Wbrew pozorom sprawa jest bardzo poważna. Poseł to nie ślusarz i przyzwyczajony jest do określonego stylu życia, którego nikt nie ma prawa mu przecież ograniczać. Dla przykładu można użyć Wojciecha Olejniczaka. Urodzony w 1974 roku może mieć autentyczne problemy ze znalezieniem pracy. Nie wynikają one bynajmniej z faktu, że 40 latkowi jest trudniej ale z tego, że facet w tym wieku nie pracował nigdy zawodowo poza polityką. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach zatrudni takiego wałkonia? O los byłego szefa SLD możemy być jednak spokojni. Idę o zakład, że weźmie udział w jesiennych wyborach do sejmiku wojewódzkiego i partyjni koledzy się o niego zatroszczą. Chociaż parę euro odprawy więcej na pewno by się przydało. Chociażby na zakup wacików dla żony.
Nie łudźmy się. Pan Olejniczak nie jest jedynym osobnikiem, który sposób na życie znalazł sobie przez bycie w polityce. Podobnych mu „specjalistów” i „fachowców” znajdujemy na wszystkich szczeblach władzy: od samorządów aż po Parlament Europejski właśnie. Olejniczak bierze przykład ze starszych kolegów, takich jak Leszek Miller, w którego biografii na próżno szukać możemy zatrudnienia, które wiele osób zwykło nazywać „uczciwym”.
Poza sferą publiczną nie są w stanie kompletnie funkcjonować a nawet jeśli znajdą sobie jakieś zatrudnienie, to najczęściej ma ono związek z „fachowością” z pozyskiwaniu życzliwości kolegów z politycznych kręgów. W każdym innym przypadku ich przydatność zawodowa zostaje szybko zweryfikowana.
Wspomniani na wstępie samorządowcy to nieco odrębny temat ale słowo „nieco” jest tu jak najbardziej zasadne. Mechanizm jest tu dokładnie taki sam. Tyle, że sami twierdzą, że prawdziwa kasa jest nie w sejmie ale właśnie na szczeblu lokalnym.
Czy kogoś to dziwi? Wystarczy przejrzeć oświadczenia majątkowe chociażby tomaszowskich radnych, by przekonać się, większość z nich to pracownicy samorządowych instytucji, urzędów, spółek i innych jednostek podległych. Co ciekawe, wielu z nich znajduje zatrudnienie w sposób cudowny, czyli wkrótce po objęciu mandatu radnego. To typowa korupcja polityczna, na którą od lat wszyscy przymykają oczy. W ten właśnie sposób najwięksi cwaniacy potrafią co miesiąc wyciągać więcej niż wynosi gaża posła, czy prezydenta miasta. A przecież wśród członków rodzin posiadają również samych wybitnych fachowców.
Nic więc dziwnego, że lokalni działacze o swój stan posiadania starają się zabiegać i troszczyć. Co cztery lata jednak pojawia się lęk związany z ryzykiem utraty intratnych posad i funkcji. Wtedy właśnie powraca dyskusja o zwiększeniu poziomu zabezpieczeń socjalnych, którą wywołują sami bezpośrednio zainteresowani. Argumentują przy tym, że zgodnie z przepisami nie mogą one być zatrudnione w firmach, w stosunku do których podejmowali decyzje administracyjne w ciągu ostatniego roku, co często praktycznie uniemożliwia im znalezienie jakiejkolwiek pracy. Związek Powiatów Polskich domaga się więc zwiększenia dotychczasowej odprawy w wysokości trzymiesięcznego wynagrodzenia.
Pogląd prezentowany przez ZPP ma oczywiście sporą grupę przeciwników, którzy podkreślają, że każdy pracownik ponosi dzisiaj ryzyko utraty pracy w dowolnej chwili oraz wskazują na dobrowolność obejmowania funkcji prezydenta miasta albo starosty powiatu. Przywołują też aktualne wysokości zasiłków dla osób tracących pracę, które nie przekraczają tysiąca złotych a często są niewiele wyższe niż połowa tej sumy.
Napisz komentarz
Komentarze