Dwa tygodnie temu otrzymałem na adres naszej redakcji maila „informującego”, że właściciel jednej z tomaszowskich jadłodajni został aresztowany i trafił do więzienia pod zarzutem handlu mięsem pochodzącym od zdechłych zwierząt. Handlarz padliną miał rzekomo skupować i dokonywać rozbioru zwierząt, które przez służby weterynaryjne przeznaczone zostały do utylizacji. Temat wydawał się na tyle bulwersujący, że nie pozostawało nic innego jak sprawdzić czy faktycznie do podobnego procederu w Tomaszowie dochodziło
„Powiem panu, że wyszedł za kaucją. Żona za niego 200 tysięcy złotych wpłaciła a tak w ogóle to będą mieli też zarzut, bo próbowali 30 tysięcy złotych łapówki wręczyć funkcjonariuszom”
Jak zwykle w takich sprawach pierwszy telefon wykonałem do rzecznika prasowego tomaszowskiej policji. Komisarz Katarzyna Dutkiewicz Pawlikowska zaprzeczyła, by jakieś postępowanie albo jakiekolwiek czynności wobec właściciela firmy były w KP Tomaszów prowadzone. W mojej głowie zapaliła się pierwsza żarówka ostrzegawcza. Jednak jeden z zaprzyjaźnionych policjantów potwierdził mi, że o temacie padliny głośno mówi się wśród funkcjonariuszy i że najprawdopodobniej sprawa jest ale prowadzi ją Komenda Wojewódzka z Łodzi a może mieć związek z podobnym procederem, jaki na początku tego roku wykryto w Białej Rawskiej.
„Co pan mówi, że to nieprawda? Przecież poza właścicielem tej firmy wsadzili też jednego z tomaszowskich weterynarzy. Jak pan nie wierzy, to niech pan sprawdzi, przecież na drzwiach gabinetu wisi kartka: nieczynne do odwołania”
Zatelefonowaliśmy więc do Prokuratury Rejonowej w Rawie Mazowieckiej a następnie do rzecznika prasowego prokuratury okręgowej w Łodzi, pana Krzysztofa Kopani. Prokurator nie krył zaskoczenia. Stwierdził, że nic mu o podobnej sprawie nie wiadomo, a jest ona na tyle nośna i głośna, że musiałby coś wiedzieć. Obiecał jednak, że sprawdzi dokładnie i poprosił o telefon kolejnego dnia. Zatelefonowałem. Okazało się, że nazwisko tomaszowskiego przedsiębiorcy w żadnej sprawie się nie pojawia.
„Złapali ich na gorącym uczynku, jak dokonywali rozbioru wołowiny”
Informację spróbowaliśmy zweryfikować w komendzie wojewódzkiej policji w Łodzi. Tamtejszy Wydział PG powadził czynności wyjaśniające w sprawie afery związanej z handlem padliną. Rzecznik Joanna Kącka po raz kolejny zaprzeczyła pojawiającym się plotkom.
„Nie informują, bo D. poszedł na współpracę i sypie wspólników, podobnie jak kierowca ciężarówki, która padlinę przewoziła”
Weryfikacja informacji zajęła trochę czasu. Tymczasem plotka zaczyna żyć własnym życiem. Pojawiają się nowe „fakty”. Powtarzające je z wypiekami na twarzy podpierają się rzekomymi źródłami w policji, prokuraturze, sanepidzie i służbach weterynaryjnych. Starają się za wszelką cenę uwiarygodnić rozpowszechnianą przez siebie wiadomość. Kolejne osoby lądują w więzieniach, kolejnym stawiane są domniemane zarzuty. Miasto żyje, ma przecież największą atrakcję sezonu. W każdym urzędzie , w każdej firmie to temat numer jeden rozmów przy porannej kawie.
„Ależ jak to? Przecież siedzą też inspektorzy SANEPiDu”
Nikt jakoś nie chce zauważyć, że firma domniemanego złoczyńcy wciąż funkcjonuje, wciąż zapewnia catering, sprzedaje towar i nikt nawet nie myśli o tym, by ją zamykać. Tomaszowski SANEPiD potwierdza przeprowadzane kontrole, podkreślając, że żadnych nieprawidłowości nie wykryto.
Czytaj: Plotka szybkie ma nogi
Właściciel firmy nie reaguje, nie chce też komentować sprawy. Obroty przedsiębiorstwa spadają a ręce zacierają ci, którzy informację rozpowszechniali. Udało się przecież komuś w sposób „niewykrywalny” dokopać. Przecież mu się należało, ma luksusowy samochód i jeździ amerykańskim motocyklem, inwestuje i buduje nieruchomości, czyli powodzi mu się lepiej.
Dopiero teraz przedsiębiorca postanowił, jakoś ukarać autora rozpowszechnianej szeroko informacji. Wyznaczył 10 tysięcy złotych nagrody za wskazanie tej osoby.
Tomaszowskie „obyczaje” zniszczyły już wielu osobom życie. Plotka jest u nas tworzona z premedytacją i w sposób celowy rozpowszechniana. Co z tego, że ostatecznie wychodzi na jaw, że była bujdą. Skoro po czasie nikt nie pamięta, czy osoba X ukradła rower, czy jej ktoś go ukradł. Liczy się tylko to, że była zamieszana w kradzież roweru. I ta łatka pozostaje do niej przyklejona na zawsze.
Czytaj: Głuchy telefon
Napisz komentarz
Komentarze