OD AUTORA KRONIKI TEATRU WŁÓKNIARZY W TOMASZOWIE MAZOWIECKIM
Leży przed nami gruba księga KRONIKI pisana na gorąco w czasie powstawania historii Teatru Amatorskiego Związku Zawodowego Włókniarzy. Wszystkie wydarzenia kulturalne miasta, rozgrywane na scenie tego teatru były notowane i skrzętnie zapisywane przez występujących aktorów, śpiewaków z odpowiednimi wypowiedziami i życzeniami skierowanymi pod adresem gospodarzy.
Trzeba nadmienić, że Kronika niniejsza jest jakby dalszą integralną częścią napisanej przez powołany Komitet Organizacyjny Obchodu XXX Rocznicy powstania Związku Walki Młodych w Tomaszowie Mazowieckim, KRONIKI ZWM - w latach 1945-1948.
Wydarzenia z tamtych lat jako szczególnie bliskie i oparte na wspomnieniach działaczy i zachowanych dokumentach źródłowych wykazują między innymi, również działalność kulturalno-oświatową zapoczątkowaną, przez utalentowanego działacza i entuzjastę życia scenicznego Obywatela Czesława Petelskiego - Obywatela Hasalskiego i wielu innych ludzi, którzy po wyzwoleniu zgłosili się do pracy na odcinku teatralnym.
Powrót do kraju z pokonanych Niemiec hitlerowskich - z Augsburga w którym autor niniejszej Kroniki - po wyzwoleniu z Obozu Koncentracyjnego w DACHAU - był jednym z twórców Polskiego Teatru Imienia Juliusza Słowackiego w Monachium, a po powstaniu Polskiej Misji Repatriacyjnej - oddał swe usługi do dyspozycji tej instytucji z siedzibą w Augsburgu, uważany był za konieczny, dla oddania swych sił talentów i wiedzy aktorskiej Polsce Ludowej.
Przyjazd do Tomaszowa Mazowieckiego, nie był przypadków. Czekało na ten powrót wielu ludzi, którzy wcześniej wrócili transportem sanitarnym i zdążyli już włączyć się do twórczej odbudowy kraju i do budowy nowych fabryk, a w tym przypadku do budowy Fabryki Dwusiarczku Węgla w dzielnicy Wilanów.
Nie można było wyczekiwać na przydział pracy, po krótkim poszukiwaniu i odnalezieniu rodziny - w Gdyni- trzeba było wracać przez zniszczoną Warszawę. Krótki pobyt w zdewastowanej Stolicy i złożeniu hołdu poległym bohaterom na płycie Grobu Nieznanego Żołnierza - drgnęło żołnierskie serce na widok utrwalonych nazw bitewnych pól pamiętnego tragicznego września 1939 roku.
Pamiętali o nas i naszych beznadziejnych zmaganiach z przemocą. Samo męstwo i siła woli walki z najazdem, bez odpowiedniego uzbrojenia nie wystarczyło, brakło amunicji, siły pociągowej, zostały działa, nie było czym strzelać.
Wielu naszych nie przeżyło tych lat i tamtych dni, pozostało na zawsze na polskiej ziemi, tworząc szaniec z martwych ciał, dla wroga w postaci setek tysięcy mogił żołnierskich znaczących pochód pancernych zagonów niemieckiego faszyzmu,
Wróciłem do Tomaszowa Mazowieckiego i podjąłem pracę u moich przyjaciół w Fabryce Papy "Smołowiec" w dzielnicy Starzyce.
Pomogli Państwo Pajerowie - dali kąt w baraku, wyżywienie do czasu zdobycia własnego mieszkania i ostatecznego wybrania zawodu. Pracy było wiele a ludzi mało, wzywały nas Ziemie Zachodnie i Północne przyłączone po latach niewoli do Macierzy, stare nasze Piastowskie Ziemie, czekające na zagospodarowanie.
Tomaszów Mazowiecki, po wojnie przedstawiał bardzo opłakane zniszczone miasto - wieś. Biedne, zapomniane brudne, zakurzone odrapane jakby z okresu pierwszej wojny przeniesione na Mazowsze Galicyjskie miasteczko. Bieda i nędza wyłaziła z każdego kąta.
Główna ulica Warszawska z drewnianymi domkami, a już bliżej centrum kamieniczki, z odrapanymi tynkami - wiodła na zaśmiecony brudny rynek na Placu Kościuszki. Konne dorożki i nieuprzątnięte gnojowiska cuchnące końskim gnojakiem i potem.
Dorożki konne dowoziły ludność do Dworca Kolejowego, również zabudowanego drewnianymi barakami, zawszonymi, przypominały Obozową nędzę ludzką na bezludziu otoczonym drutami kolczastymi pod prądem. Drutów pod prądem nie było.
Przyglądałem się po raz pierwszy ludzkim twarzom, dziwnie poubieranych, w wojskowych butach oficerskich, żołnierskich rogatywkach a cywilnych marynarkach. Stali grupkami, widocznie znali się wszyscy - rozmawiali półgłosem o interesach, o uruchomionej komunikacji kolejowej, o wyprawach szabrowniczych na Ziemie Zachodnie i o możliwościach przerzucenia się na Zachód.
