Ostatnią z takich osób jest pan Gerard. Kilka lat temu na jego podwórko przybłąkał się sporych rozmiarów pies. Pan Gerard postanowił go przygarnąć. Na posesji, na której prowadzi działalność gospodarczą ustawił budę i zwierzak miał już gdzie mieszkać. Gdy nie było właściciela biegał po podwórku, a w chłodniejsze dni mieszkał w kotłowni. Zwierzę dostawało regularnie jeść i mimo, że było już w podeszłym jak na psa wieku, cieszyło się za każdym razem na widok swojego pana. Właściciel przyznaje jednak, że psiak nie posiadał książeczki zdrowia, nie został zaszczepiony i chorował na zwyrodnienie stawów, które najprawdopodobniej wynikało ze starości.
Tuż przed grudniowymi świętami posesję pana Gerarda odwiedził przedstawiciel "Pogotowia dla Zwierząt", zapiął na smycz psa i po prostu zabrał z podwórka - Byłem tak zaskoczony, że nie wiedziałem co mam zrobić - opowiada nam opiekun psa. - Facet powiedział, że zabiera psa, bo jest zaniedbany i ma zwyrodnienie stawów. Byłem zaskoczony, bo weterynarz, którego radziłem się w sprawie tych stawów, stwierdził, że jest choroba starości i jest nieuleczalna.
Właściciel psa próbował go przez miesiąc odzyskać. Odwiedzał schronisko, urząd miasta, straż miejską i policję, prosił bezskutecznie. Urzędnicy z magistratu odwiedzili nawet posesję, na której zwierzę zamieszkiwało, nie mając żadnych zastrzeżeń do warunków bytowych czworonoga.
- Kiedy skontaktowałem się z prowadzącym schronisko zaczął rzucać paragrafami i straszyć, że oskarży mnie o znęcanie się nad psem - kontynuuje swoją opowieść. - Nie pozostało mi nic innego, jak zgłosić fakt kradzieży psa na policję. Próbuję też dowiedzieć się na jakiej podstawie odebrano mi psa.
Według informacji posiadanych przez Wydział Inżyniera Miasta, który odpowiedzialny jest za nadzór nad schroniskiem, zwierzę zostało odebrane przez przedstawiciela Stowarzyszenia „Pogotowie dla Zwierząt” w dniu 30 grudnia 2014. Odebrania zwierzęcia dokonano na podstawie art. 7 ust. 3 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 roku o ochronie zwierząt.
Przepis ten ma charakter szczególny i stosuje się go w przypadkach stosowania szczególnego okrucieństwa wobec zwierząt. W innych stosuje się ustęp 3, mówiący o konieczności wcześniejszego uzyskania decyzji administracyjnej wójta (burmistrza, prezydenta miasta) właściwego ze względu na miejsce pobytu zwierzęcia. Decyzja ta podejmowana jest z urzędu po uzyskaniu informacji od Policji, straży gminnej, lekarza weterynarii lub upoważnionego przedstawiciela organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt
W przywołanym przez magistrat trybie doraźnym decyzja administracyjna jest również niezbędna, tyle że zostaje ona wydawana post factum a organizacja, która zwierzę odebrała musi o nią wystąpić niezwłocznie.
Dla "Pogotowia dla zwierząt" niezwłocznie oznaczało ponad 3 tygodnie według danych Urzędu lub miesiąc według jego właściciela.
- Dokumenty zawierające zawiadomienie o odebraniu zwierzęcia oraz opis interwencji zostały przekazane do Urzędu Miasta w Tomaszowie Mazowieckim w dniu 20 stycznia 2015 r. - dowiadujemy się w magistracie. - W powyższej sprawie zostanie wszczęte postępowanie administracyjne mające na celu ustalenie, czy natychmiastowe odebranie zwierzęcia było zasadne, a jego dalsze pozostawienie u dotychczasowego opiekuna zagrażało jego życiu lub zdrowiu.
Zamiast wystąpić do Urzędu Miasta o wydanie decyzji, "Pogotowie dla zwierząt" rozpoczęło za pomocą Internetu poszukiwać nowego domu dla zwierzaka, który jeszcze formalnie właścicielowi nie został odebrany. Stowarzyszenie przedstawia też własną wersję zdarzeń.
- Zabraliśmy psa do lekarza. Lekarz stwierdził, że pies jest zaniedbany i zapchlony. Na zdjęciu RTG ukazały się zwyrodnienia stawu łokciowego z przerostami chrzęstno – kostnymi powodującymi ograniczenie ruchu oraz ból. Zmiany zwyrodnieniowe – spondyloartoza w odcinku lędźwiowym i krzyżowym kręgosłupa powodowały ból i trudność w poruszaniu się. Nadto lekarz stwierdził nieleczone zapalenie przewodów słuchowych zewnętrznych - czytamy na Facebooku. - Niestety Gerard M. ani nie podawał psu leków, ani nie sprzątał w ogrodzeniu ani nie zapewnił psu godziwych warunków utrzymania. Pies z tak mocnymi zmianami zwyrodnieniowymi kręgosłupa, ale i zmianami stawu łokciowego nie powinien leżeć w zimnym miejscu. W toku dalszych ustaleń okazało się, iż wobec psa wydawano już zalecenia poprawy warunków bytowania około 8-12 tygodni przed interwencją i odbiorem psa.
Zdaniem części wolontariuszy ze schroniska pies wcale nie był zaniedbany a warunki, w których przebywał wcale nie różnią się tak bardzo od tych, jakie panują w schronisku. W ich opinii pies wygląda teraz gorzej niż w chwili jego zabrania.
- Aro nie jest zaniedbany! Nie jest wychudzony, psiak ma 14 lat, ma prawo mieć chore stawy. Jedynie z niewiedzy wynikają niedopatrzenia... facet został pouczony, zobowiązał się do wszystkiego, co zalecono - pisze jedna z nich.
Właściciel zapowiada, że o zwrot psa będzie walczyć. Odpowiadają mu dosyć arogancko zarządzający schroniskiem:
- Właściciel nie zapomni o psie, bo to sprawa honoru. Bo niby jak można było odebrać psa lokalnemu przedsiębiorcy, który płaci do kasy miasta podatki? To rozbój w biały dzień? Nikt przedsiębiorcy nie pytał o zdanie czy może to zrobić. A przecież on tu rządzi a nie jakaś tam Ustawa o Ochronie Zwierząt i to jeszcze z jakiegoś 1997 roku.
Napisz komentarz
Komentarze