Nieco wazelinki nie za szkodzi a kto wie... może w dowód sympatii pan prezydent nam nowy, klimatyzowany postój z prysznicami i jacuzzi zafunduje i w ten sposób budynki na Placu Kościuszki zostałyby w sposób godny i pożyteczny wykorzystane.
Nie chodzi oczywiście o jakieś moje osobiste sympatie i antypatie ani też o osobę kandydata PiS w wyborach ale o sam fakt udziału przedstawiciela tej partii w prezydenckim wyścigu. Przykro to stwierdzić ale poziom poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości praktycznie eliminuje szanse na drugą turę innych kandydatów. Nieważne, czy dobrych czy złych, czy skończyli prawo, posiadają MBA albo tytuły doktorskie w dziedzinie ekonomii lub zarządzania, do drugiej tury wejdzie tak, czy inaczej kandydat PiS, nawet jeśli miałby ukończone tylko 6 klas szkoły podstawowej, jąkał się, nie potrafił zliczyć do dzi8esięciu i puszczał bąki w czasie niedzielnej mszy.
Przy tym chyba nikt nie ma wątpliwości, że do drugiej tury zakwalifikuje się także obecny prezydent. Właściwie, nawet przy całkowicie wrogim nastawieniu, trudno znaleźć powód dla którego stały elektorat, złożony w dużej części ze zdyscyplinowanych urzędników i członków ich rodzin miał na niego nie zagłosować.
W ten sposób szykuje się nam druga tura taka jak cztery lata temu, bo poza Gajewskim trudno dostrzec jakąś kontrpropozycję, bo kandydaturę Króla trudno brać przecież na poważnie i aby się o tym utwierdzić wystarczy obejrzeć wywiad, przeprowadzony przez TV Amazing, który znajdziecie na Youtube i o ile się nie mylę również na NaszTomaszow.pl. Mniejsza jednak o to.
To, że Marcin Witko trafi do drugiej tury z Rafałem Zagozdonem, nie oznacza jeszcze, że te wybory wygra. Powiem nawet więcej: w moim odczuciu, po raz drugi poniesie w tych wyborach sromotną porażkę. Wynika to z prostej arytmetyki i porównania wyników w kolejnych wyborach. Kiedy ją przeprowadzimy okazuje się, że możliwości wyborcze PiS (niezależnie od osoby kandydującej) kończą się na pierwszej turze.
Pozyskanie głosów wyborców, sympatyków PO – SLD czy komitetów niezależnych jest na poziomie zbliżonym do zera. W przypadku Zagozdona jest dokładnie odwrotnie. Jako kandydata reprezentujący umiarkowane centrum z lekko lewicowym odchyleniem, ma możliwość pozyskania elektoratu innych komitetów, dla których PiS jest zwyczajnie nie do przyjęcia.
[reklama2]
Marcin Witko przegra wybory i będzie mógł odetchnąć z ulgą i wrócić do sejmowej ławki, gdzie mniej problemów, więcej pieniędzy i prestiż bycia posłem, a kto wie może za rok nawet jakimś ministrem.
Co ciekawe w podobnej sytuacji w PiS są także inni posłowie w Polsce (np. Telus w Opocznie). Partia każe, więc poseł musi robić dla partii wyniki i kandydować na wójtów, burmistrzów i prezydentów, chociaż chyba im się nawet za bardzo pełnić tych odpowiedzialnych funkcji nie chce. Jedyna korzyść, jaką z tego tytułu odnoszą jest taka, że nie kreuje im się dzięki temu żaden inny lokalny, partyjny lider.
Tak więc Rafał Zagozdon może już chłodzić szampana, którym będzie mógł poczęstować swój sztab wyborczy. Jedynym jego problemem może być fakt, że większość JOW-ów mogą zagospodarować właśnie działacze PiS i będzie się musiał z radnymi tego ugrupowania jakoś poukładać. Historia pokazuje jednak, że nietrudno kupić sobie przychylność radnego, niezależnie od tego, z jakiego ugrupowania pochodzi.
Napisz komentarz
Komentarze