Nad wdrożeniem aplikacji pracują naukowcy w ramach unijnego projektu „PRAGMATICK COST” (https://pragmatick-action.eu/), w które zaangażowana jest również dr inż. Anna Wierzbicka z Katedry Łowiectwa i Ochrony Lasu Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Wśród głównych celów projektu są: rozpowszechnianie wiedzy na temat profilaktyki chorób przenoszonych przez kleszcze, promowanie szczepień przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu, a także identyfikacja czynników ryzyka obecności kleszczy i patogenów przenoszonych przez nie oraz porównanie sytuacji epidemiologicznej w różnych miastach i krajach.
Jednym z efektów będzie ogólnodostępna aplikacja, za pomocą której mieszkańcy europejskich krajów będą mogli wysyłać zebrane przez siebie informacje np. zdjęcie kleszcza, miejsce obserwacji czy ewentualne objawy chorobowe po ugryzieniu.
„Te informacje będą przez naukowców zbierane, weryfikowane i analizowane. Dzięki nim m.in. powstanie mapa występowania danego gatunku kleszcza w poszczególnych regionach, więc przed wyjazdem na wakacje do jakiegoś kraju będziemy mogli sprawdzić, czy występuje tam dużo kleszczy” – opowiadała zoolożka.
Znajdą się tam również informacje na temat chorób przenoszonych przez kleszcze, ich profilaktyki i diagnostyki oraz praktyczne porady, np. jak wyciągnąć kleszcza, gdy wbije się w nasze ciało.
Badaczka dodała, że podobna aplikacja działa już w Szwajcarii (pod nazwą Zecke, czyli kleszcz) i – jak mówiła – jest tam bardzo popularna wśród mieszkańców.
Zaangażowanie się obywateli w rozwój badań naukowych to rosnący trend nauki obywatelskiej (ang. citizen science). Jak przypomniała Anna Wierzbicka, tradycje pierwszych przykładów tego typu praktyk liczą już ponad sto lat (doroczne, bożonarodzeniowe liczenie ptaków w Wielkiej Brytanii). Zjawisko zyskuje na popularności w ostatnich dekadach dzięki rozwojowi internetu, smartfonów oraz narzędzi do gromadzenia i rozpowszechniania informacji.
Polskim przykładem nauki obywatelskiej dotyczącej kleszczy jest ogólnopolska akcja organizowana przez zespół prof. Anny Bajer z Zakładu Eko-Epidemiologii Chorób Pasożytniczych na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Celem „narodowego kleszczobrania” jest sprawdzenie, czy do naszego kraju faktycznie dotarły duże, egzotyczne kleszcze Hyalomma.
Ponadto, w ramach wspomnianego projektu „PRAGMATICK COST” dr inż. Anna Wierzbicka bada kleszcze w miastach m.in. sprawdza, czy i jakie zabiegi agrotechniczne (np. koszenie) wpływają na występowanie kleszczy w danym miejscu. Jak powiedziała, temat występowania kleszczy w miastach nie jest w Polsce dostatecznie zbadany, a wyniki badań z innych europejskich krajów nie pokrywają się w całości z dotychczasowymi danymi z polskich miast.
W Polsce, zwłaszcza wśród rodziców małych dzieci, zauważa się czasem strach przed wyjściem np. do lasu, ponieważ można tam złapać kleszcza. Anna Wierzbicka, która od lat popularyzuje wiedzę o kleszczach i chorobach przez nie przenoszonych, uważa, że jest to związane z tym, że nauka wciąż poznaje te choroby, a w naszym kraju jest to wciąż temat względnie świeży.
„W krajach Europy Zachodniej temat chorób odkleszczowych jest obecny w przestrzeni publicznej od lat, dlatego też wśród tamtejszych społeczeństw widać świadomość możliwych zagrożeń, ale nie ma takiego panicznego strachu, który u nas się jeszcze obserwuje. Myślę jednak, że z czasem, gdy oswoimy się z tym tematem, również i u nas to podejście się zmieni” – oceniła Anna Wierzbicka.
Dodała, że w związku z ciągłym rozwojem wiedzy na temat chorób odkleszczowych i ich diagnostyki, w Polsce ten dostęp do diagnostyki wciąż nie jest powszechny i wystarczający. „Chciałabym, abyśmy z biegiem lat podchodzili do profilaktyki chorób odkleszczowych tak jak np. do mycia rąk czy picia wody z bezpiecznych źródeł. Aby szczepienia na kleszczowe zapalenie mózgu, odpowiedni ubiór i sprawdzanie ciała stały się dla nas czymś oczywistym” – podkreśliła.
„Na koniec mam apel do czytelników, aby nie bać się kleszczy. Korzystajmy z lata, oczywiście pamiętając o stosowaniu repelentów (środków odstraszających), odpowiednim ubiorze i codziennym sprawdzaniu się” – podsumowała naukowczyni.
Więcej na ten temat w serwisie Nauka w Polsce: http://naukawpolsce.pl (PAP)
Wyniki trzeciej fazy badań nad szczepionką przeciwko boreliozie pod koniec 2025 r.
