Poza tym, jego rząd ma same sukcesy: przez powódź kryzysu przeprowadził nas suchą stopą, stopa nam rośnie, rosną autostrady, mamy pendolino, na świecie nas chwalą, żeśmy taki fenomen, w ogóle jest beauty, a jedyne, czego nam, Polakom, brakuje, to optymizmu - wyłuszczył Tusk w Krynicy. Jak klient optymistycznie nastawiony, to więcej kupi, a jak więcej będzie kupował, to producenci będą więcej produkowali, co znów spowoduje lawinę przypływu gotówki do państwowej kasy, z których rząd będzie mógł spłacać bilionowe zadłużenie, a i na potrzeby obywateli coś zostanie…
Noszę krawat. Muszę to podkreślić, bo „klient w krawacie jest mniej awanturujący się”. Zastanawiam się, co jest temu facetowi. Wypił za dużo, czy zjadł za mało? W jakim świecie on żyje? Czy poza gabinetem prezesa w Urzędzie Rady Ministrów ogląda tylko TVP, która aż mieni się od barw szczęścia i „m” - jak miłość…?
„Chcesz być szczęśliwym, nie gmeraj w pamięci”, pisał po francusku mój ulubiony aforysta-nihilista Rumun Emil Cioran. Dla wyjaśnienia, nihilizm to pogląd filozoficzny negujący istnienie pewnych bytów. No to porozmawiajmy o tych bytach. Ponoć najważniejsze, abyśmy tylko zdrowi byli. Tylko, jak tu być zdrowym, skoro mamy jedną z najgorszych służb zdrowia w UE; w ocenie ekspertów Polska plasuje się pod tym względem na 27 miejsce w Europie. Dr Arne Björnberg z instytutu Health Consumer Powerhouse (HCP), który co roku przeprowadza stosowne analizy, skwitował:
Podczas, gdy inne kraje usprawniają swe systemy, Polska nie czyni żadnych postępów, wręcz przeciwnie, w najnowszym zestawieniu znów spadła o jedno miejsce.
Wyróżnia nas m.in. wysoka umieralność na raka, najdłuższe oczekiwanie na wizyty u lekarzy specjalistów i na operacje, najgorszy dostęp do nowoczesnych leków i aparatury medycznej… - podsumował w swym raporcie Björnberg. O tym jak jest my wiemy najlepiej, bez unijnych raportów. Szpitale muszą oszczędzać, bo instytucja zwana NFZ (przywrócona dożycia nie wiedzieć czemu przez ministra SLD Mariusza Łapińskiego - gdyby głupota miała skrzydła, byłby orłem) tnie kontrakty, przesuwane są terminy zabiegów i operacji, kolejki rosną, pacjenci muszą czekać na przyjęcie przez specjalistów miesiącami i latami, zamiast sprawnego systemu, mamy żebractwo w telewizji o datki na ratowanie Jasia, czy Zdzisia, o zrzutkę na protezy dla kalek, czy błagania chorych na raka o niezbędne leki…, ale - trawestując rządowego klasyka-rzecznika Jerzego Urbana, rząd sam się wyleczy…
Niedawno „Głos Wielkopolski” opisał sprawę poszkodowanej w wypadku Laury Kubas, której poznański szpital wyznaczył termin operacji kolana na 7 lipca 2020r. Pani Kubas i tak ma szczęście, innemu pacjentowi obiecano operację nadgarstka za dziesięć łat, a na np. artroskopię barku ktoś tam musi czekać do… 2023 r. Nic to, więcej optymizmu, pani Kubas i inni, nie bądźcie czarnowidzami - radzi pan premier.
Wie, co mówi. W końcu w minionej kadencji było tak dobrze, że naród wybrał go na drugą. Aby było jeszcze lepiej, Tusk wprzągł był do pomocy znakomitych fachowców w swych branżach, jak ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza właśnie, (że o poprzedniczce, awansowanej za jej „dorobek” na marszałka Sejmu Ewie Kopacz nie wspomnę), który wcześniej nie kierował nawet wiejską przychodnią. Jest też w ekipie premiera zegarmistrz światła purpurowy, magister nauk społecznych Sławomir Nowak w roli ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej, socjolog-kulturoznawca Michał Boni, jako minister od cyfryzacji, czy minister od sportu i fryzjera, była nauczycielka akademicka, ekonomistka Joanna Mucha. Słowem, fachowiec na fachowcu, fachowca pogania. Nic, tylko za dwa lata wybrać cały Tuskowy gabinet na kolejną kadencję. A jak coś nie wyjdzie, zawsze będzie można zwalić winę na kiepskie poczucie humoru pana Boga.
