W styczniu br. rząd Orbana podjął decyzję o obniżeniu o 10 proc. opłat za gaz, prąd i wodę dla gospodarstw domowych. Odpowiednie rozporządzenie w tej sprawie wydał państwowy urząd zajmujący się regulacją tego segmentu usług komunalnych. Decyzję podjęto po tym, jak analitycy ekonomiczni Fideszu sporządzili raport, z którego wynikało, że zachodnie koncerny, kontrolujące ten sektor rynku, korzystają ze swej monopolistycznej pozycji i drastycznie zawyżają ceny usług. Doradcy premiera zauważali, że te same firmy, działając w krajach Europy Zachodniej, nie windują tak wysoko swych cen, gdyż działa tam silny nacisk organizacji obrony konsumenta.
Zagraniczne koncerny nie czekały jednak bezczynnie i zaskarżyły postanowienia węgierskich władz do Trybunału Konstytucyjnego jako niezgodne z konstytucją. Sędziowie Trybunału przychylili się do ich wniosku i uznali, że urząd regulacji nie miał prawa wydawać rozporządzenia nakazującego obniżkę cen. Rządzący powinni więc wycofać się ze swej decyzji.
Co w tej sytuacji zrobił Orban? Otóż postanowił on zmienić konstytucję i wprowadzić do niej zapis, że odpowiedni urząd ma prawo podejmować decyzję dotyczącą regulowania cen usług komunalnych. Ponieważ koalicja Fidesz-KDNP dysponuje w parlamencie większością konstytucyjną, udało się to zrobić bez problemu. W ten sposób wytrącono przeciwnikom z ręki argument, że działania władz są niezgodnie z konstytucją. Podejmując ten krok, premier Węgier postawił zarazem ważne pytania: Czy konstytucja ma służyć narodowi, czy naród konstytucji? Czy władza sądownicza może zastępować władzę ustawodawczą? Kto jest właściwie suwerenem w kraju?
Orban odpowiedział, że suwerenem jest naród, który w wyborach parlamentarnych, obdarzając jego stronnictwo większością konstytucyjną, dał mu mandat do przeprowadzania kluczowych zmian w państwie. Żeby nie zostać jednak oskarżanym o nadużywanie zaufania narodu, premier zarządził w tej sprawie konsultacje społeczne. W błyskawicznym czasie udało się zebrać 700 tysięcy podpisów obywateli węgierskich popierających decyzję władz w sprawie obniżki cen energii elektrycznej, gazu i ogrzewania dla gospodarstw domowych. Parlament zmienił więc konstytucję, a urząd regulacji ma czuwać nad tym, by koncerny nie próbowały przerzucić w inny sposób „braku zysków” na konsumentów.
Te zmiany w konstytucji spotkały się ze zmasowanym atakiem wpływowych środowisk unijnych. 2 lipca br. Parlament Europejski – głosami liberałów, socjalistów i zielonych – przyjął tzw. raport Tavaresa. W dokumencie skrytykowano węgierskie reformy konstytucyjne, wysuwając ok. 40 zaleceń dla władz w Budapeszcie, by zmieniono konkretne zapisy w konstytucji. Zaproponowano, by ich realizację kontrolowała specjalna komisja złożona z przedstawicieli różnych instytucji unijnych. Zagrożono też, że jeśli władze węgierskie zignorują te zalecenia, to narażą swój kraj na sankcje ze strony UE.
Akt Europarlamentu składał się z dwóch nieprzystających do siebie części. Z jednej strony dokument utrzymany był w paternalistycznym stylu, w którym pouczano Węgrów, na czym polega prawdziwa demokracja i jak bardzo jest ona zagrożona pod rządami Orbana. Z drugiej jednak strony konkretne żądania dotyczyły nie fundamentalnych spraw ustrojowych, lecz wielu drobiazgowych kwestii, takich jak np. wiek emerytalny sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Nietrudno się domyślić, iż wśród zapisów przewidzianych przez Europarlament do natychmiastowej kasacji znalazł się także punkt o możliwości obniżek cen usług komunalnych.
Odpowiedź Budapesztu była szybka. Trzy dni później parlament węgierski wydał uchwałę wzywającą rząd, by nie ulegał naciskom UE. Posłowie uznali, że europosłowie skandalicznie przekroczyli swe kompetencje, wtrącając się w wewnętrzne sprawy suwerennego państwa. Najciekawszy w uchwale był passus wskazujący na rzeczywiste motywacje brukselskich obrońców praworządności:
Powodem dalszego zaniepokojenia jest to, że za krzywdzącym Węgry nadużyciem władzy kryją się handlowe interesy. Węgry zmniejszają ceny energii używanej przez węgierskie rodziny. To może naruszać interesy wielu dużych firm europejskich, które za pomocą sytuacji monopolu przez długie lata wypracowywały dodatkowe zyski na Węgrzech. Nie do przyjęcia jest, że Parlament Europejski w interesie tych firm próbuje wywierać nacisk na naszą ojczyznę.
To jednak nie koniec. Orban zapowiedział, że wkrótce należy spodziewać się kolejnej 10-procentowej obniżki cen energii elektrycznej, gazu i ogrzewania dla gospodarstw domowych. Jej wysokość wynika z raportów ekspertów ekonomicznych, którzy wyliczyli, jak duża była do tej pory renta monopolistyczna zagranicznych koncernów. To się ma jednak zmienić. Jak powiedział bowiem Orban:
Banki i duże przedsiębiorstwa korzystające na Węgrzech z pozycji monopolisty muszą się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Kiedyś miały silną pozycję i rządy socjalistyczne kłaniały się przed ich potęgą, ale teraz to my jesteśmy ci silniejsi. To one muszą się dostosować do Węgrów, a nie na odwrót.
Premier nieprzypadkowo wspomniał o socjalistach. Przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi mają oni poważny kłopot. Odcinając się bowiem od projektów obniżek cen, rozminęli się z oczekiwaniami większości wyborców, zwłaszcza lewicowego elektoratu. Orban dał się natomiast po raz kolejny poznać jako obrońca węgierskich obywateli przed wielkimi korporacjami. Podobnie było, gdy wcześniej stanął przeciwko bankom po stronie 200 tysięcy węgierskich gospodarstw domowych, które wpadły w pułapkę kredytową we frankach szwajcarskich.
Nic więc dziwnego, że Fidesz prowadzi zdecydowanie we wszystkich sondażach przedwyborczych. Komentatorzy polityczni podkreślają natomiast, jak ważne było zdobycie przez to ugrupowanie większości konstytucyjnej. To pozwoliło bowiem obozowi Orbana skutecznie realizować swój program. Gdyby nie było takiej większości, wojna z koncernami o obniżki cen zostałaby przegrana.
Napisz komentarz
Komentarze