Niemądry Polak po szkodzie
Jednoczymy się w obliczu nieszczęścia. To bardzo dobrze. Szkoda tylko, że to zjednoczenie trwa niezwykle krótko. Pamiętacie stany emocjonalne, jakie przeżywaliśmy po śmierci Jana Pawła II? Kibice w Krakowie trzymali się za ręce i ze łzami w oczach śpiewali Arkę. Wystarczyło kilka tygodni, by pokazali swoje codzienne oblicze. Znowu pojawiły się maczety, pobicia, zabójstwa i ustawki. Smutek na twarzy zastąpiła wściekłość wywoływana np. kolorem szalika. Nie chce tu mówić, że pojednanie i smutek były na pokaz. Zapewne były szczere, ale tylko w tamtym momencie i tamtym miejscu. Dlaczego na krótko? Bo to były emocje. A one najczęściej mają charakter ulotny. Jedne zastępują inne. I tak przez całe życie. Z tą tylko różnicą, że te złe są zawsze silniejsze i trwalsze. Dlatego szybko powracają. Łatwiej też je podsycać.
Kolejny przykład to Katastrofa Smoleńska. Zanim do niej doszło na Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żonę wylewano kubła pomyj. Poseł Janusz Palikot organizował konferencje prasowe, na których w otoczeniu pijaczków zarzucał Prezydentowi choroby uniemożliwiające wykonywanie funkcji i alkoholizm. Kukłę Prezydenta noszono na manifestacjach i palono. Wówczas nikt nie protestował. Wiele osób zacierało ręce klaskało i cieszyło się z zabawnych eventów. Po wypadku przyszedł wstyd. Ktoś przeprosił? Ktoś przyznał, że zrobił coś źle, że się wstydzi? Wszak hejterzy to nie my! To jacyś bliżej niezdefiniowani: ONI! Czy aby na pewno? Jak długo trwało wyciszenie? Krócej niż można się było spodziewać.
I znowu szukanie winnych. Ci są winni, bo organizują miesięcznice. Nie, to Tamci drudzy, bo tym pierwszym przeszkadzają. Prawda jest taka, że wszyscy ponoszą odpowiedzialność za to, że na fundamencie narodowej tragedii budowano mur nienawiści. Znowu się ktoś obruszy i zacznie wymieniać Macierewicza, Komisje Smoleńskie, kłamstwa i półprawdy. Ja tylko zadaje sobie pytanie: co komu przeszkadzało to, że grupa ludzi spotyka się w jakimś miejscu? Przecież to oczywiste, że gdyby nie ci, którzy im przeszkadzają, żadne kordony policyjne nie byłyby potrzebne. Trudno to pojąć?
"Wszyscy będziemy hejterami"
Pamiętacie ten cytat? Kto i kiedy go wykrzykiwał? Mówiło się nawet o zatrudnianiu hejterów i płaceniu im za negatywne wpisy internetowe. Partie polityczne (żeby było jasne, nie tylko Platforma Obywatelska) organizują specjalne szkolenia. To nie przypadek, że przed każdymi wyborami na przestrzeni ostatnich kilku lat, na portalach społecznościowych pojawiają tysiące tzw. fejkowych kont. Dzisiaj Ci sami, którzy nie mogąć pogodzić się z przegranymi wyborami nawoływali do hejtu, płaczą nad grobem Prezydenta Gdańska. Co prawda nóż, który go zabił trzymał w ręku Stefan W., ale ktoś mu go do ręki "włożył" (oczywiście nie w bezpośredni sposób) i do zbrodni zachęcał.
Kiedyś znany twórca fantastyki, Stanisław Lem podobno napisał (chociaż podobno też to nie on - ot magia fejknewsów), że gdyby nie internet, nie wiedziałby, że na świecie jest tylu idiotów. Rzekomy cytat pojawił się wiele lat temu, kiedy sieć nie była jeszcze tak powszechna jak dzisiaj. Czy tkwi w nim ziarno prawdy? Cóż... oznaczałoby, że każdy z nas po trochu tym idiotą jest. Nie wierzycie? To pomyślcie jak wiele rzeczy bezmyślnie lajkujecie i udostępniacie? Ile jest takich, których nie czytacie nawet? Podoba Wam się treść? A może tylko sam tytuł, wstęp i obrazek? Czy mogą się one drastycznie różnić od całości artykułu? Mogą i często tak właśnie jest. No ale lajkujemy i udostępniamy, bo znajomy tak zrobił.