Fabryki już pracowały, dzieciarnia chodziła do uruchomionych i otwartych Szkół, aby nadrobić zaległości.
Rozbrzmiewały muzyką i gwarą knajpy, których naliczyłem 5 w centrum miasta.
Knajpy funkcjonowały, lała się strumieniami wódka, czy bimber, była zagrycha i śledzie, była polska kaszanka i polska kiełbasa, były pikantne kanapki i gorący krupnik.
W knajpach pełno, świeciły się zapocone czerwone twarze rodaków, błyszczały niebieskie ślipia. Świdrowały każdego nowego przybysza na wylot, jakby szacowały go i wagę złota czy zielonych papierków jakie mogły mieścić się w ukrytych zakamarkach ubioru.
Spekulanci czuwali, natychmiast szukali kontaktu, jeśli wyczuli w powietrzu nawet cień interesu. Byli przebiegli, chytrzy, mieli czas i pieniądze.
Ryk syren fabrycznych oznajmiał początek i koniec pracy zmiany roboczej. Ludzie wysypywali się na ulice i ciągnęli w stronę swoich domów. Miasto ożywiało się, było ludne, było dużo dzieci, ruch wzrastał.
Każdy kto wracał do kraju z Niemiec, od razu odczuwał różnicę w natężeniu pracy przy odbudowie miast i osiedli. Ludzie odczuwali potrzebę natychmiastowego włączenia się do pracy, aby nie próżnować i nie zjadać darmo chleba, jeśli ten chleb, czarny, razowy, nie zapracował.
Zastanawiałem się czym będę i jak włączę się do pracy, jaki obecnie obrać zawód. Jedno wiedziałem na pewno, że ludzie po pracy pragną odpocząć - będą potrzebowali kulturalnej rozrywki, a nie knajp i przepijania niskich zarobków.
Powojenny okres w fabrykach był bardzo trudny, brakowało naszym surowców, ludzie malo zarabiali i stąd trzeba było otwierać skromne stołówki w których gotowane zupki, zastępowały obiad domowy.
Była to wielka pomoc dla robotniczej rodziny.
Przyglądając się wychudzonym zmizerowanym twarzom ludzkim, coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że brak im tak bardzo uśmiechu. Wiedziałem, że tutaj może pomóc tylko Teatr, do którego trzeba ludzi zaprosić. Myśl ta nurtowała mnie coraz głębiej i natarczywiej. Musi powstać w Tomaszowie Teatr.
Dowiedziałem się, jednego dnia, że był w Tomaszowie Teatr, że była scena, ale budynek ten to "Dom Żołnierza" przeznaczony dla wojska.
Jednego dnia udało mi się zobaczyć scenę i jej wyposażenie. Była wielka, posiadała urządzenie sznurownię, a nawet kurtynę. Przy małym remoncie i wyposażeniu w pilastry i fartuchy, można na niej grać.
Widok sceny i możliwości uruchomienia tej sceny, wpłynęły na podjęcie ostatecznej deczji pozostania w Tomaszowie Mazowieckim.
Jeszcze nie wiedziano o losach tego budynku, jeszcze nikt o tym nie rozmawiał, a ja już zadecydowałem, może trochę przedwcześnie, ale widziałem możliwość powstania Teatru Amatorskiego na wielką skalę.
Jednego dnia w czasie odwiedzania Księgarni Pani Kazimiery Kędzierskiej w Tomaszowie Mazowieckim - uczennice szkoły Nr. 4 wybierały dla siebie sztuczkę, aby zagrać ją na zakończenie roku szkolnego. Miała to być niespodzianka dla ich Pani Wychowawczyni.
Pani Kędzierska - wskazała mnie jako fachowca, który mógłby im w tej sprawie coś poradzić.
Pytałem się kto wy jesteście? A no my - 6-ta klasa.
Dobrze - zaczęliśmy wspólnie przeglądać małe książeczki sztuczek przewidzianych dla potrzeb szkolnych, ale wybraliśmy A. Fredry jednoaktówkę "Świeczka zgasła".
Zapytałem obsadę, czy mają chętnych do grania, a może zaproponować Wam inną sztukę sceniczną w której trzeba by grać, śpiewać a także tańczyć. Jeżeli taka Wam odpowiada - porozumcie się z kilkoma ładnymi dziewczętami i dajcie mi jutro odpowiedź.
O oznaczonej godzinie będę na Was czekał w Księgarni.
Na drugi dzień przyprowadziły jeszcze dwie dziewczyny z wiadomością, że chcą się zapoznać ze sztuką.
Zaprosiłem je do domu i przy fortepianie, zanuciłem im całą proponowaną do wystawienia sztukę. Podobała się - trzeba było ustalić miejsce na próby Zespołu, aby zacząć ustawiać tańce i konieczne ćwiczenia rytmiczne, dla szybszego opanowania figur, kroków itp.
Napisz komentarz
Komentarze