Bill Haley (1925 – 1981) – to najwybitniejsza postać w rock’n’rollowym, muzycznym światku. Zaliczany jest do grona największych prekursorów tego gatunku. Jego nieśmiertelne Rock Around The Clock, choć piosenkarza zaszufladkowało, to do dziś, ze względu na niesamowity taneczny rytm, jest podstawowym utworem szkoleniowym na wszystkich kursach tańca. Każdy, kto kiedykolwiek tańczył przy tym utworze rock’n’rolla, twierdzi, że nie da się zgubić kroku, wylecieć z rytmu, chyba, że prąd wyłączą. Bill Haley urodził się i wychował w małym miasteczku w stanie Indiana, Highland Park, leżącym tuż nad brzegiem jeziora Michigan.
Od dziecka zainteresowany był muzyką country i rhythm & bluesem, co w konsekwencji dało prawdziwą rock’n’rollową, rytmiczną miksturę. Nie był lubianym przez ówczesne media czy radiowych DJ-ów, i nigdy nie wypłynąłby na wielkie wody, gdyby nie wykorzystano utworu Rock Around The Clock (był już wtedy podtatusiałym, po trzydziestce facetem) do ścieżki dźwiękowej kultowego filmu Szkolna dżungla z Glennem Fordem w roli głównej. Glenn był w tamtych latach bardzo modnym aktorem. Nagrany wcześniej utwór był dotychczas nie zauważony przez media, czasopismo Billboard, amerykańską listę przebojów Top Ten, również przez fanów rock’n’rolla. Nagle po premierze filmu utwór ten stał się wielkim, światowym hitem. Przez kolejne osiem tygodni nie schodził z pierwszego miejsca rankingowej listy. Jego zespół The Comets był wierny i akompaniował mu do końca artystycznej kariery. Bill umarł w osamotnieniu, przyspieszoną śmierć przez alkoholowy problem, w lutym 1981 roku, przeżywszy zaledwie 55 lat.
By uświadomić wszystkim, jakie znaczenie miał utwór wszechczasów, który jest synonimem stylu, jaki na dziesięciolecia zawładnął światem, zacytuję w tym felietonie fragment książki Motława Beat (rozdział - Muzyczny impuls) gdańskiego pisarza, kronikarza Romana Stinzinga. – Bill Gussak uderzył w perkusję, by chwilę później Bill Haley wykrzyknął: One-two-three o’clock, four o’clock Rock!!!. Było to słowne preludium pierwszego, nieśmiertelnego, rock’n’rollowego przeboju ROCK AROUND THE CLOCK. Wydarzenie to miało miejsce w kwietniu 1954 roku w studiu firmy nagraniowej DECCA na Manhattanie, podczas nagraniowej sesji grupy Bill Haley and The Comets. Dwa lata wcześniej radiowy prezenter Alan Freed stworzył nazwę dla nowych dźwięków: This is only rock & roll !!! Nowa muzyka charakteryzowała się harmoniczną prostotą i wyraźnym rytmem. Niczym promień światła pędem pomknęła ponad globem ziemskim, głosząc wszem i wobec: Oto jest Rock&Roll - Ja również wykorzystałem ten fragment książki rozpoczynając tymi słowami swoją drugą publikację, A jednak Rock’n’Roll.
Bill Haley był najbardziej rozchwytywanym, wysoce opłacanym, rock’n’rollowym artystą nie tylko w samych Stanach ale również w Europie. Jego triumfalny wjazd na londyński dworzec, witany niczym król przez tysiące fanów, przeszedł do historii światowego show buisnessu. Bill Haley nawet płatne po 2000 dolarów dziennie, 15-dniowe tourne po Australii odrzucił (głównie ze strachu przed lataniem samolotem). Do Europy wielokrotnie przypływał statkiem. W dniu 22 września 1955 roku wszedł wraz ze swoimi Cometami do studia Pythian Temple jeszcze raz by nagrać swe późniejsze utwory, wielkie w sukcesy klasyki gatunku jak: "Rock A-Beatin' Boogie", "R.O.C.K.", The Saints Rock'n'Roll" czy „Burn That Candle". Obok śpiewającego Billa Haleya, grającego na gitarze, w/w nagraniach uczestniczyły "komety" w swoim żelaznym składzie: Buddy Pompilli - saksofon, Frank Beer - gitara, Billy Williamson - gitara stalowa (hawajska), Johnny Grande – fortepian, Ralph Jones – perkusja (wymienił Billa Gussak’a), Al Rex – kontrabas.
