Trochę śmiesznie…
Otóż otrzymałem wczoraj (jak inni dziennikarze) zaproszenie na konferencję prasową, która miała odbyć się dzisiaj w Grotach Nagórzyckich. Okazją miała być wizyta w Tomaszowie pani wiceminister. W pierwszej chwili pomyślałem sobie, że warto się wybrać, bo będzie okazja zapytać o kryty tor łyżwiarski, którego budowę zapowiedziano już w Warszawie, w Zakopanem i Bóg raczy wiedzieć gdzie jeszcze. A przecież i u nas daszek by się przydał, chociaż nie wszyscy go z równą siłą pragną a co poniektórzy nawet z całych sił od tej inwestycji się odżegnują.
Nagle doznałem olśnienia albo raczej deja vu (jak zwał tak zwał) przypomniało mi się, że już kiedyś ktoś zapraszał mnie na jubel z okazji wizyty wiceministra. Jasna cholera, pomyślałem sobie i zacząłem szperać w portalowych archiwach. W ten sposób znalazłem artykuł Ministerialna kampania (zresztą mojego autorstwa). Od czasu „gospodarskiej” wizyty, przypominającej czasy Edwarda Gierka (mojemu koledze szkolnemu Arturowi Ostrowskiemu zapewne łezka się w oku zakręci), minęło równo pięć lat.
Wiceminister zainteresował się tomaszowskim szpitalem (że niby taki wspaniały?) ale szybko wyszło na jaw, że nie tyle o los naszych służb medycznych się troskał ale raczej o swój wynik w wyborach do parlamentu europejskiego. Nie muszę chyba nikomu mówić, że ta wizyta pana Frączka była pierwszą i ostatnią w obecnym Tomaszowskim Centrum Zdrowia. Hehe, a biegali za nim wszyscy jakby rozstroju żołądka mieli dostać.
Nie pozostało mi nic innego, jak sprawdzić czy obecnej pani wiceminister nie zachciało się przypadkiem na brukselskich salonach brylować. Wizyta na stronie Państwowej Komisji Wyborczej nieco mnie rozczarowała. Nazwiska pani wiceminister Sobierajskiej nie znalazłem. Szkoda, bo już miałem nadzieję, że historia zatoczyła koło. Nic z tego? A jednak. Bo w zaproszeniu, jakie otrzymałem dostrzegłem, że pani polityk przyjechała do Tomaszowa na zaproszenie Dariusza Klimczaka, a to nazwisko na liście kandydatów do PE już figuruje. Jednym słowem nie samą siebie przybyła pani Katarzyna lansować a kolegę. Prawda, że to miło z jej strony?
Trochę strasznie…
Oj straszno, strachotno, jak mawiała jedna moja znajoma. Bo jak się nad tym dłużej zastanowić, to jakoś trudno jest mi uwierzyć, że pani Sobierajska udzielała wsparcia koledze w ramach kodeksowego urlopu wypoczynkowego? Tak samo trudno uwierzyć mi, że przyjechała do nas prywatnym samochodem, płacąc za benzynę z własnych a nie publicznych pieniędzy. Bo jeśli się nie mylę (a swędzi mnie ręka), to za wsparcie, jakiego pani udzieliła panu, zapłaciłem Ja! Ale nie tylko przecież ja. Zapłaciliśmy my wszyscy, jako podatnicy. Czy ktoś z Was lubi płacić cudze rachunki? Ja płacę zawsze swoje i nie lubię, kiedy kelner dopisuje mi do paragonu to, czego nie zamawiałem. Tak się roluje frajerów.
Straszne jest to, że pani wiceminister nie jest odosobnionym przypadkiem. Na listach wyborczych znajdują się setki osób, pełniących urzędy publiczne, które w żaden sposób nie zamierzają się urlopować na czas trwania kampanii. Doliczyć do nich należy tysiące partyjnych kolegów, którzy również w godzinach swojej pracy (opłacanej przez nas) śmigają służbowymi brykami po Polsce by ugrać mandat albo i dwa, bo unijną kasę każdy chciałby przytulić. A nie od dzisiaj wiadomo, że „dobrowolne darowizny” partyjnych funkcjonariuszy finansują polityczne struktury centralne i terenowe.
Trochę smutno…
Możemy się złościć albo i śmiać ale mnie jednak jest smutno. Nie mam wątpliwości, że jesteśmy kiwani niczym wspomniani wcześniej klienci restauracji. Przyjazd ministerialnej gwiazdy PSL niczego w życiu Tomaszowa i tomaszowian nie zmienił i nie zmieni. Co gorsza „wycieczka” zaangażowała też lokalnie kilkanaście osób, które musiały stać się osobami do towarzystwa, bo przecież prezydentowi nie wypada odmówić pani wiceminister, nawet jeśli on sam ma świadomość zmarnowanego czasu.
I to jest odpowiedź na pytanie postawione w tytule. Jakby powiedział John Sturt Mill: złodziej czasu, to najgorszy rodzaj złodzieja, bo czas jest czymś, czego nie możemy nikomu zwrócić.
Napisz komentarz
Komentarze