"Będziemy rozmawiać o jednym z najpoważniejszych tematów dotyczących bezpieczeństwa i funkcjonowania państwa oraz bezpieczeństwa wszystkich obywateli, którzy kiedykolwiek korzystali z polskich sądów. Chodzi o wątki związane z aferą szpiegowską, z wyjazdem sędziego Tomasza Szmydta z Polski na Białoruś" — powiedział na czwartkowym posiedzeniu Zespołu ds. rozliczeń PiS przewodniczący temu gremium Roman Giertych (KO). Podkreślił, że chodzi o działania, które były podejmowane przez najwyższych urzędników, a które zmierzały do tego, "by scentralizować wiedzę na temat obywateli, na temat sędziów, na temat prokuratorów w jednych rękach - rękach, jak już teraz wiemy, białoruskiego bądź rosyjskiego szpiega".
Na posiedzeniu pojawił się - zgodnie z zapowiedziami - nowy sygnalista. Arkadiusz Cichocki to były prezes Sądu Okręgowego w Gliwicach i - jak sam mówił - znajomy zbiegłego na Białoruś sędziego Tomasza Szmydta i jego żony "Małej Emi". Cała trójka była łączona z tzw. aferą hejterską grupy sędziów.
Arkadiusz Cichocki w 2017 roku został - jak to określiły media - "faksowym prezesem Zbigniewa Ziobry". Chodzi o to, że ówczesny minister sprawiedliwości wysłał faksem dymisje do kierownictwa 11 śląskich sądów i w ten sam sposób powołał nowych prezesów. Jednym z nich był właśnie Cichocki. W 2019 roku Cichocki podał się do dymisji. Miało to związek właśnie tzw. aferą hejterską, w której sędziowie i urzędnicy MS mieli planować hejterskie ataki wobec sędziów m.in. ze stowarzyszenia "Iustitia".
W maju 2024 roku postawiono w tej sprawie zarzuty Emilii Sz., czyli wspomnianej już "Małej Emi". W czerwcu - jak informowało MS - do Sądu Najwyższego skierowano wnioski o uchylenie immunitetów czterech sędziów, m.in. Arkadiusza Cichocki i byłego wiceministra resortu sprawiedliwości Łukasza Piebiaka.
Cichocki opowiadał o karierze zbiegłego na Białoruś Tomasza Szmydta, m.in. w kontekście jego znajomości z Piebiakiem. Cichocki stwierdził, że kariera Szmydta w WSA w Warszawie przyspieszyła, odkąd stał się "człowiekiem Piebiaka". "A może inaczej, nie można było być człowiekiem Łukasza Piebiaka, nie będąc człowiekiem Zbigniewa Ziobry, bo wszelka władza, jaką miał Piebiak, była w takim zakresie, jaką powierzył mu Ziobro" - dodał.
"Okazało się, że mimo awansu z ministerstwa (sprawiedliwości - PAP) do KRS warunki finansowe tak naprawdę się nie zmienią. Było to niechętnie przyjęte zarówno przez sędziego Tomasza (Szmydta - PAP), jak i jego żonę, więc zwrócili się do Tomasza Piebiaka, żeby on interweniował. I on zapewnił, że poda prezesowi Sądu Administracyjnego taką stawkę, by rodzina Szmydtów żyła godnie" - mówił Cichocki.
Cichocki powiedział też, że Szmydt mógł mieć w II Wydziale Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie dostęp do danych o funkcjonariuszach służb specjalnych. Sygnalista przekazał, że w pewnym momencie Szmydt zmienił zakres obowiązków z Wydziału IV na II WSA w Warszawie. Wyjaśnił, że Wydział II jest kluczowy z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, bo zajmuje się sprawami funkcjonariuszy, w tym funkcjonariuszy służb specjalnych, "często działających pod przykryciem, z fikcyjną tożsamością, z narażeniem życia, bywa że poza granicami państwa".
Jak mówił Cichocki, po 6 maja, kiedy to Szmydt poprosił na konferencji prasowej w Mińsku o azyl polityczny, na forum KRS pojawiła się informacja o tym, że planowano pewne działania zmierzające do dania w ręce KRS nadzoru nad przetwarzaniem danych osobowych w sądach. Uściślił, że chodziło o to, by KRS miała dostęp do danych osobowych każdej osoby, która wejdzie w pole zainteresowania sądów. Cichocki stwierdził, że opinię korzystną do tych planów wydał Szmydt na zlecenie Dariusza Drajewicza, a bezpośrednio miał się tym zajmować Maciej Nawacki.