Haley w Anglii koncertował wielokrotnie, zawsze z wielkim sukcesem. Kiedy po „zamachu” na rock’n’roll przez śpiewające komuny hippisów (festiwal Woodstock 1969), obrońcy tego stylu, latem 1972 roku w Londynie na stadionie Wembley, zorganizowali największy w historii koncert rock’n’rolla, London – Rock’n’Roll Show 1972 z udziałem największych, amerykańskich sław tego stylu (była to kontra do festiwalu Woodstock) jak Bo Diddley, Jerry Lee Lewis, Chuck Berry, Little Richard. Wśród tej silnej grupy znalazł się również nieśmiertelny Haley. Do dzisiaj mówi się w światku muzycznym, że było to największe, rock’n’rollowe wydarzenie. Bill, w czasie tego występu zbliżał się do pięćdziesiątki, choć nie był to ostatni jego występ na wyspach brytyjskich.
Dwa lata później - był już gasnącą gwiazdą rock’n’rolla, więc korzystał z każdego zaproszenia – w 1974 roku miał miejsce ostatni koncert Billa, w Londynie. Na tym koncercie był mój przyjaciel Wojtek Szymański z Nowego Jorku (w tym okresie mieszkał w Londynie, tuż przed wyjazdem na stałe do Stanów). Szymon po latach ten koncert opisywał mi wielokrotnie w swoich listach. Jak pisał, było to dla chłopaka zza żelaznej kurtyny wydarzeniem niesamowitym, nie do opisania, które na zawsze pozostanie w pamięci. Jak się okazało, po latach, zdobyłem ten londyński koncert na płycie DVD. Jako ciekawostkę wyznam, że w Galerii koncert ten mogli obejrzeć (robiłem powtórnie Haleya) fani, miłośnicy rock’n’rolla przychodzący na moje spotkania do ARKAD.
W dniu 9 lutego 1981 w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej umiera klasyk rock’n’rolla, Bill Haley, twórca piosenki Rock Around the Clock – znanego, niezapomnianego przeboju, dającego początek nowej erze muzycznej pod nazwą rock'n'roll. Fakt ten stał się pretekstem do zorganizowania pierwszego w świecie konkursu rock'n'rolla im. Billa Haleya. Pomysłodawcami całego przedsięwzięcia byli członkowie Klubu Stodoła: Adam Halber i Kazimierz Chendyński. Od tamtej pory, konkurs jest organizowany co roku i stał się tradycją Klubu Stodoła. Regulamin Konkursu określają niezwykle, proste zasady. Należy tańczyć krokiem prawdziwego rock'n'rolla, przetańczyć aktywnie 60 minut i wygrać. Chciałem również zaznaczyć, że wygrać może tylko jedna para, która otrzymuje okazały Puchar im. Billa Haleya. Do udziału w konkursie dopuszcza się maksymalnie 50 par. Tradycją konkursu stało się, że odbywa się zawsze w ostatni dzień karnawału, czyli we wtorki. Pierwszy konkurs odbył się w piętnaście dni po śmierci Billa Haleya - 24 lutego 1981. W konkursie wzięły wówczas udział 22 pary, które przyjechały z wielu miast Polski, a nawet była jedna para polsko-holenderska. Główna nagroda wynosiła wtedy 5 000 zł. co w początkach lat osiemdziesiątych stanowiło kwotę wcale niemałą.
