Projekt ustawy zawiera tylko dwa punkty i przyznać należy, że większego gniota "legislacyjnego" w swoim życiu jeszcze nie widziałem. Nawet jeśli pomysłodawcom uda się zebrać pod nim 100 tysięcy podpisów, dzięki głównie mocno populistycznemu przesłaniu, to całość nigdy nie trafi pod obrady Sejmu. Efekt będzie więc jedynie medialny z zbierane podpisy trafią do punktu skupu makulatury.
Liberte chce zmienić jeden artykuł ustawy o systemie oświaty (art. 12). Ma on otrzymać następujące brzmienie:
1. Publiczne przedszkola, szkoły podstawowe i gimnazja organizują naukę religii na życzenie rodziców, publiczne szkoły ponadgimnazjalne na życzenie samych uczniów. Kosztów związanych z organizacją nauki religii nie można w części ani w całości finansować ze środków publicznych w rozumieniu przepisów o finansach publicznych.
2. Minister właściwy do spraw oświaty i wychowania w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych określa, w drodze rozporządzenia, warunki i sposób wykonywania przez szkoły zadań, a także sposób rozliczenia i pokrycia kosztów, o których mowa w ust. 1.
Zacznijmy od tego, że obok ustaw funkcjonują także inne akty prawne, do których przestrzegania jesteśmy zobowiązani. Wśród nich znajdują się także ratyfikowane umowy międzynarodowe. Do takich należy podpisany w 1993 roku konkordat regulujący stosunki między Państwem a Kościołem Katolickim.
Umowa uznaje prawo rodziców do religijnego wychowania dzieci i zobowiązuje Państwo do organizacji w ramach zajęć szkolnych dla osób zainteresowanych także lekcji religii. Zgodnie z umową konkordatową nauczyciele religii nabywają prawa i przywileje takie same, jakie posiadają inni nauczyciele.
Mając to na uwadze proponowana zmiana wymagałaby równoczesnej zmiany umowy podpisanej ze Stolicą Apostolską. Więc albo ktoś wykazał się ignorancją, albo wciska ludziskom ciemnotę, tylko po to, by narobić zamieszania.
Można oczywiście uznać, że zapis "zgodnie z wolą zainteresowanych" mówi o konieczności wyrażenia woli nauki religii przez rodziców i uczniów. Jednak nie należy tego łączyć z obowiązkowością uczęszczania. W Polsce obowiązuje wolność wyznaniowa, i nie ma prawnego nakazu uczestniczenia w lekcjach religii. Każdy z rodziców może zadeklarować, że jego dziecko w zajęciach nie będzie brało udziału. Szkoła ma wtedy obowiązek zapewnienia zajęć lekcyjnych w temacie: etyka.
Twórcy pseudo obywatelskiego gniota nie wyjaśniają, co to znaczy, że "szkoły podstawowe i gimnazja organizują naukę religii na życzenie rodziców, publiczne szkoły ponadgimnazjalne na życzenie samych uczniów". Zapis jest bardzo niejasny. Można domniemywać, że chodzi o jakąś formę akceptacji lub jej braku do nauczania religii w danej szkole w ogóle.
Świadczyć o tym może część mówiąca o zakazie finansowania. Bo zakładając nawet, że tylko jeden uczeń, bądź rodzic, wyrazi w placówce wolę uczęszczania dziecka na religię, to musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy lekcja powinna się odbyć w budynku szkolnym, czy może należy je organizować w przykościelnych salkach katechetycznych. A jeśli w szkole, to jej finansowanie nie ogranicza się przecież jedynie do wynagrodzenia katechety, ale również do korzystania z energii elektrycznej, sali, sprzątania itd. Czy wobec tego Kościół powinien szkolne klasy od samorządów wynajmować? No ale mamy przecież konkordat... a przecież pacta sunt servanda.
Kolejną kwestią jest wliczanie stopni z religii do średniej. Budzi ono wiele wątpliwości, szczególnie w kontekście konstytucyjnej zasady wolności wyznania. Jednak Trybunał Konstytucyjny, który już zajmował się tym problemem, uznał, że umieszczanie stopnia z religii na świadectwie szkolnym jest konsekwencją organizowania zajęć z religii w szkołach publicznych. Trybunał uznał też, że wliczanie stopnia z tego przedmiotu do średniej to konsekwencja umieszczenia go na świadectwie.
Lewicowi radykałowie zmierzają do całkowitego zakazu nauczania religii w szkołach publicznych. O ile nad sensownością takiego rozwiązania w szkołach ponadgimnazjalnych można jeszcze dyskutować, to w przypadku szkół podstawowych rozwiązanie jest absurdalne. Katechezy w szkołach są zajęciami wygodnymi przede wszystkim dla... rodziców, którzy nie muszą odprowadzać dzieci na dodatkowe zajęcia. Licealista pójdzie do kościoła sam, ale dziecko trzeba zawieźć lub zaprowadzić. O wysłaniu 7-8 latka samodzielnie na katechezę nie ma przecież mowy.
Pomysł na antyreligijną rewolucję nie jest nowy. Kilka lat temu z podobną inicjatywą (chociaż nieco bardziej z skonkretyzowaną) w Sejmie wystąpili posłowie SLD. Ich projekt nie przeszedł nawet w głosowania w komisjach edukacji i samorządu.
Napisz komentarz
Komentarze