Wreszcie najważniejsze pytanie, czy Wasz lajk może zachęcić do zbrodni niezrównoważonego psychopatę? Odpowiedź brzmi: oczywiście, że może. Rzecz jednak w tym, że internet często działa niczym blokada naszego superego. Systemy wartości, jakich uczono nas całe życie, w jakich nas wychowano, jakby nagle przestawały obowiązywać. Dekalog? A co to takiego? On nie działa w sieci, tu reguły ustala cyberbóg.
Niewinny obrazek, czy narzędzie terroru
Wiele osób myśli, że mowa nienawiści to bezpośrednie obrażanie osób o innych poglądach, kolorze skóry, orientacji seksualnej, wyznaniach. Czy ten katalog pojęcie to wyczerpuje? Jakoś mi się nie wydaje. Bo gdzie usytuować posługiwanie się plotką, oszczerstwem, pomówieniami? Gdzie, umieścić snucie intryg, mających na celu skrzywdzenie innej osoby? Masz w pracy palarnie? Wyskakujesz na dymka? O czym rozmawiasz razem z innymi palaczami? Nie obgadujecie przypadkiem znajomych z firmy? Nie krytykujecie tego i owej? No ok, wszak to tylko niewinne Polaków rozmowy, w dodatku prowadzone pod wpływem środka odurzającego, jakim bez wątpienia jest tytoń.
Nie o pogaduchach na "dymku" jednak chciałem napisać ale o subkulturze internetowych memów. Memy to sprytne narzędzie marketingowe, służące manipulacji uczuciami. Jeśli myślicie że jest inaczej, to się mylicie. Niosą zazwyczaj krótki, ale emocjonalny przekaz. Udostępniamy, lajkujemy, a jakże... Poziom złości rośnie. Przyznam, że kiedyś sam kilka takich obrazków stworzyłem. W ten sposób poziom mojej głupoty osiągnął level hard i nie da się go w żaden sposób usprawiedliwić. Jeden człowiek zrugał mnie kiedyś jak psa. Obraziłem się na początku, ale szybko stwierdziłem, że k... facet miał rację. Mem usunąłem.
Później też je tworzyłem, ale z pozytywnym przesłaniem. Te jednak nie mają takiej mocy rażenia. Okazuje się, że łatwiej przychodzi nam przyswajać zło niż dobro. Zwróćcie uwagę ile "mądrych" cytatów i haseł, jakie czytacie w sieci zapada wam w pamięć? Będzie to chociaż 1 promil?
Polityczni marketingowcy doskonale to wiedzą. Zdają sobie sprawie, że krótkotrwały efekt wyborczy, polityczny, czy jakby go inaczej nie nazwać, osiągną wywołując te złe emocje. Ważne tylko by nie przesadzić, bo wtedy ofiara znajdzie wielu takich, którzy zaczną się z nią solidaryzować.
Memy, o jakich piszę, nie wnoszą nic do debaty publicznej. I nie taka jest ich rola. Niczego nie demaskują, w żaden sposób niczego nie uświadamiają. Nie stanowią informacyjnej wartości dodanej. Zohydzają jedynie ludzi ludziom. W dodatku ich ofiarami są nie tylko politycy, czy też wszystkie szeroko rozumiane osoby publiczne, ale członkowie ich rodzin i przyjaciele.
Pamiętajcie jednak, że memy tworzą nie tylko polityczni marketingowcy. Wiele z nich jest autorstwa osób, które nie radzą sobie z własnymi emocjami, które w ten sposób je podsycają... słowem: istnieje prawdopodobieństwo, że stanowią potencjalne zagrożenie.
Memy są więc narzędziem terroru i wykluczenia. Nie wiem czy nie gorszym niż bomby dżihadystów.
Po tej mojej przygodzie z memem pt. "Generacja 500+". zaczęły mnie dręczyć obrazki udostępniane przez moich znajomych. Był taki okres, kiedy moja tablica była wręcz nimi zasypywana. Jak nie "demotywatory", to znowu "sok z buraka". Zacząłem wszystkie blokować. Od dłuższego czasu nie wyświetlają mi się treści tego rodzaju. Zachęcam Was do tego samego. Nie musicie blokować całkowicie swoich znajomych. Może zablokować pochodzące od nich treści lub te, których źródłem są określone profile.
