Infantylizm polskich polityków przybiera coraz bardziej karykaturalne wymiary. O ile jeszcze przed rewolucją, spowodowaną przez tzw. social media, potrzebna była praca dziennikarzy, by obnażyć słabostki znanych (bo przecież nie tylko polityków) osób, tak obecnie, w przyrodzonej sobie ekshibicjonistycznej pasji, osoby te same radośnie prezentują swoje zdolności oraz przywary oraz słabostki. Szydło wychodzi więc z internetowego worka czasem szybciej niż poprzez żmudne i długotrwałe dziennikarskie śledztwa.
Kiedyś, pewna moja znajoma opowiadała mi, jak w parku im. Solidarności, grasował pan w płaszczu, który uwielbiał wyskakiwać zza krzaków z okrzykiem „a kuku”, prezentując równocześnie swoje zazwyczaj skrywane części ciała. „Showman” upodobał sobie park, bo wiedział, że na długiej przerwie wpadają tu na papierosa dziewczyny z pobliskiego liceum.
Ponieważ działo się to 20 lat temu, reakcja większości panienek była taka, że z piskiem uciekały przed jegomościem, któremu właśnie dokładnie o to chodziło. W końcu jednak natrafił na moją znajomą, która potrafiła się w tej niezręcznej sytuacji odnaleźć i zamiast piszczeć lub krzyczeć w panice: zboczeniec!, krótko aczkolwiek dosadnie stwierdziła: z robaczkiem proszę pana, to proszę się wybrać na ryby. Chyba nic nie wpływa tak deprymująco na faceta, jak ocena wielkości jego przyrodzenia. Człowiek w płaszczu przez kolejne dni już się nie pojawił.
Zauważyłem ostatnio, że w podobny sposób zachowują się wołający w internecie „a kuku” politycy. Poza bieżącym przedstawianiem gdzie byli i z kim się wyściskali, pokazują od czasu do czasu coś, czego co prawda nie ukrywają w spodniach, ale co siedzi ukryte w ich głowach.
W sumie nieduża jest to różnica, bo istnieją liczne przykłady myślenia za pomocą organu skrytego w poselskich gaciach i wypróżniania się przy użyciu narządu służącemu większości ludzi do dokonywania analiz myślowych.
Generalnie uważam ćwierkanie polityków za pomocą Twittera czy Facebooka, którzy w ten sposób uważają, że komunikują „tłuszczy” prawdy ich zdaniem objawione, za mało poważne. Zdawkowe komentarze, „przeklejki” to nie komunikacja ale wyraz lekceważenia ludzi.
Ostatnio jeden z takich posłów z lewicowej formacji o PZPR-owskich korzeniach, niczym wspomniany na początku pan w płaszczu postanowił się na mnie obrazić i ukarać mnie usunięciem z grona facebookowych znajomych. Prawda, że zrobił mi wielką krzywdę i że moja rozpacz mogłaby być uzasadniona? Tyle, że ja szczerze i w sposób bezpośrednio mało się przejmuję i raczej uśmiecham pod nosem (do którego za chwilę wrócę) z politowaniem.
Czemu pan poseł porzucił tak zaszczytną znajomość z moją osobą? Otóż stało się tak za sprawą kilku moich krytycznych komentarzy pod zamieszczanymi przez parlamentarzystę postami. Jakoś nie mogę przechodzić obojętnie, kiedy ktoś dla przykładu robi bohaterem, sowieckiego agenta, jakim niewątpliwie był pan Wojciech Jaruzelski.
Osobę zmarłego zostawmy jednak w spokoju. Ostatnimi czasy poseł nasilił facebookową akcję, prezentującą wojnę na Ukrainie w sposób cokolwiek dziwaczny. Zielone ludziki, co do których powszechnie wiadomo, że są ruskimi żołdakami, nazywani są przez pana posła powstańcami.
Doprawdy, kiedy czyta się takie posty, trudno nie dodać komentarza, bo rodzi się we mnie podejrzenie, że osoba, która je umieszcza potrzebuje dobrego specjalisty od leczenia schorzeń ulokowanych w głowach. Stosując ten tok rozumowania podobnym mianem powinniśmy określać... na przykład niemiecką V Kolumnę z czasów II Wojny Światowej. Można by powiedzieć, że „bohaterscy niemieccy powstańcy walczyli z brutalami z Wojska Polskiego”. No przecież to naprawdę ręce opadają. Wiele osób puka się w głowę, ale poseł ze swoich odkrywczych myśliu jest dumny, bo...
… jak twierdzi, jego rodzinie Polska wiele zawdzięcza. Rzeczywiście osoby noszące takie samo nazwisko, jak poseł są dla naszego kraju niezwykle zasłużone. Nie jestem jednak pewien, czy do rodzinnych koligacji chciałyby się z naszym posłem przyznawać...
