[reklama2]
Targowisko Miejskie czasy swojej świetności ma bez wątpienia za sobą. Zaczęło się wszystko od tzw. rynku, na który swoje produkty przyjeżdżali sprzedawać rolnicy z okolicznych wsi. To do nich dołączyli później rzemieślnicy. Kreatywność i przedsiębiorczość naszych rodaków spowodowała okres bazarowej prosperity. Handlowało się tu masowo przywożonymi z zagranicy artykułami spożywczymi, RTV i odzieżą. To właśnie wtedy na "ryneczku" przestali dominować rolnicy a z trzech dni targowych zrobił się całotygodniowy plac handlowy.
Interesy kwitły. Pojawili się "tjuristy" zza wschodniej granicy. Zwozili do nas co się tylko dało. Ta grupa przyciągała z pewnością klientów z całego powiatu.
Część osób odchodziła, zakładając sklepy i budując markety, inni pozostali. Do nich dołączyła spora grupa osób, które w handlu zobaczyły ratunek po tym, jak utracili możliwość zarobkowania w dotychczasowych miejscach pracy. Wszystko zgodnie z zasadą, że handlować każdy może.
W międzyczasie zaczęły się jednak zmieniać przyzwyczajenia i preferencje nabywców. Kolejne Centra Handlowe zaczęły pojawiać się w okolicznych miastach, niczym przysłowiowe grzyby po deszczu. Nic dziwnego, że klientów zaczęło z miesiąca na miesiąc ubywać. Konsument drugiej dekady XXI wieku szuka wygód, przestrzeni i światła. Zakupy są taką samą "celebracją", jaką były wcześniej, zmieniły się natomiast "kościoły" w których się ona odbywa.
Dotąd Tomaszów Mazowiecki od centrów handlowych był wolny. Dzisiaj mieszkańcy mają już swoją galerię. Czy ma ona wpływ na spadek obrotów na tomaszowskim bazarku? Bez wątpienia tak. Tyle, że taka (lub podobna) galeria mogła powstać już kilkanaście lat temu. I właścicielem jej nie były południowoafrykański inwestor ale lokalni kupcy. Nie wierzycie?
Cóż, pomysł był prosty. Zrodził się ponad 15 lat temu, kiedy prezesowałem tomaszowskiemu stowarzyszeniu pracodawców. Bazarek wyglądał wtedy całkiem inaczej. Przedstawiał prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. Nie było utwardzonych alejek, zadaszeń, wody i kanalizacji. Każda "buda" miała swój indywidualny kształt i kolor.
Już wtedy mieliśmy świadomość, że świat wokół nas się zmienia, że targowisko miejskie w takiej postaci, jaka była wówczas nie ma szans na wieloletnie życie. Rozwiązaniem mogłaby być właśnie taka galeria handlowa, super - mega - market, w którym swoje miejsce znalazłyby wszystkie osoby handlujące na Placu Narutowicza.
Oczywiście żadnego z kupców na budowę takiego obiektu nie byłoby stać. Podobnie zresztą jak miasta, które powinno być zainteresowane stymulowaniem wewnętrznego obiegu pieniądza. Rozwiązaniem miało być powołanie spółki, w której miasto byłoby udziałowcem, wnosząc w aporcie grunty, a kupcy sfinansowaliby budowę, nabywając w ten sposób udziały odpowiadające części zarezerwowanej przez nich powierzchni. Pomysł wydawał się genialny, ale... nie wypalił. Dlaczego?
Otóż najmniej zainteresowani takim rozwiązaniem byli sami kupcy, którzy nie potrafili na własne interesy spojrzeć z nieco szerszej perspektywy. Jedni chcieli, inni nie. Zastawiali się, czy ktoś przypadkiem w takim miejscu nie będzie miał lepszej lokalizacji.
Zawarto więc kompromis i rozpadające się baraki zamieniono na hangary z tzw. płyty obornickiej. Przez chwilę było inaczej, ale wciąż nie są to klimatyzowane i czyste korytarze galerii handlowych.
Dzisiaj zarówno kupcy, jak i władze miasta znajdują się w sytuacji patowej. Póki co nie widać sensownego rozwiązania. Obniżenie czynszów niewiele tu pomoże, bo ostatecznego wyboru i tak dokona klient. Niestety kupcy powtarzają wciąż te same argumenty. Mówią o kosztach, ZUS-ie, rosnącej konkurencji i bezrobociu.
Brak głosów o zmianach, rozwoju i pomysłach na przyszłość. Przetrwanie nie jest dobrym rozwiązaniem, na co zwracaliśmy uwagę, jako Stowarzyszenie. To jedynie egzystowanie z plecami dociśniętymi do zimnego muru. A tutaj już łatwo nabawić się nie tylko przeziębienia ale i reumatyzmu.
Napisz komentarz
Komentarze