ONI czy MY
Wybaczcie ten osobisty fragment ale przyznam, że najłatwiej pisze mi się, kiedy piszę o tym, co spotyka mnie samego. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć co czują inni ludzie w danym momencie, dlatego dla zobrazowania kilka słów o tym, czym dotknięty zostałem przed wyborami ale i spotyka mnie i moją rodzinę nadal. Agresje ukierunkowaną na nas wciąz odchorowuję.
Zacznę może od tego, że do ataków na mnie zdążyłem się nieby przyzwyczaić. Ludzie, którzy mnie atakują najczęściej posługują się tą samą zbitką haseł i nawet takim samym słownictwem. Co to znaczy? Że źródło jest takie samo.
Najczęściej słyszę, że jestem osobnikiem "niegodnym", bo swego czasu zostałem radnym, kandydując z list Samoobrony. To typowe traktowanie ludzi, jak idiotów. Stawarza im się obrazek, a następnie tworzy do niego skojarzenia. Nazywam to myśleniem obrazkowym. Szyld tej partii (chociaż osobiście nigdy do żadnej nie należałem) ma mnie zohydzić jak się tylko da. Słyszeliście o psach Pawłowa? W jaki sposób się zachowywały?
To prawda, że kandydowałem. No i co z tego? Przy okazji tego kandydowania kilka osób (posłów, radnych, oraz wicepremier) zostało skazanych za to, że krzywdziło młode kobiety (w tym dopuszczało się gwałtów). Z listy Platformy Obywatelskiej też kandydowałem. Co za różnica? Myślicie, że tacy zwykli, szeregowi członkowie w Platformie różnią się czymś od tych, jacy byli w Samoobronie? Że są jacyś ideowi? To się mylicie. Nawet garnitury z tych samych firm noszą. Ludzie są wszędzie tacy sami. Ani lepsi, ani gorsi. Ani też mądrzejsi, ani nawet głupsi. Każda partia stanowi przekrój różnych typów ludzkich. Nawet nie wiem, czy tego drugiego kandydowania nie trzeba byłoby się wstydzić bardziej
No i lista zarzutów stosowanych wobec mnie się kończy. Do tego dopisuje się resztę wydumaną i nadmuchaną i buduje narrację. Ostatnio doszedł jeszcze jeden argumment, że niby kogoś pobiłem. No masakra po prostu, bo akurat to nie ja byłem agresorem a podmiotem agresji. To jednak tylko dygresja.
Nie jest tajemnicą, że w poprzedniej kadencji byłem radnym powiatowym, kandydując z listy PO. Szybko jednak okazało się, że bardzo nie pasuję do układu. Ktoś chciał się utrzymać w Radzie Nadzorczej, ktoś w Komisji Rozwiązywania Probleów Alkoholowych. W dodatku zacząłem psuć biznes partyjnej koleżance. Trzeba było mi dołożyć. Przez kilkanaście miesięcy prowadzono przeciwko mnie kampanię nienawiści, rozpowiadając na mój temat niestworzone historie. Doprowadzono do tego, że na koniec kadencji postanowiłem się z życia politycznego wycofać. Mimo to, ataki na mnie się nie skończyły.
Najbardziej przykre było to, że kierowali nimi ludzie, którym przez wiele lat ufałem i uważałem za przyjaciół. Jeden z nich nastawiał przeciwko mnie osoby, które uważał za internetowych hejterów. Liczył, że stanę się obiektem ich ataków. No i w jakimś stopniu się to udało. Ludzie z PO tworzyli nawet fejkowe konta by m.in. mnie (ale i inne osoby) atakować.
W końcu poszczuto na mnie jakiegoś faceta z Warszawy. Taksówkarz, podający się za dziennikarza zaczął mnie atakować. Nie miałem pojęcia czemu ktoś, kto mnie kompletnie nie zna to robi. Z Warszawy??? W Sądzie powiedział mi, że niszczy mnie, bo mu się komitet, z jakiego kandyduje nie podoba i że jest od lat znajomym Barbary Klatki.
