Otóż mamy w Polsce kilkaset niewydolnych finansowo i organizacyjnie tworów, stanowiących żer dla partyjniackich oprychów spod ciemnej gwiazdy. I nie okłamujmy się. Szyld partyjny nie odgrywa tu żadnej roli. Nie pomogą tu nawet lokalne komitety stanowiące takie same gangi, jedynie pozbawione ogólnopolskich etykiet.
Przy czym należy mieć świadomość, że likwidacja tego szczebla samorządu nie wiąże się z likwidacją miejsc pracy poza tymi miejscami, które tak bardzo lubią działacze partyjni. Miejscami, gdzie dobrze się zarabia ale nie trzeba się nadmiernie narobić, gdzie nie potrzebna jest żadna fachowa wiedza a wystarczą jedynie partyjno - rodzinno - towarzyskie koneksje.
Zacznijmy od tego, że Powiat w odróżnieniu od samorządu miejskiego, czy gminnego ma ograniczony katalog zadań. Obejmuje oświatę pondgimnazjalną, zdrowie, pomoc społeczną, politykę przeciwdziałania bezrobociu no i oczywiście drogi, pozostające w jego zarządzie. Wykonuje też szereg zadań z zakresu administracji rządowej. Katalog jest stosunkowo krótki, za to jego realizacja stosunkowo kosztowna i warto dodać... problematyczna.
Tworząc Powiaty ktoś zapomniał, że wykonując on zadania w zakresie architektury, budownictwa, geodezji i kartografii, będzie niezbędna tu wysoce fachowa wiedza, którą będą mogli zapewnić tylko najwyższej klasy specjaliści. Tutaj, już personel niższego szczebla musi posiadać wiedzę merytoryczną, która jest na rynku usług budowlanych poszukiwana i niezwykle cenna.
Oferowanie więc osobie z uprawnieniami budowlanymi wynagrodzenia zasadniczego na poziomie niewiele przekraczającym najniższą krajową jest po prostu śmieszne. Jeśli naczelnik otrzymuje 3200 brutto, to mamy prawdziwą karykaturę systemu i nie można się dziwić, że ludzie tacy do pracy w urzędzie przychodzą jedynie po ZUS, a całą swoją aktywność zawodową realizują poza (niekoniecznie) swoim miejscem oficjalnego zatrudnienia, zakładając firmy na członków rodzin.
Jak działa system widać dokładnie wtedy, kiedy ogłasza się konkurs na stanowisko pracy, na którym wymagana jest wyspecjalizowana i fachowa wiedza. Okazuje się, że na takie miejsca pracy nie ma chętnych. Nawe znający się na wszystkim działacze partyjni do roboty takiej się nie garną, ze względu na połączenie niskiego wynagrodzenia z dużym poziomem odpowiedzialności.
Większe zainteresowanie jest stanowiskami referentów, pomocy administracyjnych i wszystkich tych, gdzie wykucie pięciu przepisów KPA na pamięć wystarczy do nabycia prestiżowego statusu urzędnika samorządowego. Na stanowiska takie jest duży popyt wśród lokalnych koterii politycznych. Można tu osadzić córkę, zięcia, bratanicę albo kuzyna po leczeniu odwykowym.
Zapomniałbym o możliwości zatrudniania asystentów. Konkurs tu żaden nie potrzebny i kandydata łapie się z "wolnej ręki". Niedawno takiego asystenta (a właściwie asystentkę) zatrudniono w Starostwie Powiatowym w Tomaszowie Mazowieckim. Co ma robić dwudziestokilkuletnia pani, która jak twierdzą urzędnicy, nie ma zbyt bogatego doświadczenia zawodowego ani oszałamiającego wykształcenia, tego dokładnie nie wiadomo. Póki co trafiła do Wydziału Promocji i... sobie tam siedzi, ucząc się pilnie przez całe ranki...
Może to i dobrzem bo wiedzy nigdy za dużo, tyle, że za tę naukę płaci tomaszowski podatnik (czyli też i ja). I może nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie fakt, że pani owa już na starcie otrzymała wynagrodzenie zasadnicze, takie jak posiadają naczelnicy wydziałów z wieloletnim stażem. Nietrudno więc wyobrazić sobie jak duże jest wk....nie innych urzędników, którzy swoją pensję musieli wypracowywać latami.
Irytacja jest tym większa, że pani owa (chyba tylko przypadkiem) nosi nazwisko takie samo jak szef pisowskiej młodzieżówki w łódzkiem (i chyba tylko przypadkiem) zachodzi uzasadnione podejrzenie, że jest jego żoną. Działacz ten też wcześniej znalazł zatrudnienie w naszym mieście, kiedy poczuł w sobie chęć nabywania wiedzy w zakresie miejskiego ciepłownictwa.
Co tam... chętnie panu za tę gotowość zapłacimy... Płacimy przecież Zosi, więc jedna, pięć, czy pięćdziesiąt podobnych osób więcej nie robi większej różnicy. Aktywnie uczestniczył a kampanii wyborczej Andrzeja Dudy, więc mus się należy, nie prawdaż?
I nawet nie chodzi tu już nawet o partyjniactwo, bo można zrozumieć, że ktoś, kto zarządza jednostką, chce otoczyć się ludźmi, do których miałby zaufanie, ale poziom merytorycznej wiedzy, której większości tych pasożytujących na samorządach ludzi brakuje.
Po co nam więc Powiaty, skoro większość ich zadań z powodzeniem mogą przejąć samorządy miejskiej albo wojewódzkie? Odpowiedź wydaje się oczywista: powiat jest potrzebny, by było na czym żerować. Partyjniactwo, jakie obserwujemy ma już charakter nie totalny a totalitarny. Hasło: Teraz k... My wciąż jest aktualne. A poziom bezczelności coraz wyższy. Firmować tego swoim nazwiskiem jakoś nie mam ochoty.
Czytaj także
Prawym okiem: ktoś mnie tu robi "w bambuko"
Prawym okiem: techniczni czy polityczni
Napisz komentarz
Komentarze