Tym bardziej, że w odróżnieniu od pana parlamentarzysty, nie można by ich żaden sposób określić mianem ksenofobów, rasistów, czy antysemitów. Tymczasem poseł, o którym piszę postanowił poszukać moich przodków. Zwrócił uwagę na kształt mojego nosa (hm, nie wiem co brzydkiego w nim dostrzegł, bo mnie się podoba i mojej żonie również), który może świadczyć o moim semickim pochodzeniu. Na szczęście nie kazał zdejmować mi spodni, by sprawdzić, czy przypadkiem nie jestem obrzezany.
Znowu przypomniało mi się, jak to w czasach wychwalanych przez posła popularnym było hasło „Syjoniści na Synaj” (wciąż nie pojmuje co ma jedno do drugiego). Zapytałem więc, czy słyszał kiedykolwiek o polskich patriotach pochodzenia żydowskiego. Najwyraźniej nie słyszał, bo przecież dla posła wzorem patrioty był towarzysz Jaruzelski.
Nie minął dzień a mój pan poseł poseł błysnął po raz kolejny, publikując zdjęcie grupy księży w bardzo dojrzałym wieku, opatrzone jednozdaniowym komentarzem. Natychmiast pod fotografią zaczęły się pojawiać wpisy fanów posła. Najdelikatniejsze z nich określały starszych panów w sutannach mianem „opojów” i „pasibrzuchów”.
Zwróciłem więc delikatnie uwagę, że poseł podsyca internetowe hejterstwo i przypomniałem antysemityzm posła Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W odpowiedzi dowiedziałem się, że antysemicki wywód miał charakter prywatny i nie powinienem go upubliczniać. Co to oznacza? Chyba tyle, że w SLD można być rasistą prywatnie ale nie wolno ze swoimi poglądami się afiszować.
Poseł poprosił więc aby swój wpis usunął, oczywiście nie przepraszając mnie za swoje niestosowne zachowanie. Widocznie w jego ocenie byłem już Żydem, nie zasługującym na łaskawe słowa potomka „hrabiego”. Poseł wie lepiej, kto jest Żydem, kto gejem a kto filatelistą.
Nie minęło kilka godzin a poseł znowu w internecie stał się aktywny. Tym razem zaatakował piotrkowską dziennikarkę i autorkę książek o Piotrkowie Trybunalskim. Dziewczyna zwróciła jedynie uwagę, że to nie rząd PO a SLD podpisywał umowy na dostawy do Polski gazu ziemnego. Zezłoszczony poseł wytknął więc pisarce, że druk jej książki Sejmiku rządzi.
Nie pozostało więc nic innego, jak stanąć w obronie kobiety. Bo komunista, ksenofob, rasista, antyklerykał i seksista w jednym, to jednak odrobinę, jak na mój gust za dużo. Poseł przypomniał mi więc jakieś moje rzekome sprawy sądowe (faktycznie prawdziwy ze mnie kryminalista, wszak pisała nawet o mnie Rzepa) i wykluczył mnie z grona znajomych na FB. Odetchnąłem z prawdziwą ulgą.
Dlaczego poświęciłem mój sobotni felieton na opis zachowania pana posła (celowo bez nazwiska by nie robić mu dodatkowej reklamy wśród osób niepełnosprawnych intelektualnie)? Otóż od zawsze twierdzę, że lewicowość jest w swojej naturze infantylna. Z tej cechy dojrzali faceci wyrastają. Nie ma w niej żadnej wrażliwości społecznej, na którą lubią się socjaliści powoływać, jest za toi często cynizm i agresja. Agresja dokładnie taka, z jaką spotykamy się u dziecka, któremu w piaskownicy zabiera się szpadelek albo foremkę do piasku. Dzieciak obrzuci cię piachem, a lewicowy poseł błotem.
Dzieci w swojej złości potrafią być czasem zabawne, niestety dorośli ale niedojrzali ludzie (w dodatku na eksponowanych stanowiskach) mogą być niebezpieczni.
Reklama
Prawym okiem: Syjoniści na Synaj
Infantylizm polskich polityków przybiera coraz bardziej karykaturalne wymiary. O ile jeszcze przed rewolucją, spowodowaną przez tzw. social media, potrzebna była praca dziennikarzy, by obnażyć słabostki znanych (bo przecież nie tylko polityków) osób, tak obecnie, w przyrodzonej sobie ekshibicjonistycznej pasji, osoby te same radośnie prezentują swoje zdolności oraz przywary oraz słabostki. Szydło wychodzi więc z internetowego worka czasem szybciej niż poprzez żmudne i długotrwałe dziennikarskie
- 13.09.2014 14:30 (aktualizacja 26.09.2023 23:25)
Napisz komentarz
Komentarze