W czasie lotu czułam się jak na medinie w Marakeszu, serwowanie jedzenia, picia, sprzedaż losów, perfum i innych towarów, wszyscy chodzą, zmieniają miejsca. Obok mnie pani mocno po 60-tce, całą podróż w masce i rękawiczkach, przestraszona, wracała od córki stanowiła wyjątek próbując się chronić, dziwny wzrok tzw. niedowiarków covidowych skupiony na niej wskazywał nie tylko na brak szacunku... Jak się okazuje, w samolocie covid przecież według wielu pasażerów nie zaraża (hi hi), a dwie godziny bez jedzenia i picia, czy robienia zakupów i łażenia bez celu są absurdem.
Druków formularza lokacyjnego dla tych co nie mają swojego wydrukowanego brakło. Co więcej nikt ich nawet nie zbierał na lotnisku, ani tego nie weryfikował. No cóż, z ulgą wysiadłam i już bez mała zaczęłam całować polski beton na lotnisku w Krakowie, kiedy… wejście na salę odprawy granicznej mnie przyprawiło o gęsią skórkę.
Ponad 300 osób, mała sala bez klimatyzacji bo covid, gorąco, brak jakichkolwiek zasad (wyłączając idiotyczne, przez nikogo nie respektowane komunikaty o zachowanie odstępów). Czas oczekiwania, aby dobrnąć do okienka wyniósł ponad godzinę. Pokazywane przez szybę, nie weryfikowane, nic nie znaczące wyniki testów (bez formularzy lokacyjnych, szukaj diabła w polu) wprawdzie łagodnie przyśpieszały proces, ale to i tak nie uspokoiło krzykaczy, którzy jak w „Biedronkach” wrzeszczeli na obsługę, że za mało jest otwartych kas.
Do domu wracałam ze znajomym. Oboje w maseczkach. Kwarantanna w całkowitej izolacji doprowadziła mnie po 4 dniach do lekkiego obniżenia samopoczucia, nie tylko psychicznego, ale i obaw, że złapałam w tym samolocie jakiegoś zmutowanego covida. I już wydawało mi się, że przetrwałam, dokarmiana przez córkę (gotowanie ma pewnie we krwi po babciach), wyposażona w książki, kwiaty, świece i Netflixa , nadrabiając papierkowe zaległości. A a tu zonk... 8 dnia wszystko boli, kaszel i strach.
11 dnia zlecony test dając wynik negatywny dał mi do zrozumienia, że psychika, kiedy zaczynasz mieć schizę covidową jest bardzo ważna. A świadomość, że najbliżsi kochają i czuwają, a lekarzowi pierwszego kontaktu jesteś w stanie zaufać pomagają wrócić do życia. Tu wykorzystując okazję dziękuję wspaniałym znajomym za udostępnienie bezpiecznego lokum i wspaniałemu doktorowi.
Kolejna marcowa podróż z Tomaszowa do Gdańska (środek transportu PKP) w porównaniu do poprzedniej wydawała mi się zatem już tylko formalnością. Ale tu uwaga, też nie jest łatwo, bo miejsca noclegowe, mają swe ograniczenia, i nie każdy może z nich skorzystać. (https://www.horecabc.pl/zasady-lockdownu-kto-moze-nocowac-w-hotelu/ tu znajdziecie niezbędne oświadczenie gościa). Będąc osobą wskazaną przez ustawodawcę jako uprawniona, ale zanim przyjęto moją rezerwację (niestety wciąż wiele obiektów noclegowych jest wyłączonych), wydzwoniłam do ponad kilkunastu miejsc weryfikując czy mają ozonowane pokoje. Potem przesłałam dokument uprawniający i oświadczenie, a na koniec ku mojej wielkiej radości za pisemną zgodą dyrektora mogłam spędzić jedną noc w hotelu.
Napisz komentarz
Komentarze