Takie podejście nazywa się etyką, a przecież to etykę, zamiast religii, środowiska lewicowe chcą upowszechniać w szkołach. Jeśli ta etyka ma wiązać się z mówieniem nieprawdy lub z prawdy naginaniem pod aktualne potrzeby, to ja za taką etykę jednak podziękuję. Można być prawicowcem, lewicowcem, różnić się w podejściu do gospodarki, podatków i wolności jednostki i pozostawać w tym wszystkim osobą uczciwą.
Artykuł napisany przez AŁ dotyczy inicjatywy obywatelskiej, mającej na celu usunięcia z przestrzeni publicznej tablic upamiętniających komunistycznych "bohaterów", którzy często jeśli byli jakimiś bohaterami, to raczej w negatywnym, historycznym kontekście. Trudno w to uwierzyć ale w naszym mieście wciąż jeszcze funkcjonują "pamiątki" po sztucznie nadmuchanych przez komunistyczny reżim "gierojach". Tablice o usunięcie, których wnioskowała 200 osobowa grupa mieszkańców Tomaszowa Mazowieckiego, upamiętniające Franciszka Zubrzyckiego i Związek Walki Młodych nie są jedynymi w naszym powiecie.
Jakiś czas temu pisaliśmy o Placu Janka Krasickiego, znajdujących się w centralnym punkcie Budziszewic. Agent NKWD, zdrajca i morderca, przez całe lata nie przeszkadza ani mieszkańcom tej gminy (może z niedouczenia, a może z przyzwyczajenia) ani też będącemu członkiem PiS wójtowi Marianowi Holakowi.
Niedawno, kiedy przejeżdżałem przez Rokiciny, mignęła mi tablica z nazwą ulicy, na której widniało nazwisko kolejnego komunistycznego bandyty, Karola Świerczewskiego. Czy ktoś w tej gminie w ogóle uczy historii? A jeśli uczy, to czy naprawdę podręczniki, z których korzysta, wydrukowano już po wyprowadzeniu sowieckiej armii z granic Polski?
Przez 50 powojennych lat zakłamywano naszą historię, może więc warto raz na zawsze z tego rodzaju procederem skończyć. Temu właśnie służą inicjatywy usuwania "pamiątek" po komunizmie z przestrzeni publicznej.
Jeśli więc dziennikarka twierdzi, że ktoś zareagował oburzeniem na wiadomość o uchwale o usunięciu tablic zakłamujących historię i pyta w czyim imieniu radni podjęli taką decyzję, odpowiadam: w moim! No i zapewne kilkunastu tysięcy mieszkańców, którzy na nich głosowali i kolejnych tylu, którzy na głosowanie nie poszli. Tych, którzy sprawiedliwości nie doczekali trudno nawet policzyć.
Musiałem napisać ten może nieco przydługi wstęp. Uznałem, że warto jednak wspomnieć o samej inicjatywie kilka zdań więcej. Od lat nas się przekonuje bowiem, że są sprawy mniej i bardziej istotne, a do tych mniej ważnych należy pamięć historyczna, oparta nie na manipulacjach, mających legitymizować władzę zdrajców i bandytów, ale na faktach. Jak zestawiać szkolną i podręcznikową wiedzę z elementami małej architektury, które tej wiedzy zaprzeczają, tak jak ma to miejsce w omawianym przypadku tomaszowskim, gdzie tablice są w pobliżu liceum lub w przypadku Rokicin, gdzie tabliczka z nazwą ulicy tow. Waltera, znajduje się nieopodal szkoły.
Przechodząc jednak do wspomnianego na wstępie kłamstwa. Otóż AŁ pisze o funkcjonującej w Tomaszowie obywatelskiej inicjatywie uchwałodawczej:
- W praktyce okazało się, że przez te kilka lat mieszkańcy naszego miasta bardzo rzadko korzystali z możliwości podejmowania inicjatywy uchwałodawczej. Nie zdarzyło się nigdy, by do biura Rady Miejskiej na ręce przewodniczącego RM wpłynął wniosek z inicjatywą dotykającą naprawdę istotnych problemów miasta. Były to jedynie wnioski drugo- i trzeciorzędne dotyczące nadawania nazw ulicom i rondu.
Więc albo pani dziennikarka nie wie, albo świadomie rozmija się z prawdą (na co osobiście stawiam) albo też problemy dotyczące rodzin wielodzietnych mają dla niej charakter " drugo- i trzeciorzędny". Dlaczego tak piszę? Dlatego, że jednym z projektów, przyjętych w ramach obywatelskiej aktywności był program Wspierania Rodzin Wielodzietnych, przygotowany przeze mnie i Stowarzyszenie "Republikanie". Obecnie z dobrodziejstw Karty korzysta już ponad 1800 osób w naszym mieście.
Skoro więc przy ujemnym przyroście naturalnym, niżu demograficznym, problemach lokalnej przedsiębiorczości i strukturalnym bezrobociu, Karta Rodziny Wielodzietnej ma nieistotne znaczenie, to wypadałoby zadać pytanie: jakiego rodzaju uchwał obywatelskiej pani niedoszła prezydent oczekiwałby, gdyby taką funkcję pełniła.
Odpowiedź można znaleźć w dalszej części tekstu, gdzie pisze:
- W obecnej sytuacji inicjatywa obywatelska może stać się niestety groźnym narzędziem politycznym w rękach rządzących. Przy jednorodnej radzie, jaką sobie zafundowaliśmy, każdemu, nawet najgłupszemu wnioskowi, można nadać status obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej.
Niech każdy odczyta to w taki sposób, w jaki chce. Ja odczytuję to na wprost: obywatelska inicjatywa uchwałodawcza nie jest potrzebna, a wręcz jest niebezpieczna, bo radni to durnie, którzy przegłosują wszystko, co im się podsunie, bo przecież rządzi większość, a większość ma rację.
Oczywiście każdy ma prawo do własnych opinii oraz ich wyrażania. Ale posługiwanie się kłamstwem do udowodnienia jakiejś stawianej przez siebie tezy jest przegięciem.
Zachęcam więc panią redaktor - kandydatkę, aby przygotowała własny projekt uchwały obywatelskiej (np. program wspierania tomaszowskich seniorów), zebrała 50 podpisów (bo przecież to żaden problem) złożyła w biurze Rady Miejskiej, a następnie spróbowała do niego przekonać radnych. Ja tę drogę przeszedłem i zapewne wkrótce przejdę raz jeszcze.
PS
Kilku moich znajomych pokazując mi w piątek artykuł w gazecie pytało mnie, czy nie żałuję swojego zachowania w trakcie kampanii wyborczej (więcej: tutaj). Odpowiadałem, że nie ma to nic do rzeczy. To, że ktoś jest nałogowym łgarzem nie oznacza, że ja sam nie powinienem zachowywać się przyzwoicie. Człowiek codziennie rano musi samemu sobie spojrzeć w twarz i raczej trudno jest pluć na własne lustrzane odbicie.
Napisz komentarz
Komentarze