Wojciech Jaruzelski uczcił swe 90 urodziny. A jakże, w ekskluzywnym hotelu Hyatt. U jego boku dawni towarzysze: Aleksander Kwaśniewski, Józef Oleksy, Jerzy Urban, Stanisław Ciosek i inne niegdyś komunistyczne kacyki, dziś „obrońcy swobód” w dobrze skrojonych, eleganckich garniturach, bynajmniej nie z Uniwiermagu. Mają za co bić mu pokłony i mają za co być mu wdzięczni: to on zapewnił bezkarność wszystkim tym, którzy ramię w ramię z radzieckimi towarzyszami przez bez mała pół wieku wybijali polskiemu Polakom kulami i pałkami z głów wszelkie myśli o wolnej i praworządnej ojczyźnie. Ksiądz Jerzy Popiełuszko przewraca się w grobie…
Jubilat Jaruzelski porusza się o kuli. Jest rzekomo zbyt chory, żeby móc usiąść na ławie oskarżonych, lecz na tyle zdrowy, by hucznie świętować swe urodziny w Hyatt`cie i palnąć 40 min. przemówienie o najnowszych dziejach naszego kraju. Nic tylko pogratulować kondycji i dobrego samopoczucia. Wolnej Polsce zabrakło determinacji, aby osądzić sprawców zza biurek, twórców i strażników „systemu komunistycznego zniewolenia”, jak określili nasi zachodni sąsiedzi swój enerdowski rozdział historii. Niemcom tej determinacji nie zabrakło, orzekane wyroki skazujące miały ogromne znaczenie etyczno-moralne nie tylko dla ofiar, lecz dla ogółu społeczeństwa: zbrodnia, zdrada, łamanie podstawowych praw człowieka i szubrawstwo nazwane zostały po imieniu. Wobec sędziwych i schorowanych aparatczyków wykonanie kar zawieszano ze względów humanitarnych. Gdy po dekadzie tej dekomunizacyjnej przepierki Emnid-Institut spytał Niemców, czy należy zaprzestać rozliczania z przeszłości, trzy czwarte obywateli RFN powiedziało: „nein!”. Co więcej, tyle samo uznało, że lustracja i wynikające z niej procesy nie wpłynęły niekorzystnie na jednoczenie Niemiec, a wręcz przyczyniły się do oczyszczenia atmosfery i budowy społecznego zaufania.
Gdyby Niemcy rozliczali się z komunizmem tak jak my, Polacy, byłby to najbardziej skłócony kraj na świecie, rządzony przez najbardziej skorumpowanych i niewiarygodnych polityków. W RFN ostatni sekretarz SED i przewodniczący Rady Państwa NRD, który tuż po zjednoczeniu Niemiec chwalił się w rozmowie ze mną (opublikowanej swego czasu we „Wprost”), iż to on doprowadził do zburzenia muru berlińskiego, wkrótce trafił na sześć lat za kraty. W jego mniemaniu, stał się „ofiarą zemsty” i „wymiaru sprawiedliwości zwycięzców” („Siegerjustiz”). Analogia nasuwa się sama - czy nasi rodzimi obrońcy gen. Jaruzelskiego czerpią ze wspomnień Krenza?