W Jury konkursu zasiedli wtedy między innymi: Bożena Walter, Dariusz Michalski, Marek Gaszyński i oczywiście pomysłodawcy konkursu: Kazimierz i Adam. Od tamtej pory udział w Jury wzięło wiele znakomitych postaci życia muzycznego i nie tylko. Wspomnieć tu warto Ewę Kuklińską, Izabelę Trojanowską, Marylę Rodowicz, Zbyszka Hołdysa, Alicję Resich-Modlińską, Wojtka Gąssowskiego, Andrzeja Rosiewicza, Janusza Józefowicza, Janusza Rewińskiego. Ideą jest, by jury było nie profesjonalne, a konkurs wygrywali ambitni amatorzy. Zwycięzcami I Konkursu Rock'n'Rolla im. Billa Haleya było rodzeństwo Maria i Krzysztof Płonkowie z Warszawy.
Również i ja skorzystałem z zaproszenia do Sopotu, imprezie, w której przewidziany był konkurs rock’n’rolla - choć jadąc na Wybrzeże nie zakładałem udziału w konkursie - dane mi przez Wojtka Szymona. W dniu 3 lutego 2006 roku udałem się z koleżanką klubową, Bożeną Dulas, do Trójmiasta. Przyjęto nas serdecznie, na okres pobytu użyczyli mieszkania przyjaciele, Henryka i Czarek Francke, tomaszowianie z Gdańska. Na muzycznym spotkaniu poświęconym osobie Krzysztofa Klenczona, My z XX wieku w Krzywym Domku, wraz z Bożeną wytańczyliśmy pierwsze miejsce w Konkursie Tańca Rock’n’Rolla im. Elvisa Presleya. Do zwycięstwa niezwłocznie przyczynili się państwo Francke, którzy bardzo głośno dopingowali nas, o czym opowiedziałem w poprzednim, w 73 felietonie Herosi Rock’n’Rolla II.
Kiedy 25 lutego 2006 roku w ARKADACH doszło, w ramach Herosów, do spotkania z Haleyem, przybyła również moja konkursowa partnerka, Bożena. Do Galerii zabrałem z sobą sopockie trofea, zdobyty Puchar Bałtyku wręczony przez vice prezydenta Sopotu Wojciecha Fułka w asyście siostry Klenczona, Hanny oraz redaktora Marka Gaszyńskiego. Również promowane w lokalu książki autorstwa Gaszyńskiego: Czerwone Gitary – Nie spoczniemy i Niemen – Czas jak rzeka wręczył nam osobiście sam autor. Tytuły tych publikacji były nagrodą za nasze zwycięstwo w rock’n’rollowym konkursie. Jedna z dedykacji w książkę o Czerwonych Gitarach była bardzo oryginalna a brzmiała – „Antek nie spocznij – Marek Gaszyński”.
Tuż po zakończonej na ekranie Galerii czołówce Herosów, poprosiłem Bożenę do mikrofonu by wspólnie podzielić się przed tomaszowską publicznością wrażeniami wyniesionymi z przed trzech tygodni z Sopotu. Nie mogliśmy dokończyć tematycznych reminiscencji, rock’n’rollowych opowieści, wspomnień o gorącym przyjęciu nas przez gospodarzy, gdyż publiczność skandowała,- zatańczcie rock’n’rolla, zatańczcie rock’n’rolla. Trudno było się wymigać, w zatłoczonej, dusznej Galerii musieliśmy na agresywne okrzyki zebranych, zareagować tańcem. Przy klasycznym rytmie Rock Around The Clock, na ciężkiej, dywanowej wykładzinie, ja w butach na tak zwanej słoninie o traktorowej podeszwie, Bożena w wysokich szpilkach, z wielkim trudem przy dużym aplauzie publiczności zrealizowaliśmy taneczne zamówienie.