Przewodniczący zespołowi Roman Giertych zapytał Cichockiego czy był świadkiem, jak tworzony był "Neo-KRS". "Byłem świadkiem, jak tworzono Krajową Radę Sądownictwa. Nie tylko świadkiem, ale i potencjalnym uczestnikiem, jako że złożono mi propozycję, żebym był członkiem Krajowej Rady Sądownictwa" - odpowiedział Cichocki. "Ja wówczas odmówiłem, natomiast propozycję złożył mi wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak" - dodał.
Cichocki tłumaczył, że chociaż z formalnego punktu widzenia wyboru członków do KRS wybierał Sejm, "to z faktycznego punktu widzenia, z mojej wiedzy wynika, że centrum decyzyjne było w budynku Ministerstwa Sprawiedliwości".
Cichocki zwrócił uwagę, że listy poparcia do KRS były przez długi czas bardzo ściśle chronioną tajemnicą, chociaż nie były dokumentami niejawnymi.
"Przez długi czas te listy nie były nikomu ujawnione i nazwiska, które pojawiały się na tych listach miały nigdy nie trafić do wiadomości publicznej. Dlatego, że okazałoby się, że jedno nazwisko może pojawić się wielokrotnie na różnych listach" - mówił. "Według mojej pamięci rekordzista podpisał 7 bądź 8 list poparcia. Mogło się zdarzyć, że sędzia udzielał poparcia sam sobie. Jest to znany przypadek pana sędziego Macieja Nawackiego. Mogło się zdarzyć, że ktoś cofnie poparcie i różnie będzie traktowane cofnięcie poparcia" - opowiadał.
Sygnalista przyznał, że należał do funkcjonującej na komunikatorze WhatsApp grupy "KASTA", w której uczestniczyli także niektórzy członkowie KRS. "Tam rozmawiało się o sprawach KRS, o konkretnych głosowaniach, o wynikach głosowań, że wszystko poszło zgodnie z planem" - relacjonował.
Sędzia przekazał też, że Tomasz Szmydt dysponował aktami sprawy wycieku danych z Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, podczas którego do internetu dostały się dane osobowe ponad 50 tysięcy osób. Jego zdaniem, to afera większa od hejterskiej.
Cichocki miał na myśli sprawę wycieku danych z Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury (KSSiP), którą ówcześnie kierowała Małgorzata Manowska, obecnie I Prezes Sądu Najwyższego. Afera sięga 2020 roku, kiedy do internetu trafiły dane osób, które korzystały ze szkoleń organizowanych przez szkołę (KSSiP). Dane miały wcześniej pojawiać się na zagranicznych serwerach. "Tak zwana afera hejterska obejmuje od 20 do 50 osób, bo dane mniej więcej tylu osób narażone były na wyciek. Natomiast sprawa wycieków danych z KSSiP, to jest tysiąc razy afera hejterska. To ponad 50 tysięcy osób, które w tym czasie skorzystały ze szkoleń zorganizowanych przez KSSiP"- powiedział sędzia.
Zdaniem Cichockiego, gdyby Szmydt planował swój wyjazd na Białoruś jeszcze przed wejściem w posiadanie dostępu do akt, to "dane te byłyby niezwykle cenne dla funkcjonariuszy obcych państw".
Po spotkaniu Zespołu ds. rozliczeń PiS, dziennikarze pytali Cichockiego o jego motywacje, które skłoniły go do udziału w tym gremium. Niespodziewanie sędzia Cichocki powiedział o planowanym na niego zamachu.
"Wiem, że Prokuratura Krajowa wszczęła dawno temu śledztwo w sprawie wydania zamachu na mnie" - oświadczył sędzia. Dodał tylko, że pochodziło ono od zorganizowanych grup przestępczych związanych ze środowiskiem pseudokibiców.
Pytany o to, czy nie obawia się, że jego wystąpienie będzie postrzegane jako desperacka próba wybielenia się, powiedział: "To nie jest moja najpoważniejsza obawa. Mogę obawiać się wszystkiego".
Cichocki tłumaczył też, że zdecydował się na udział w posiedzeniu Zespołu ds. rozliczeń PiS, gdyż organy ścigania nie chcą z nim rozmawiać, a do mediów nie ma dostępu.(PAP)
Napisz komentarz
Komentarze