Pod koniec 2025 r. najprawdopodobniej znane będą wyniki trzeciej fazy badań nad szczepionką przeciwko boreliozie - twierdzi prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych. Gdyby to się potwierdziło, ta od dawna oczekiwana szczepionka mogłaby zostać zarejestrowana i dostępna w Unii Europejskiej nie wcześniej niż w 2026 r.
W Polsce w ostatnich latach odnotowuje się coraz więcej przypadków boreliozy. Z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Instytutu Higieny w Warszawie wynika, że w pierwszej połowie br. (do końca czerwca) potwierdzono 9134 zakażenia. Rok wcześniej w tym samym okresie było 7714 przypadków tej infekcji. Podejrzewa się, że w następnych latach może być ich jeszcze więcej.
Skuteczna szczepionka mogłaby uchronić wiele osób przed boreliozą, która jest chorobą podstępną i przez wiele lat może się rozwijać w ukryciu. Jak na razie zaawansowane badania prowadzone są nad jednym takim preparatem, oznaczonym symbolem VLA15.
„Kandydat na szczepionkę przeciw boreliozie, VLA15, to multiwalentna szczepionka oparta na rekombinowanym białku powierzchniowym OspA krętków Borrelia” - wyjaśnił na platformie X prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych Grzegorz Cessak.
Specjalista informuje, że badania nad tą szczepionką rozpoczęto w 2017 r. „Opublikowane w 2023 r. dane z badania klinicznego wykazały immunogenność szczepionki wobec wszystkich serotypów białka powierzchniowego OspA bakterii oraz potwierdziły profil bezpieczeństwa. Szczepionka była dobrze tolerowana, a większość działań niepożądanych miała charakter łagodny lub umiarkowany” - zaznaczył.
Prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych zwrócił uwagę, że VLA15 jest jedynym kandydatem na szczepionkę przeciw boreliozie znajdującym się w trzeciej fazie badań klinicznych. „Oczekuje się, że najważniejsze dane z badania klinicznego trzeciej fazy zostaną opublikowane pod koniec 2025 r. Następnie planowane jest złożenie wniosku o pozwolenie na dopuszczenie do obrotu, pod warunkiem uzyskania pozytywnych danych z badania trzeciej fazy” - stwierdził.
Szczepionka przeciwko boreliozie, nazywanej też chorobą z Lyme, jest oczekiwana w wielu krajach, szczególnie w Europie i USA. Jak wyjaśnił prezes Grzegorz Cessak, jest to bakteryjna choroba wieloukładowa przenoszona na ludzi przez zakażone kleszcze. „Około 14 proc. światowej populacji choruje lub chorowało na boreliozę przenoszoną przez kleszcze, jest to najczęstsza choroba wektorowa na półkuli północnej” - podkreślił.
Nie wszystkie kleszcze są nosicielami bakterii boreliozy; mogą one przenosić także inne patogeny, na przykład wirusy wywołujące kleszczowe zapalenie mózgu. Na to zakażenie od wielu lat jest jednak dostępna skuteczna szczepionka.
Niepokojącym sygnałem, że mogło dojść do zakażenia jest niebolesne zaczerwienie wokół miejsca wkłucia się kleszcza. Rumień taki, w kształcie pierścienia lub owalny, występuje zwykle w ciągu kilku dni do tygodnia. Nie musi jednak się pojawić. Warto zatem zwrócić uwagę na inne objawy, takie jak zmęczenie, zawroty i bóle głowy, gdyż na ogół są one bagatelizowane. Poważniejsze dolegliwości, które mogą być wiązane z boreliozą, to porażenie połowy twarzy, zapalenie stawu (najczęściej kolanowego), zaburzenia pracy serca oraz zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych.
Boreliozę leczy się odpowiednimi antybiotykami, ale może być ona późno wykryta, nawet kilka lat po zakażeniu, a wtedy jest trudna do leczenia. Można też zakazić się nią wielokrotnie, gdyż przebycie choroby nie uodparnia na nią.
„Miejmy nadzieję, że już niedługo dostępna będzie szczepionka na boreliozę” - stwierdził na platformie X wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie prof. Krzysztof Pyrć. Jego zdaniem nie chodzi tylko o zmniejszenie zakażeń tą infekcją. „Nie dość, że będzie chronić nasze zdrowie, to dodatkowo (miejmy nadzieję) obetnie patologiczne podziemie pseudomedyczne” - zaznaczył.
Chodzi o tzw. metodę ILADS stosowaną w leczeniu boreliozy, która jest niezgodna z wiedzą medyczną, gdyż jej skuteczności nie potwierdziły badania kliniczne. Polega ona na długotrwałym, wielomiesięcznym stosowaniu więcej niż tylko jednego antybiotyku. Według przyjętych standardów terapii, zalecanych również przez Polskie Towarzystwo Epidemiologów i Chorób Zakaźnych, w leczeniu boreliozy wystarczy zastosować jeden, ale odpowiedni antybiotyk przez okres do 30 dni. (PAP)
Napisz komentarz
Komentarze