Już dzisiaj publiczne domy pomocy społecznej borykają się z licznymi problemami. Żaden z nich nie jest nowy i żaden nie został przez lata rozwiązany. Zamiast tego dochodzi do ich pogłębienia. Efekt łatwo przewidzieć. Za kilka lat, mimo demograficznego kataklizmu i zwiększającej się liczby osób, które pomocy potrzebują, może stać się koniecznym zamykanie kolejnych placówek. Czy ich rolę wezmą na siebie prywatni inwestorzy (bo dokładnie tak trzeba ich nazywać)? Mało prawdopodobne. Głównie ze względu na selekcjonowanie pacjentów.
W ubiegłym roku głośno zrobiło się w Tomaszowie, kiedy pojawiła się informacja o tym, że jeden z DPS-ów może zostać zlikwidowany. Przyjeżdżali do nas opozycyjni posłowie i telewizje. Żadnych problemów nie rozwiązali. Poza problemem z własną autopromocją. Tymczasem pracownicy skarżyli się nie tylko na plany zamknięcia ale i na niskie zarobi oraz to, że osoby potrzebujące opieki nie są do nich kierowane przez ośrodki pomocy społecznej. Wszystko za sprawą konieczności dokonywania dopłat do pobytów, które musi robić gmina, gdy z obowiązku nie wywiązują się członkowie rodzin. Odrębną kwestią z kolei jest kierowanie do placówek publicznych osób agresywnych i mających problemy alkoholowe. Koło się zamyka.
Czy już dzisiaj Starostwo Powiatowe ma świadomość nadchodzącej sytuacji? Istnieją uzasadnione obawy, że w związku z kolejnymi podwyżkami płac od 1 lipca 2022 roku dla lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, opiekunów medycznych, fizjoterapeutów i innych pracowników podstawowej działalności, nastąpi fala odejść tych grup pracowników z domów pomocy społecznej do podmiotów leczniczych. Tymczasem powiat zarządza obecnie de facto trzema takimi domami. Czy już planowane są zmiany w budżetach? Co z innymi pracownikami, których zmiany zaproponowane przez polityków nie dotyczą. Czy analizowany jest każdy możliwy scenariusz? W tym ten związany z brakiem wykwalifikowanego personelu? Pytanie nasuwają się same, a system jest na skraju załamania.
Napisz komentarz
Komentarze