Oczywiście nie akceptował on nigdy aborcji nawet w dopuszczanych ustawą przypadkach i namawiał wiernych do postępowania zgodnego z głoszoną im nauką. Nie wywierał jednak presji na dalsze zaostrzanie ustawy i również wyrażał aprobatę dla takiego kształtu tego aktu prawnego. Ś.P. Pierwsza Dama Maria Kaczyńska również potrafiła stanowczo przyjąć kategoryczną postawę poszanowania i obrony powyższego kompromisu, a jej przecież nikt skłonności, często określanych mianem "lewackich", zarzucić nie może. Po prostu w tej jakże trudnej kwestii udało się wypracować wariant, który z całą stanowczością może mienić się kompromisem. Wszyscy zatem powinniśmy szanować, że udało się wypracować stanowisko, może nie idealne dla wszystkich, ale dla wszystkich akceptowalne. Zresztą taka właśnie jest definicja kompromisu.
Pomimo, iż członkiem PiSu nie jestem, to mienię się wierzącym, praktykującym katolikiem i moim zdaniem tej ustawy nikt nie powinien "ruszać" - taki jej kształt jest słuszny. Nie ma przecież nakazu dokonywania aborcji jeśli płód zagraża życiu matki, czy posiada nieuleczalne, poważne choroby. Nikt jednak nie ma, w mojej ocenie, prawa nakazywać kobiecie donoszenia dziecka z niewykształconym układem oddechowym, czy innymi deformacjami tylko po to by w ciągu kilku minut od porodu zmarło. Nit nie ma również prawa moralnego nakazywać poświęcania swojego życia.
Co więcej taki kształt ustawy mógłby determinować wycofanie stosowania badań prenatalnych, które niejednokrotnie pozwalają w porę wykryć pewne problemy płodu i już w tym momencie zająć się jego leczeniem. Nie może być na to zgody. Dlatego właśnie przyszedłem na "Czarny Strajk" organizowany w naszym mieście. Uważam, że to sprawa wielkiej wagi, iż zarówno kobiety, jak i mężczyźni zdecydowali się przyjść by zamanifestować sprzeciw w tej kwestii. Stanowczo jestem przeciwny zarówno zaostrzaniu tej ustawy, jak również jej liberalizowaniu. Osiągnęliśmy w 1993 r. kompromis i należy to szanować, co powtórzę po raz kolejny. Ewentualnie warto byłoby podjąć dialog dotyczący edukacji i dostępności środków antykoncepcyjnych. Natomiast pomysłom na liberalizację tej ustawy również jestem przeciwny. Szanujmy to, że osiągnęliśmy ponad 20 lat temu prawdziwy kompromis.
Dystansowanie się Prawa i Sprawiedliwości i stwierdzanie, iż jest to suwerenna inicjatywa "Pro Life" zwłaszcza dla nas tomaszowian, jest oczywistą obłudą. Przecież to nasza Rada Miejska zdominowana właśnie przez PiS, a której jestem członkiem głosowała apel do parlamentarzystów o zmiany w takim kształcie. Głos przeciwny był jedynie jeden... Niestety obecne wpływy środowisk kościoła, zwłaszcza tych związanych z Radiem Maryja i osobą O. Rydzyka zaczęła wywierać w tej kwestii presję, mając tak ważny, jeśli nie najważniejszy głos przy obecnej władzy. Nie wolno również patrząc na całą sytuację pomijać, jak widoczny jest obecnie rozdźwięk między tą frakcją kościoła katolickiego, a Watykanem.
Cała sprawa jednak może posiadać drugie dno, na które właśnie swoim tekstem pragnę zwrócić uwagę. Szum medialny wywołany dzięki naturalnemu efektowi lawinowemu zupełnie osłonił obecnie kwestię CETA i TTIP, której rozstrzygnięcia mogą znacznie uszczuplić grono sympatyków partii władzy. Wszystko jednak pod warunkiem, że się o tym dowiedzą... Tymczasem opinia publiczna zajęta jest zupełnie czymś innym. Podczas tego rozgorzałego konfliktu światopoglądowego procedowane jest stanowisko Polski w kwestii ratyfikowania CETA (Comprehensive Economic and Trade Agreement) i TTIP (Transatlantic Trade and Investment Partnership). Gwoli wyjaśnienia są to porozumienia handlowe pomiędzy Unią Europejską, a (CETA) Kanadą i (TTIP) Stanami Zjednoczonymi.
Tego typu umowy determinują ujednolicenie norm technicznych, jak również usuwanie wszelkich różnic w zakresie handlu. Trudno dostrzec na chwilę obecną korzyści dla zarówno polskich konsumentów, jak i producentów, zwłaszcza żywności, korzyści z wprowadzenia w życie tego porozumienia. Natomiast należy postawić pytanie o reperkusje dla naszego rynku pracy. Nie ma wątpliwości, że przyniesie to korzyści dla wielkich korporacji, ale co z naszymi, polskimi firmami? Istnieje również poważna obawa, że sfinalizowanie tych umów może zniszczyć polskie rolnictwo, obniżyć standardy produktów, które napotkamy na sklepowych półkach, ale przede wszystkim spowodować zalew żywności genetycznie modyfikowaną (GMO), o której nie będziemy nawet wiedzieli. W USA i Kanadzie nie ma obowiązku informowania, że dany produkt zawiera GMO, a umowa determinuje ujednolicenie standardów...
Ponadto umowa ma zawierać mechanizm ICS, czy ISDS czyli sądów arbitrażowych. Wielkie korporacje w myśl projektów tych umów mogłyby pozywać państwa, partycypujące w umowie. W myśl obecnych projektów nie byłyby związane aktami prawnymi obowiązującymi na terytorium danego kraju, a jedynie tymi ustaleniami międzynarodowymi, o których kształcie same w głównej mierze przecież mają współdecydować. Idąc dalej można mieć obawy, że to właśnie te korporacje zaczęłyby mieć kluczowy głos w kwestii stanowienia prawa ich samych dotyczącego...
Być może są jakieś wyjaśnienia dla wszystkich podjętych przeze mnie wątpliwości i odpowiedzi na postawione pytanie. Natomiast niestety nie ma debaty publicznej na ten jakże ważny i nigdy nie podejmowany w Polsce temat. Schowany został za parawanem tematu, w którym już wszystko zostało powiedziane i nawet wypracowano kompromis...
Zachęcam wszystkich zainteresowanych tym, co dzieje się w naszym kraju do przyglądania się nie tylko tej jasnej, widocznej "stronie księżyca", ale również tej "niewidocznej" i wyciągania wniosków z pełnego oglądu sytuacji.
Napisz komentarz
Komentarze