Wszystko zaczęło się jednak wcześniej. 2-3 tygodnie temu. Starsza kobieta chodziła po Tomaszowie z tabliczką, że nie ma gdzie mieszkać, co jeść i że potrzebuje pomocy. Jak trafiła z Zaporoża do naszego miasta tego nie wie nikt. Faktem jest, że uciekała przed grozą wojny i dotarła ostatecznie do nas. Teraz chciałaby do domu wrócić. Kobietę widywano w okolicach supermarketów i parków. Zatrzymywała ludzi prosząc o pomoc. W końcu zlitowała się nad nią tomaszowska "dobra dusza" i zaprowadziła ją do dawnego hotelu "Mazowiecki", gdzie SCh Tomy prowadzi swoją działalność związaną z pomocą uchodźcom z Ukrainy. Kobietę oczywiście przyjęto z otwartymi ramionami. I tu pojawiły się problemy, chociaż nie od razu...
Okazało się, że pani chodząca z kartkami po ulicach miasta, swoje schronienie w Tomaszowie jednak miała. Kilka tygodni wcześniej zaopiekował się nią Powiat Tomaszowski i z uwagi na wiek oraz stan zdrowia umieszczono ją w Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Jana Pawła II. Jak twierdzi członek zarządu powiatu, Marek Kubiak, odpowiedzialny za pomoc społeczną, kobietą troskliwie się zaopiekowano, zapewniono jej nie tylko dach nad głową ale i całodniowe wyżywienie i niezbędną pomoc lekarską. Wożono ją nawet do lekarzy specjalistów. Powiat do pobytu starowinki w DPS dopłacał, ponieważ wojewoda pokrywa tylko część kosztów pobytu. - Nie ukrywamy, że mieliśmy do czynienia z osobą bardzo problematyczną. Mimo to, staraliśmy się pomóc. Kobiecie nie odpowiadał pokój z inną lokatorką, daliśmy więc pojedynczy. To znowu jedzenie okazywało się mało smaczne - wyjaśnia.
Mimo tych wszystkich problemów, kobieta zapewne do dzisiaj spędzałaby czas w tomaszowskim DPS, gdyby nie przypadkowo spotkana na mieście osoba, która okazała jej dużo serca i zaprowadziła na ulicę Św. Antoniego. Podopieczna powiatu na własną prośbę opuściła dom pomocy społecznej, gdzie miała zapewnioną opiekę i przeniosła się w nowe miejsce.
Hotel Mazowiecki również jednak szybko okazał się miejscem mało odpowiednim. Starsza pani znowu narzekała na jedzenie, kolejne proponowane pokoje. W końcu zaczęła zażywać jakieś leki i grozić samobójstwem. Pracownicy Sch Tomy nie mogli brać na siebie ciężaru odpowiedzialności. W efekcie trafiła do szpitala, na oddział psychiatryczny. I tu znowu pojawił się problem, bo kobieta miała numer telefonu do innej młodej Ukrainki, która mieszka i pracuje w Tomaszowie. Kiedy dziewczyna przyszła odwiedzić ją w szpitalu, kobieta stwierdziła do personelu, że ze szpitala zabiera ją ktoś z rodziny i znowu wypisała się na własną prośbę.
Przy okazji powstało zamieszanie, wezwano policję, która jednak niewiele mogła w tej sytuacji zrobić. Nie wiadomo od kogo wyszła informacja, że pani ma załatwione miejsce w "specjalnym trybie przyspieszonym" w kolejnym DPS, przy ulicy Farbiarskiej. Problem w tym, że w placówce nikt o tym nie wiedział i nie było mowy o możliwości nawet "awaryjnego" przyjęcia. W ten sposób starsza pani trafiła ze swoimi tobołkami na ławeczkę przed DPS. Kolejne wzywane i informowane służby bezradnie rozkładały ręce. Chociaż trzeba przyznać, że para młodych policjantów, która już drugi raz tego dnia interweniowała w sprawie tej samej osoby, wykazała się wyjątkową życzliwością.
Kobiecie przyszłoby zapewne spędzić noc na ławce w parku lub na dworcu kolejowym, gdyby nie pomoc Wandy Rybak, dyrektor Wydziału Polityki Społecznej Urzędu Miasta, która bardzo szybko zorganizowała nocleg w pokojach hotelowych na kręgielni przy ulicy Strzeleckiej. Po dwóch godzinach jednak potrzebująca pomocy kobieta znowu nie była zadowolona z warunków, jakie jej zapewniono. Na usprawiedliwienie może posłużyć fakt, że pani jest w takim wieku, że zdiagnozowano u niej demencję i chyba nie do końca rozumie, gdzie i w jakiej sytuacji się znajduje. Niestety żadne miejsce nie zastąpi jej domu
Okazało się, że pani Tatiana, jest bardzo dobrze znana w Tomaszowie wszystkim służbom i urzędnikom, zajmującym się pomocą uchodźcom z Ukrainy. Komentarze większości z nich nie nadają się do przytoczenia w artykule. Na szczęście Wanda Rybak, to wyjątkowo cierpliwa i życzliwa osoba, która nie widziała problemu w tym, by przyjechać wieczorową porą i zająć się osobą, którą większość moich rozmówców wprost określa jako nadmiernie "roszczeniową"
Napisz komentarz
Komentarze