Określiliśmy zatem na początku nasze potrzeby. Środkowe wybrzeże Bałtyku, 7 dni pokój dwuosobowy (jedno łóżko o dł min 2 m i 1,40 szer. z jednym materacem) w cenie ze śniadaniem, ewentualnie obiadokolacją, możliwością zakwaterowania psa, balkonem, widokiem na morze, max 100 metrów od plaży, dojazd własny w szczycie sezonu wakacyjnego czyli druga połowa lipca. Standard covid plus, czyli chociaż w miarę bezpieczny. Wyłączyliśmy na razie weryfikację co do cen (o tym pewnie napiszemy osobno). Niestety dostępne wyszukiwarki nie przetważają takich danych, czyli nie uwzględniają potrzeb. Od trzech dni szukamy, czas poszukiwań wraz z wstępną weryfikacją to ok 8 godzin pracy. Czyli pełna dniówka. Uwaga! naszą znajomość branży w tym jej prawne aspekty w skali 1-10 oceniamy na poziomie 10. Oto krótkie sprawozdanie z tego jak wygląda ciężka praca poszukujących odpoczynku nad Bałtykiem.
Zaczniemy od dwóch zapisów prawnych, których odmienność ma znaczenie. Najogólniej warto zapamiętać, że zadatek, nie podlega zwrotowi, zaliczka tak. I tu jednak zaczynają się schody w przypadku regulaminów stosowanych przez obiekty hotelarskie, które są tak różne jak pogoda w lecie nad polskim morzem. Często są krótkie, na całe szczęście. Warto je czytać bo akceptujemy je już w momencie wstępnej rezerwacji.
Mamy zatem np. opcję z tzw. bezpłatnym odwołaniem (oferowaną przez portal sprzedażowy), gdzie jednak możemy się zdziwić, kiedy podczas rezerwacji z możliwością bezkosztowej rezygnacji obciążona zostanie nasza karta kredytowa już dwa dni przed możliwością jej anulowania. Niestety, nigdzie nie znaleźliśmy informacji jak długo będziemy czekać na zwrot środków.
Drugi pośrednik, chociaż wydawałoby się oferujący ciekawsze, szersze opisy został przez nas odrzucony ze względu na przymus zalogowania się, który jest jednoznaczny z akceptacją regulaminów, których czytanie zajmuje dużo czasu. Zdeterminowani stwierdziliśmy, że bez kontaktu osobistego z obiektem nie zrobimy rezerwacji, co znów ograniczyło nam możliwości bowiem poza hotelami i gospodarzami, którzy umożliwiają kontakt z gościem istnieje wiele tzw. NO CONTACT.
Inne natomiast sprzedają tylko korzystając z systemu rezerwacji przez pośrednika. Przerabialiśmy zatem lekcje rezerwacji. Skorzystaliśmy z marketingu szeptanego i własnych doświadczeń, przeanalizowaliśmy od nowa nasze potrzeby. Poszukiwania ograniczyliśmy do jednej miejscowości. Rewa to na dziś miejsce gdzie planujemy odpocząć.
Na tym etapie pomocna okazała się dobra mapa, która od ręki wyłączyła wiele opcji, w tym chociażby nocowanie tuż przy porcie rybackim, z widokiem wprawdzie na morze, ale pewnie i z zapachem ryb w tle. Przeszliśmy do cen i standardu obiektów. Odrzuciliśmy jedyny obiekt, który przypomina hotel z naszych marzeń, lub jak kto woli jest standartowy w ciepłych krajach, a więc ma basen, pakiety restauracyjne (all inclusive oczywiście w Polsce najczęściej brak), a pani z recepcji jest mega kompetentna, uprzejma i rzeczowa. Hotel oczywiście Eko z pakietem COVID. Gdyby nie brak opcji na psa może obrabowalibyśmy bank, hihi żeby spędzić 7 dni nad polskim morzem wprawdzie ze śniadaniami, we dwoje (pies na banicji koszt opieki trzeba doliczyć) za prawie 6000 zł.
Pakiet z obiadokolacją zawiera wprawdzie spa (ozonowany basen, sauny) ale koszt to już prawie 8000 zł. Domki przy plaży też odnaleźlośmy, a i owszem, ale min 6 osobowe. Zostały do wyboru tyko tzw. apartamenty, wille czyli kiedyś kwatery prywatne. Tu eliminacja poszła w kierunku bezpłatnego miejsca parkingowego (cena za 7 dni parkingu dodatkowo to nawet i 15 zł za dobę), śniadań i zarejestrowanej działalności gospodarczej oraz możliwości kontaktu telefonicznego. Wydawało się, że rozmowa przez telefon nie stwarza problemów. Nic bardziej błędnego w przyjętych założeniach..
Próba pierwsza. "Proszę zadzwonić za dwie godziny, bo nie mogę teraz sprawdzić rezerwacji" koniec kontaktu z panią, która pewnie pracuję na kilka etatów jednocześnie. Druga próba, odebrał wściekły mężczyzna. "Złapałem gumę, zmieniam koło, proszę zadzwonić później". Do trzech razy sztuka myślimy. Uff udało się. Cierpliwość popłaca. Pan w lepszym humorze, odpowiada na pytania lekko zdawać się może zniecierpliwiony... Cena na stronie inna niż podana w rozmowie przez właściciela. Zatem wchodzimy razem z nim celem korekty na stronę www.
Tam widnieją dwa pokoje z widokiem na zatokę większy (warto pytać o metry) oraz mniejszy z widokiem na morze. Różnica w cenie ponad 400 zł. Pan z góry zaproponował droższy, ale mniejszy. Wybraliśmy większy, ale tańszy (szkocka oczczędność i możliwość obracania się wokół własnej osi wygrała z widokiem na morze). Hurra wstępna rezerwacja zrobiona.
Pies 50 zł na 7 dni, przyzwoity pokój z balkonem i widokiem na zatokę 50 m od morza, łóżko niby podwójne, ale zbudowane z dwóch materacy pojedyńczych, czyli z przestrzenią pomiędzy nimi (niestety), małą łazienką, miejscem parkingowym w szczycie sezonu, bezzwrotnym zadatkiem 30 % wartości udało się zarezerwować. Chociaż pan, z domysłów wnioskuję, że syn właścicielki zmęczony pytaniami lub zmianą opony pewnie został wkurzony oczywistym pytaniami.
Cena pokoju że śniadaniami dla dwóch osób wliczając psa (regulamin określa, co wolno gościom, ale obowiązków właścicieli już nie) zaakceptujemy w momencie wpłacenia zadatku w kwocie prawie 600 zł. Ryzyko utraty kasy wliczone nam konsumentom, ale i właścicielom w koszty. Szlak bursztynowy przed nami... A tymczasem zasłużony odpoczynek. O naszych przygotowaniach opowieści ciąg dalszy zapewne nastąpi. Ciekawe ile trzeba by było zapłacić profesjonaliście za taką rezerwację? Pewnie byłoby warto...
Napisz komentarz
Komentarze