko zrozumieć te pokrętne logiki. Jak ktoś ich nie pojmie, to nie zdziwię się ani trochę. Sam mam z tym problem. Bywają za a nawet przeciw.
Wróćmy do samej sesji. Program pierwszego posiedzenia ustala Komisarz Wyborczy. Najczęściej dokonuje się jego zmiany i rozszerzenia porządku obrad o wybór przewodniczącego, starosty itd. Tak też stało się i tym razem, z tym, że pojawił się też wniosek o przerwę w obradach. Nie dało się inaczej. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Tego samego dnia ważyły się losy koalicji w sejmiku wojewódzkim. Ważyły się do ostatniej chwili. To nie był przypadek, że na obrady sejmikowe przyjechał Antoni Macierewicz. Okazało się, że nie wszyscy radni wojewódzcy PiS to 100-procentowe pewniaki. Obrady trwały do północy i PiS w Łódzkiem jednak wziął wszystko.
Czy ktoś się dziwi, że Prezydent zdecydował się jednak na zawarcie koalicji z PiS w powiecie tomaszowskim? Przecież to nikt inny, jak właśnie członkowie Platformy Obywatelskiej podkreślali na każdym kroku, że posiadając władzę w samorządzie województwa mają wpływ na podział środków. Skoro sytuacja się zmieniła, to raczej nie było innego wyjścia i należało z PiSem i u nas sie dogadać. Nie dlatego, że KWW to, jak niektórzy lubią mówić PiS-bis, ale z czysto pragmatycznych przesłanek. Tym bardziej, że pisowscy już przed wyborami zapowiadali, że utną część funduszy, które szerokim strumieniem płynęło do stolicy województwa a skierują je do mniejszych powiatów, miast i miasteczek. Ustawianie ich w pozycji opozycyjnej byłoby kompletnym samobójstwem. Nietrudno sobie przecież wyobrazić, że na przykład przebudowa ulicy Mireckiego zniknęłaby w tajemniczych okolicznościach z planów inwestycyjnych. Niemożliwe? A jednak...
Napisz komentarz
Komentarze