U nas twórca stanu wojennego, ostatni obrońca komunizmu Jaruzelski bryluje już bez munduru na salonach. Ba, jest nawet zapraszany w roli „doradcy” do Pałacu Namiestnikowskiego, że wspomnę zdarzenie sprzed wizyty prezydenta Rosji w Polsce. No, to wyobraźmy sobie, jak np. przed przybyciem Władimira Putina kanclerz Angela Merkel zwołuje naradę wszystkich byłych szefów rządów i prezydentów Niemiec, z premierem i szefem Narodowej Rady Obrony komunistycznej NRD, Krenzem włącznie. Sam Krenz chętnie by przyszedł, bo po odsiedzeniu wyroku pisze z nudów książki, w których usiłuje dowieść jak wielkim był patriotą i jak paskudnie obeszli się z nim rodacy po zjednoczeniu. W Niemczech zaproszenie Krenza w roli doradcy przez krajankę Merkel mogłoby być jedynie political fiction zrodzoną w chorej wyobraźni. W naszym kraju zdarzyło się to naprawdę. Wojciech Jaruzelski, ten sam, który sporządzał pedantyczne meldunki dla rosyjskiej i polskiej bezpieki, który współtworzył zbrodniczy ustrój unurzany w krwi rodaków, ten sam który trzymał komendę nad polskimi żołnierzami wysłanymi do Czechosłowacji dla zduszenia zrywu wolności, a potem wyciągnął z koszarów czołgi przeciw własnemu narodowi i do ostatniej chwili bronił podległości Polski wobec Związku Radzieckiego został naprawdę zaproszony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego na „naradę” poprzedzającą wizytę prezydenta Rosji w Warszawie…
Już sam fakt zwołania wszystkich prezydentów i premierów na obrady przed przybyciem rosyjskiego gościa ośmieszył Komorowskiego, gdyż świadczył o tym, że on sam, bo przecież nie cała Polska, cierpi na kompleks karła. Ale zaproszenie gen. Jaruzelskiego, ostatniego namiestnika Moskwy i protagonisty komunizmu, po którym leczymy do dziś i długo jeszcze będziemy leczyć rany, to coś znacznie gorszego: miało wydźwięk cynizmu i lekceważenia jego ofiar i ludzkich cierpień. W czym Jaruzelski miał radzić prezydentowi RP? Jak, za przeproszeniem, lizać tyłek prezydentowi Rosji (wówczas przejściowo Władimirowi Miedwiediewowi) czy jak go potajemnie ubić?
Czas sprzyja sklerozie. Gdyby Merkel zaprosiła Krenza do swego urzędu, aby poradzić się, jaką robić politykę wobec Rosji, byłby to ostatni dzień jej urzędowania. Ale Niemcy to nie Polska. W Niemczech prezydentem został Joachim Gauck, pierwszy szef urzędu ścigającego komunistycznych służalców z SED, w Polsce tego zaszczytu dostąpili generał Jaruzelski oraz Kwaśniewski, były członek PZPR, były minister do spraw młodzieży, kłamiący później nawet w sprawach swej rzekomej magisterki. U nas pezetpeerelowska kamaryla urządza sobie fetę w Hyatt`cie i bezczelnie sławi imię generalissimusa. Rzecz jasna, w urodzinowym spiczu Jaruzelskiego nie mogło zabraknąć ciepłych zdań na temat prezydenta-złodzieja akt bezpieki na własny temat Lecha Wałęsy…
Aż dziw bierze, że jubilat nie nawiązał też do wiekopomnych osiągnięć żony Wałęsy, pani Mirki Danki z domu Gołoś, odznaczonej przez prezydenta Komorowskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski za - jak głosił oficjalny komunikat - „wybitne zasługi dla niepodległości Polski, za oddanie dla sprawy przemian demokratycznych w kraju, za osiągnięcia w pracy zawodowej i społecznej”. Według Pawła Zyzaka, historyka-publicysty i biografa Wałęsów, pani Mirka Danka skończyła edukację na szkole podstawowej, więc nie wiem, jakie miała wybitne osiągnięcia w zawodzie, ani też, za jakie sukcesy w pracy społecznej spotkało ją to wyróżnienie? Wyjaśnił to sam prezydent: order dostała za to, że była „symbolem kobiecego trudu i ofiarności”, kiedy niekiedy heroizmem było „wystać kiełbasę zwyczajną w kolejce, czasami załatwić lekarstwa, czasami dopilnować dzieci, a czasami uczestniczyć w wielkich, pięknych, wspaniałych wydarzeniach, które stawały się i naszym udziałem”… - tłumaczył Komorowski. Można rzec, jaki prezydent, takie odznaczenia.
Więc fetujmy urodziny generała, wraz z jego byłą świtą i jego dziennikarskimi kauzyperdami - zdrowia, bo na rozum za późno!
Piotr Cywiński wPolityce.pl
Napisz komentarz
Komentarze