Sama Barbara niezbyt chętnie opowiada o tej znajomości a ostatnio nawet stwierdziła, że to osoba z której profilu może odczytać kim jest i że boi sie powiedzieć skąd on się wziął, czyj to jest bliski znajomy. Czego lub kogo się boi? No przecież nie mnie. Wystarczyło przejrzeć pobieżnie profil internetowy faceta, by stwierdzić, że z tym i owym nie ma wszystkiego w porządku. Setki memów, każdy pełen treści agresywnych i nienawistnych. Do tego masa obrazków o seksistowskim charakterze. Człowiek mnie atakował, a członkowie PO, ci sami, którzy dzisiaj protestują przeciwko nienawiści ochoczo lajkowali "sympatycznego" starszego pana, który potrafił wydzwaniać do mnie nawet o 3 w nocy.
Profil Jacka Kowalewskiego kipiał przez całą kampanię wyborczą agresją. Kolegów z Platformy ostrzegałem przed inną niezrównowaażoną psychicznie osobą. Monika R., znana jest w tomaszowskim internecie doskonale, jako osoba notorycznie ubliżająca innym ludziom. Mowa nienawiści, to u niej codzienność. Przed wyborami była postacią wygodną. Od jednego z działaczy PO usłyszałem, że "przecież nas nie atakuje". Super. Znaczy się innych może a nawet powinna (wielu czytelników wie zapewne o kim piszę, bo nie jedna osoba była w Tomaszowie jej ofiarą). Postać lecząca się psychiatrycznie. W moim odczuciu stanowiąca zagrożenie dla otoczenia. A jakże, ona też była ochoczo lajkowana przez przeciwników mowy nienawiści. Mimo, że pokazywałem im filmy, na których wyśmiewa się z osób niepełnosprawnych i screeny przesyłane mi przez jej ofiary.
Ofiarą ataków była też prezydent Witko. Merytorycznej dyskusji o mieście z nim nie podjęto, a wręcz jej unikano. Zamiast tego uparto się, by pisać o nim np. "Janko Muzykant" i używać setek innych epitetów. Jeśli działaczka partyjna pisze o Prezdencie w kontekście jego wynagrodzenia "muzykowi nie obniżyli", to też jest przejaw tego, przeciwko czemu ludzie protestujecie i z o czym mówicie, że z tym walczycie.
Lajk jest zachętą
Czy wielu z Was ma świadomość, że kliknięcie "lubię to" stanowi zachętę do dalszej działalności wytwórcy? Lubią to? To zrobię kolejny. Bardziej ordynarny, mocniej kontrowersyjny, a może wulgarny. Skoro ludziom się podoba? To dajmy im więcej satysfakcji. A przecież często już sama forma i treść pomagają zidentyfikować konkretną jednostkę chorobową. Rzecz w tym, że w którymś momencie same lajki i udostępnienia mogą nie wystarczyć takiemu człowiekowi do osiągnięcia ekstazy. Może się okazać, że frustracja nie zostanie rozładowana po raz kolejny w sieci, ale przeniesie się do realnego świata. Ktoś komuś porysuje samochód, wybije szybę, lub rzuci się na swą ofiarę z nożem.
Jest jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Serwis NaszTomaszow prowadzę od kilkunastu lat. Niejednokrotnie miałem do czynienia z prośbami o udostępnienie danych osób komentujących nasze artykuły. Jakie można wyciągnąć z nich wnioski? Otóż w 90 przypadkach na 100, wpisów dokonują osoby, które mają osobisty interes w tym, by komuś dokuczyć, upodlić. Najczęściej tłem są jakieś porachunki albo pieniądze. Dokładnie tak samo jest w przypadku wielu internetowych i politycznych podżegaczy. Napuszczają ludzi na siebie a później stoją z boku i z cynicznym uśmieszkiem na ustach się przyglądają. Mają z tego nie tylko radochę ale i kasa płynie szerokim strumieniem
***
Naprawianie świata zawsze należy zaczynać od siebie. Widzisz, że ktoś kogoś niszczy dla własnych korzyści? To czemu to akceptujesz? Dlaczego nie reagujesz? Czemu nie solidaryzujesz się z ofiarą? Ktoś musi ginąć, by budzić na krótko sumienia Polaków? Spokój przez palenie zniczy post mortem na miejskim skwerku? Współczucie i smutek, czy raczej kolejna okazja do autopromocji? nie wierzycie? Zobaczcie zamieszczony poniżej screen. Spotkanie na skwerku i relacja w formie sponsorowanej na FB. Czy to nie jest powód chociażby do zażenowania?
Napisz komentarz
Komentarze