Gdy się głębiej zastanowić to dosyć łatwo dojść do wniosku, że donos na Klatkę to wynik porachunków wewnątrz Platformy Obywatelskiej. Nie żadnego demonicznego PiS i spisku złych sił antydemokratycznych. O co chodzi? O to co zawsze: o kasę i władzę. Nie ma w tym nic dziwnego, bo jak się ma tę drugą, to i w kieszeń wpada ta pierwsza... często bez większego wysiłku (ale o tym jutro na bardzo konkretnym przykładzie). Zaradny polityk, nawet szczebla lokalnego, dzierżący stery władzy i ustawiony w regionie może wyciągać 200-250 tysięcy rocznie. Jest więc o co się bić.
W tym konkretnym przypadku nie chodzi wcale o to, by ktoś przejął mandat po Klatce. Bycie radnym, to o ile ktoś się naprawdę angażuje na właściwym poziomie to spory kłopot i niezbyt duża kasa. Słaba to synekura. Jak widzicie polityczni łowcy "posagów" w postaci "srołków" obecni są nie tylko w PiSie. Są w każdej partii władzy.
Warto też zwrócić uwagę, że w tym roku zbliżają się dwie duże kampanie wyborcze. Będziemy wybierać parlamentarzystów krajowych oraz eurodeputowanych. Walka więc idzie także o miejsce na liście, bo szanse na złapanie mandatu jakieś są. Ale przecież nie z 10 miejsca. Wszystko wskazuje na to, że ludzie Platformy (przynajmniej w Tomaszowie) walczą ze sobą nawzajem tak jak potrafią, a więc za pomocą donosów. Dosyć dziwaczna to praktyka, ale wykorzystywana w tym środowisku od lat.
Nie wierzycie? Kilkanaście lat temu, kiedy szefem struktur powiatowych był Jan Żerek, ktoś napisał na niego donos do władz krajowych partii. W anonimowym mailu wskazywano dawną przynależność do PZPR i sugerowano współpracę ze służbami bezpieczeństwa PRL. Tu także podjęto dochodzenie. Tym razem ustalono osobę winną szkalowania funkcjonariusza publicznego, bo Pan Jan był wtedy wiceprezydentem miasta. Przesłuchiwano podejrzanych (w tym mnie i śp. Tadzia Adamusa) i w końcu odkryto autora donosu (po numerze IP komputera). Okazał się nim Arkadiusz Gajewski. Sprawa trafiła nawet na wokandę sądową. Zakończyło się (o ile dobrze pamiętam) ugodą, przeprosinami i sporą nawiązką pieniężną na chore dziecko.
Takich dziwnych przypadków było więcej. Szkalowano i niszczono m.in. Grzesia Haraśnego. Ostatnio donos ktoś napisał na mnie i podpisał się nazwiskiem innego polityka PO. Wrócę do tego jeszcze w przyszłości, bo anonimy dotknęły różnych znanych i mniej znanych osób. Przeważnie chodziło o to, by usunąć kogoś z jego funkcji lub ze stanowiska, albo ktoś stawał się ofiarą wendetty lub był karany za nieposłuszeństwo. Moi znajomi z PO często opowiadają jak jeden z liderów przechwala się publicznie, że różne wątpliwe pisma i pisemka zwykł podpisywać lewą ręką, by nie mógł go namierzyć grafolog. Czy to w ogóle jest normalne?
Niestety jesienią rózni tego rodzaju "obrońcy demokracji" będą Was przekonywać, że są jedyną alternatywą. I wielu zostanie do tego przekonanych.
Napisz komentarz
Komentarze