[reklama2]
O czym to w ogóle miało być? A no tak, o „artykule”, jaki w ostatnim numerze TIT popełniła moja „ulubiona” autorka, Agnieszka Łuczak. Nosi on tytuł „Siedem grzechów Prezydenta”. Tytuł wymowny, chociaż moim zdaniem nietrafiony, bo dziennikarka jakaś taka lewicująca (a może lewitująca), więc pojęcie grzechu powinno być jej raczej obce, szczególnie, że jest on związany z określonymi wartościami, zdefiniowanymi w dekalogu, który przecież jest dla lewicujących „postępowców” anachronizmem. Właściwszym tytułem artykułu byłby chyba „Nie lubię Cię, więc popsuję Ci Święta”.
Przyznam, że rzadko czytuję TIT, bo dosyć mam niepohamowanej nienawiści wylewanej przez internautów, którą często zmuszony jestem moderować na własnym portalu internetowym. Tym razem jednak artykuł pokazał mi jeden znajomy z uśmiechem na ustach i słowami „pojechała po bandzie”. Przeczytałem i byłem w szoku, chociaż sam często mówię, że nic mnie nie jest w stanie zszokować. Pytam więc znajomego, czy rzeczywiście uważa, że tekst jest w jakimś stopniu zabawny i że trzeba się cieszyć z jego publikacji. Popatrzył na mnie zaskoczony, najwyraźniej nie pojmując o co mi chodzi. Dopiero ta reakcja przeraziła mnie naprawdę. Do jakiego poziomu zdziczenia można zejść, by draństwo przestało na nas robić wrażenie.
Mój komentarz nie nadaje się oczywiście do przytoczenia, bo niejaki pan Dariusz, znowu napisze nam mnie donos a dyżurny Sędzia skaże mnie po raz kolejny na grzywnę za używanie słów uznawanych za niecenzuralne.
Znajomy, który pokazał mi artykuł poczuł się najwyraźniej zmieszany. Zaczął mówić coś o początku kampanii wyborczej i inne podobne banialuki, by zatuszować niestosowność swojej pierwotnej radości. Popukałem się w głowę i pytam o jaką kampanię wyborczą chodzi? Bo w tekście nie ma nic wyborczego, chyba że każdy artykuł przesiąknięty nienawiścią, będziemy określać w ten sposób. Jakoś ludzie mają skłonność szukać spisku, nawet tam gdzie go nie ma.
Czasem znajdują go w lotniczej katastrofie a innym razem w najprymitywniejszym z uczuć, czyli podłości. W tym przypadku tylko i wyłącznie o to chodzi, by złośliwie komuś zepsuć radość spędzenia rodzinnych świąt, bo przecież nie o „recenzję” prezydentury Rafała Zagozdona, którą można dokonać w każdej, dowolnej chwili, niekoniecznie w świątecznym numerze gazety, tym bardziej że treść przepełnionego negatywnymi emocjami felietonu nijak ma się do bieżących wydarzeń w mieście.
- Tak to bywa gdy ktoś zazdrości, kiedy brak mu własnej miłości – śpiewał Kazik Staszewski a ja zastanawiam się, czy współczuć, czy piętnować tego rodzaju „publicystykę”. Może potrzeba i jednego i drugiego. Po chrześcijańsku współczuć, bo tylko ktoś bardzo samotny i zagubiony może tak bardzo nienawidzić innych ludzi i jakoś tak po ludzku, broniąc się przed nienawiścią (która ponoć jest zaraźliwa) piętnować.
Często dziwimy się skąd tyle złych emocji, podłości i nienawiści bierze się w mieszkańcach Tomaszowa Mazowieckiego. Może to w tej zaraźliwości należałoby ich źródeł poszukać. Przecież ten „świąteczny” tekst musiał przeczytać i zaakceptować redaktor naczelny gazety, może był też omawiany na kolegium redakcyjnym. Żaden z dziennikarzy nie odważył się powiedzieć, że jest on delikatnie mówiąc, nie na miejscu i że będzie mu wstyd, kiedy gniot trafi do ludzi na kilka dni przed Bożym Narodzeniem? Skoro się jednak ukazał, to głosów sprzeciwu najwyraźniej nie było. Jad został wypluty i się rozprzestrzenia.
O czym mówi sam felieton. O lenistwie, gniewie, zazdrości, pysze, chciwości, nieudolności i nieczystości prezydenta Rafała Zagozdona i jego współpracowników. Rok ma 52 tygodnie, jeśli więc odejmiemy od niego dwa typowo „świąteczne” zostaje nam 50, w których można sobie w sposób dowolny poddawać krytyce urzędującego prezydenta, radnych i inne osoby publiczne. Czemu więc akurat pani Łuczak postanowiła dołożyć Zagozdonowi tuż przed wigilijną kolacją?
