Z ostatnim z postulatów, zgłaszanych przez kupców trudno jest polemizować. Jedna toaleta na całe targowisko, to rzeczywiście zbyt mało, szczególnie jeśli korzystają z niej zarówno handlujący, jak i klienci. Warunki sanitarne, chociażby z tego względu są mocno dyskusyjne, a większość oferowanego na Placu Narutowicza towaru, to jednak żywność. O niezbędną higienę jest tu niezwykle trudno. A już informacja o załatwianiu potrzeb fizjologicznych między kioskami, zawarta w petycji, kwalifikuje cały kompleks do natychmiastowego zamknięcia.
- To już nie to samo targowisko, jakie tu było 20 lat temu. Tętniło życiem przez niemalże cały tydzień, chociaż najlepsze utargi, zawsze mieliśmy we wtorki, piątki i soboty, kiedy na rynek zjeżdżali rolnicy. Dzisiaj zamykają się kolejne sklepy i na ich miejsce nie ma chętnych do najmu - mówi właściciel jednego z kiosków.
Trudno się dziwić. Tak zwany handel wewnętrzny w Tomaszowie Mazowieckim został zdominowany przez liczne supermarkety oraz dyskonty, które lokalizowane są u nas w sposób niekontrolowany. Jest to przede wszystkim skutek braku miejscowego planu zagospodarowania miasta. Dzięki temu obiekty handlowe o powierzchni do 2 tysięcy metrów kwadratowych można lokalizować niemalże wszędzie.
Odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą oczywiście radni kolejnych kadencji. W tym podkreślający swoją "dbałość" o interesy lokalnych handlowców radni PiS. To oni wspólnie z radnymi SLD doprowadzili blisko 20 lat temu do uchylenia planu miejscowego, przygotowanego przez ówczesnego prezydenta Mirosława Kuklińskiego. Dlatego uśmiech zażenowania wywołują konferencje prasowe parlamentarzystów lewicy w obronie kupców targowiskowych.
- Od 1990 roku nastąpił na terenie miasta rozwój sieci sklepów wielkopowierzchniowych. Na rynku jest określona ilość pieniędzy, przeznaczanych przez klientów na zakup towarów handlowych i kwota ta musi być podzielona na wszystkie podmioty prowadzące handel w mieście. W związku z tym przychody na targowisku miejskim z roku na rok spadają, a opłaty rosną - piszą kupcy z targowiska, sugerując przy tym, że obniżenie opłat za czynsz dzierżawny powinni służyć zwiększeniu szans drobnych przedsiębiorców.
Czy aby na pewno? Samo obniżenie opłat zmniejszy w niedużym stopniu koszty prowadzenia działalności i w większym przychody budżetu miasta, przeznaczane w dużej mierze na obsługę targowiska, w tym sprzątanie, wywóz śmieci itp. Nie ściągnie jednak na bazarek większej liczby klientów, a to oni są głównym źródłem dochodu. Podstawowym problemem jest tu brak infrastruktury oraz oferta, nie dostosowana do popytu.
- Okazjonalnie zaglądam na bazar, ale zakupy robią rzadko. Kupuję mięso, bo jest lepsze niż w supermarketach i swojską wędlinę. Czasem warzywa i owoce, ale kiedyś kupowało się te produkty od rolników. Dzisiaj jest ich niewielu. Wygodniej mi jest wyjść do osiedlowego sklepu. Ceny są podobne i produkty takie same, a nie muszę nosić ciężkich toreb z zakupami - mówi Wanda Jabłońska
Kupcy z targowiska swoją szansę przespali. Przede wszystkim dlatego, że nie potrafili się ze sobą dogadać i wspólnie pracować. Prezydent Mirosław Kukliński chciał zrealizować pomysł Stowarzyszenia Pracodawców i zbudować zamiast obecnego targowiska, halę targową w formule marketu. Miejsce, jakie możemy oglądać w wielu krajach na świecie, ale i w Polsce. Kupcom pomysł się nie spodobał. Zamiast nowoczesnego obiektu z parkingami i odpowiednimi warunkami sanitarnymi, postawiono rzędy budek, które zadaszono poliestrową płytą, dzięki której w słoneczne dni, panuje trudny do zniesienia zaduch.
Na targowisku istnieje zróżnicowanie stawek czynszu dzierżawnego w zależności od położenia kiosku. Według kupców, takie rozróżnienie nie ma już żadnego uzasadnienia i miało sens wówczas, kiedy było więcej chętnych do otwierania punktów sprzedażowych. Ich zdaniem, osoby dokonujące zakupów nie kierują się położeniem kiosku. Czy aby na pewno?
Stali klienci poszczególnych punktów sprzedaży zawsze do swoich ulubionych miejsc trafią. Jednak osoby dokonujące zakupów okazjonalnie dokonują wyboru bardzo przypadkowego. Gdy się przyglądamy stawkom czynszu w galeriach handlowych są one również zróżnicowane. Dlaczego? Otóż powodem są przepływy ludzkie i impulsywność dokonywania zakupów.
Kupcy kwestionują także warunki umowy dotyczące rewaloryzacji czynszu uwzględniającej poziom inflacji - Dla kupców nawet kilkuprocentowa podwyżka czynszu dzierżawnego przy stosunkowo dużej jego wartości, nieznajdująca uzasadnienia w cechach przedmiotu dzierżawy, może spowodować, że nie są i nie będą w stanie zarobić na tak wysoki czynsz - czytamy w petycji, którą zajmowali się radni.
Z podobnymi problemami borykają się niemal wszyscy przedsiębiorcy, którzy prowadzą swoją działalność w wynajmowanych lub dzierżawionych lokalach. Różnica w tym przypadku polega na tym, że ZDiUM, w imieniu miasta zarządzający targowiskiem ma także koszty związane z jego obsługą, a te rosną z roku na rok, a nawet kilka razy w trakcie roku.
- Nie jest wesoło. Koszty utrzymania firmy wzrosły dramatycznie. To już nie chodzi o same stawki czynszu. Energia elektryczna, ogrzewanie. Pensje minimalne i do tego ZUS-y. W portfelu coraz mniej zostaje. Modlę się, by nie trafiła się jakaś awaria i nieprzewidziane wydatki, bo chyba nie damy rady sobie z nimi poradzić - narzeka właścicielka sklepu na jednej z głównych ulic miasta.
Miasto w tych trudnych czasach powinno iść na rękę właścicielom kiosków i zrezygnować w pobierania opłat za ekspozycje wykraczające poza obrys naniesień.
Co dalej?
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że w tej formule targowisko miejskie nie ma żadnej przyszłości. Potrzeba jest działań, które stworzą tu odpowiednie warunki do pracy. Ograniczenie dyskusji do stawek czynszu nie ma większego sensu. Stoimy w obliczu kryzysu związanego z niedoborami żywności. Władze powinny podejmować więc działania dające możliwość zbywania płodów rolnych bezpośrednio ich producentom.
Napisz komentarz
Komentarze