Część filmową spotkania zmontowałem utworami z filmu o tym samym tytule Rock Around The Clock a był to pierwszy, amerykański film z prawdziwym, autentycznym wykonawcą rock’n’rolla jakim był sam Bill Haley z zespołem The Comets. Na ekranie dominował klasyczny rock’n’roll
a takie utwory jak See You Letter Alligator, Happy Baby, Razzle Dazzle, Rip It Up czy Mambo Rock przywoływały najwspanialsze lata młodości obecnych w lokalu, muzycznych dinozaurów. Na widowni zrobiło się tanecznie, co niektórzy swingując, kołatali między stolikami kawiarni. Zaczęła krystalizować się stała ekipa uczestnicząca na spotkaniach w Herosach, w której można było zauważyć osoby Kazia Cychnera, Zygmunta Dziedzińskiego, Zbyszka Kobędzy, Bożeny Dulas czy jej siostry Moniki Zdonek. Od początku jak tylko powstali Herosi, z małymi przerwami aż do śmierci w czerwcu 2011 roku, nieodłącznym uczestnikiem moich spotkań był mieszkający
i pracujący w stolicy kolega z lat młodości, mecenas Warszawy, Aleksander Olek Kaściński.
Wcześniej osobiście zapraszałem na spotkania z Elvisem i Fatsem Domino naszego, lokalnego Acker Bilka, najwybitniejszego, tomaszowskiego klarnecistę i saksofonistę epoki wczesnego rock’n’rolla, Jurka Tomasika Tomaszewskiego. Jego muzyczne covery z repertuaru Acker Bilka, wydmuchiwane na klarnecie (Summer Set, Stranger On The Shore czy Creol Jazz), to niezapomniane wspomnienia z okresu młodości mojego pokolenia. Jurek Tomasik na dancingach w Jagódce, grając w zespole DIX-61, również na saksofonie, wygrywał najpiękniejsze utwory z repertuaru Bill Haley and The Comets. Zapamiętałem szczególnie najbardziej klasyczne na ten instrument, super przebój, Rudy’s Rock czy utwór Billa Doggetta Honky Tonk (również był w repertuarze haleyowskich The Comets), grany w Jagódce przez Tomasika. Byłem przekonany, że Jurek dotrze do Galerii, by zobaczyć na ekranie swojego, muzycznego protoplastę, jakim był saksofonista, kompozytor tego utworu, Rudi Pompilli z zespołu The Comets. W sobotę do Galerii nie dotarł. W poniedziałek 27 lutego, doszła do mnie tragiczna informacja, że wczoraj w niedzielę 26 lutego w szpitalu w Łodzi zmarł Jurek Tomasik Tomaszewski.
Wspomniałem tu Jurka Tomasika, bo chciałem powiedzieć, że był on pierwszym saksofonistą czy klarnecistą (grywał równolegle na tych instrumentach), który jako jedyny instrumentalista w naszym mieście, wykonywał klasyczne, rock’n’rollowe utwory. Były to naprawdę bardzo profesjonalnie wygrywane covery. Tym bardziej, że z myślą o Jurku przygotowałem postać Billa Haleya and His Comets. Nigdy nie pomyślałbym, że Tomasik wykręci, nie tylko mnie, taki numer, że niespodziewanie zejdzie z tego padołu w takim momencie. Był kochanym przez wszystkich uczestników dancingów. Dziś mogę powiedzieć, że dancingową frekwencję restauracja Jagódka zawdzięczała grze zespołu DIX-61, w którym instrumentalny prym wiódł Jurek.
Trzecie kolejne, muzyczne spotkanie w Galerii uświadomiło mi, obserwując u opuszczających lokal spełnienie i zadowolenie z imprezy, zakończone pytaniem, - Antek kogo przedstawisz na następnym spotkaniu? Przy takich przeżyciach, przy takich emocjach słuchaczy, nie jestem w stanie przerwać tego cyklu, wręcz przeciwnie, muszę je kontynuować.
Dziś WIGILIA, pamiętajmy by przy stole wigilijnym znalazło się choć jedno wolne miejsce dla kogoś, kto w ten wieczór może głodny i spragniony do nas zapukać.
Napisz komentarz
Komentarze