Że jesteśmy w czołówce krajów Europy o najwyższym bezrobociu wśród młodych ludzi, w tym absolwentów wyższych uczelni? Że pracy nie może znaleźć 26 proc. młodzieży, czyli co czwarty obywatel RP w wieku do 25 lat, a wielu tych, którzy ją mają, tyra na umowach śmieciowych, które należy traktować jako zatrudnienie doraźne, bez żadnych ubezpieczeń socjalnych? Że za chlebem wyjechało za granicę 2 mln naszych rodaków? Oj tam, oj tam…, zapomnijmy o danych Eurostatu! W takiej np. Etiopii niedożywiona jest połowa ludności, a my, Polacy, możemy przecież pracować we wszystkich państwach Unii Europejskiej…
Kto szuka, ten znajduje. Do tyczy to także starszyzny z głodowymi emeryturami, którzy zamiast malkontencić, również powinni ruszyć - za przeproszeniem - tyłkami. Taka np. pani Elżbieta Zapendowska, lat 66, znana m.in. z telewizyjnego „Idola”, „Jak oni śpiewają” i „Must be the Music”. Wcześniej ta specjalistka od emisji głosu udzielała lekcji m.in. Edycie Górniak, czy Maryli Rodowicz. Jej emerytura wynosi dziś 700 zł na rękę. Więc Zapendowska-emerytka dorabia, to w programie „Tylko muzyka”, to znów szkoląc młódź na warsztatach w Muzycznej Owczarni w Jaworkach i w Końskich. Można? Można! Więc, do roboty, stare konie, pan premier wskazał, jak zwyciężać mamy; już pisałem, będziecie mięli więcej pieniędzy, to i więcej kupicie, producenci będą więcej produkować i państwo będzie rosło w siłę… W tym kontekście nie ma się też co martwić naszym ujemnym przyrostem demograficznym, rąk do pracy na mnie zabraknie. Jak napisała „Gazeta Wyborcza”:
Dziś Polak dostaje na emeryturze ok. 50-55 proc. pensji, to mniej więcej 1,8 tys. zł brutto. Według prognoz ekspertów emerytury liczone ze składek będą niższe. Szacuje się, że będą wynosić o blisko 30 proc. mniej od ostatniej pensji, czyli ok. 1,2 tys. brutto. Osoby, które pracowały na umowę o dzieło, często chorowały i niewiele zarabiały, mogą w przyszłości mieć emerytury nawet w wysokości 200 czy 300 zł.
Żadne to czarnowidztwo „GW”, tak przychylnej ekipie Tuska, po prostu prawidłowość: im mniej dostaną emeryci, tym więcej będzie chciało pracować, a gdy będą pracowali nie będą mięli czasu na takie głupoty, jak wizyty u lekarzy. I będzie ich stać na płacenie bez marudzenia podwyższonego, 23 proc. podatku VAT, który kolejny fachowiec nie do zastąpienia, twórca vincentyzacji ekonomii minister Jacek Rostowski planuje utrzymać do 2016r. Jak tłumaczy:
Spowodowane to zostało koniecznością ograniczenia nierównowagi finansów publicznych, co jest niezbędnym warunkiem dla stabilności makroekonomicznej i długofalowego wzrostu gospodarczego, jak również słabą koniunkturą na głównych rynkach eksportowych ograniczających wzrost polskiej gospodarki
- stoi jak wół w rządowej Aktualizacji Programu Konwergencji. Jasne? Ot, takie, jak pisał egzystencjalista-emigrant Witold Gombrowicz, „robienie z tata wariata”.
"Ludzie planują, a pan Bóg się śmieje", wskazał główną przyczynę własnej nieudolności Donald Tusk. Gdyby ktoś miał wątpliwości, teraz ma jasność: jeśli mimo braku pracy i wbrew służbie zdrowia dożyjesz młody Polaku wieku emerytalnego, nie licz na państwo. Ale bądź dobrej myśli, bo - jak podsunął były wicepremier, specjalista w dziedzinie prorodzinnej polityki zatrudniana pociotków Waldemar Pawlak - „są organizacje społeczne, są kościoły, są ludzie dobrej woli…”
Racja, są. I ja w nich wierzę. Dlatego, Panie Premierze Tusku, jestem optymistą! I z optymizmem wyczekuję, kiedy skończą się Pańskie rządy…
Piotr Cywiński, wpolityce.pl
Napisz komentarz
Komentarze