Mamy więc tekst pełen uogólnień, niedopowiedzeń, insynuacji, plotek i inwektyw. Stanowi też swego rodzaju generator do tworzenia kolejnych informacji, które bazarkowi komentatorzy będą przekazywać dalej w miasto, podobnie jak to miało miejsce w przypadku właściciela firmy Deko Smaku. Konkretów tu żadnych nie znajdziemy. Typowa szkoła „dziennikarska” wywodząca się z Trybuny Ludu. Nie wierzycie? To popatrzcie.
Grzech numer jeden, to lenistwo. Poniżej cytat z artykułu.
„Nie chciało się Prezydentowi i nie chce do dziś podejmować żadnych trudnych działań, niepopularnych decyzji, ryzykownych kroków, a nawet kłopotliwych rozmów”.
Jak widać, równie dobrze można byłoby napisać, że prezydent nie lubi murzynów, ponieważ do dzisiaj przedstawiciel Nigerii nie dotarł jeszcze do Tomaszowa. Nie było tu też Eskimosów, za to byli przedstawiciele Gminy Żydowskiej. Na tej podstawie można wysnuć rzeczywiście daleko idące wnioski. Dziennikarka zza ekranu monitora własnego laptopa widzi dokładnie co prezydentowi się chce a czego się odechciewa. Osobiście jestem pewien, że z całą pewnością nie chce mu się czytać marnej jakości plotkarskich artykułów.
Grzech numer dwa, to zdaniem pani Agnieszki gniew występujący pod postacią nadąsania, czy jak ktoś woli obrażania się.
„Pomysł nie zaakceptowany i niepoparty za przez prezydenta może być najpiękniejszy i najmądrzejszy, a jednak zginie w otchłani niebytu, zostanie rozmydlony i utknie na licznych urzędniczych biurkach, bo nie wykiełkował za białymi drzwiami na pierwszym piętrze.
I znowu żadnych konkretów. Jakie to pomysły? Przez kogo zgłoszone? Czego dotyczyły? Tego się oczywiście nie dowiemy, bo przecież nie taki był cel napisanego w przypływie złości artykułu. Przecież zbliżają się święta i trzeba je zepsuć nie tylko prezydentowi ale całej jego rodzinie.
Trzeci grzech to zazdrość. Właściwie w odniesieniu do tej części wypocin, mógłbym przekopiować w całości to, co napisałem akapit wyżej. Nie ma sensu tego robić. Zazdrość to zazdrość i jedyne co pani redaktor jest zdolna wskazać, to jest temat hot-spotów. Zapomina jednak przy okazji, że wniosek komisji w tej sprawie upadł, ponieważ to radny Rzęczykowski, będący wcześniej jego zwolennikiem, nagle postanowił zmienić zdanie.
Przejdźmy więc do pychy. Co o niej świadczy? Zacytujmy:
Każdy dzień spędzony w prezydenckim gabinecie upewnia jego lokatorów w przekonaniu, że świetnie nadają się do tej funkcji. Tak jest z obecnym prezydentem. Efektem takiego odbioru samego siebie jest brak reakcji na krytykę i argumenty padające z różnych stron i środowisk.
Napisała, co wiedziała. Znowu starannie omija konkrety. Nie dowiemy się o jakie środowiska i osoby chodzi, z kim Rafał Zagozdon nie chce dyskutować i odpierać argumentów. Być może chodzi o samą dziennikarkę… w takim razie trudno się człowiekowi dziwić.
Jest jeden fragment jednak, który zwalił mnie z nóg w sensie bardzo dosłownym. Jest to bodajże jedyne zdanie, przy którym nie tylko można się uśmiechnąć ale wręcz uśmiać po pachy, gdyby nie przesycona podłością wymowa całości.
”Proletariacka moralność w dobrym znaczeniu tego słowa, połączona z dobrym wychowaniem wyniesionym z domu być może w czasach wistomowskich byłaby atutem. Wczesny drapieżny kapitalizm sprawił, że adresaci tych świadczeń są… nienachlani”
Słownictwo, rzeczywiście... proletariackie. Fragment adresowany jest do osób, wobec których Rafał Zagozdon spłaca rzekome długi wyborcze za to, że w drodze do prezydentury go poparły. Zabawne, bo wśród tych osób znajdują się też właściciele i dziennikarze TIT, wydając podpisane imiennie oświadczenia, poierające tę kandydaturę w wyborach 2006 roku. Według piszącej felieton, otoczenie prezydenta jest chciwe a spółki miejskie przypominają struktury mafijne (rody z południa Europy).
Zdaniem Łuczak, tę chciwość wyzwolił w ludziach sam prezydent. Przy tym wszystkim autorka powołuje się pozytywne emocje, życzliwość i empatię, których jej samej najwyraźniej brakuje.
Napisz komentarz
Komentarze