autor: Jacek Karnowski, źródło: wPolityce.pl
Wystarczy silny wiatr, wystarczy tragiczny wypadek, by władze zwoływały sztaby, pracowały dzień i noc, pędziły na miejsce zdarzenia w dyżurnych kurteczkach. Widać wielu ludzi pilnuje, by nie spóźnić się nawet o godzinę. A i premier, wystraszony rezultatami własnego rządzenia, nie marudzi, gdy budzą go w nocy. Jedzie, obiecuje, i - skłonny jestem wierzyć - wypełni obietnice. Wysupła parę milionów na pomoc, wprowadzi nową ustawę, zmotywuje sądy do surowszego karania. Za premierem pędzą, przejęte ludzkim nieszczęściem, coraz wrażliwsze media.
Można powiedzieć - władza wymaga od siebie. Niestety, wymaga na poziomie najłatwiejszym z możliwych, godnym wójta, może starosty, może wojewody, ale nie premiera. Mijają kolejne lata pod błękitnym sztandarem, a emigracja nie ustaje, płace nie rosną (wyższe płace to dziś nie populizm ale warunek trwania Polski), gospodarka nie staje się ani trochę bardziej innowacyjna, pozycja międzynarodowa spada, wpływy zewnętrzne rosną, zadłużenie rośnie, dzietność wciąż maleje.
W tej ostatniej sprawie - twierdzi prezydent Komorowski - idzie jednak ku dobremu. W orędziu noworocznym stwierdził:
Nareszcie pojawiły się szanse na sukces szerokiego frontu działań na rzecz rodziny. W dobie głębokiego kryzysu demograficznego ma to, w moim przekonaniu, wymiar strategiczny. Mnożą się samorządowe, gminne, regionalne karty dużych rodzin. Niedługo powstanie zapowiadana Ogólnopolska Karta Dużych Rodzin. Jestem pewien, że przyniesie ona daleko idące ułatwienia w wychowywaniu dzieci.
Powstanie Karta Rodzin! Do tego Ogólnopolska! Po tylu latach - przełom!
Mówi to głowa państwa, które zajmuje 212 miejsce pod względem dzietności na 224 przebadane. Na tyle stać kraj będący u progu przepaści - na Kartę Rodziny! Obóz władzy, który ma wszystko, tak bardzo przejmuje się polskim problemem nr 1, że proponuje rodzinom Kartę Rodziny!
Karta ma sens jako wkład samorządów, jak sygnał zmiany klimatu, zapowiedź kolejnych działań - ale jako kulminacja na poziomie przywództwa państwowego staje się po prostu śmieszna. To jest karykatura polityki prorodzinnej, zwłaszcza w sytuacji, w której jesteśmy. Bo przecież by odwrócić trend, trzeba zdobyć się na wysiłek niemal militarny, zmieniając cały kierunek aktywności państwa, od systemu podatkowego, poprzez rynek pracy aż po - to bardzo ważne - mentalność społeczną i przekaz kulturowy. Nie będzie dzieci w kraju w którym ton nadają medialni palikotowcy, często przyjaciele pana prezydenta. Nie będzie dzieci w kraju, w którym medialny establishment, podpora rządzących, wyszydza i niszczy wszystkie wartości, które nadają rodzinie sens.
I tak to się będzie toczyło. Im mniej społecznych złudzeń co do tej władzy, tym więcej propagandy. Im więcej realnych klęsk, tym więcej lekko (a może już nie lekko) skretyniałego optymizmu na ekranach telewizorów. Im mniej nadziei, tym więcej ogłaszania "nowych otwarć", "sukcesów", "przełomów" - w każdej możliwej dziedzinie, pod byle pretekstem. Dla tej władzy to żaden problem, może stwierdzić wszystko. Niepoddana kontroli medialnej wie, że ujdzie jej to na sucho. Doda jeszcze trochę strachu, zmusi do delikatnej, eleganckiej uległości kolejne setki dawniej dzielnych ludzi, i będzie trwała.
Taki będzie najbliższy rok, w nasileniu zapewne chwilami nie do zniesienia. Możliwe zresztą, że tak będzie aż do końca Polski. A gdy już koniec nadejdzie, też będą klaskali.
Napisz komentarz
Komentarze