Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 13:57
Reklama
Reklama

Okrakien: Szkoły mojego życia (4) – Natura (ludzka), Kultura (osobista) i Sztuka (przetrwania)

Z Edwardem Wójciakiem wybieramy się w kolejną podróż, odwiedzając jego kolejne szkoły życia.

 

„Natura, przyroda – w najszerszym znaczeniu to wszechświat, rzeczywistość. Termin ten obejmuje także zjawiska fizyczne oraz życie – bez uwzględnienia wytworów i oddziaływania ludzi” (Wikipedia)

 

„Kultura, czyli cywilizacja, jest to złożona całość, która obejmuje wiedzę, wierzenia, sztukę, moralność, prawa, obyczaje oraz inne zdolności i nawyki nabyte przez ludzi jako członków społeczeństwa.” (Edward Taylor)

 

„ Sztuka – dziedzina działalności ludzkiej uprawiana przez artystów. Nie istnieje jedna spójna, ogólnie przyjęta definicja sztuki, gdyż jej granice są redefiniowane w sposób ciągły, w każdej chwili może pojawić się dzieło, które w arbitralnie przyjętej, domkniętej definicji się nie mieści. Sztuka spełnia rozmaite funkcje, m.in. estetyczne, społeczne, dydaktyczne, terapeutyczne, jednak nie stanowią one o jej istocie.  Sztuka narodziła się wraz z rozwojem cywilizacji ludzkiej. Można przypuszczać, że na początku pełniła przede wszystkim funkcję związaną z obrzędami magicznymi, którą zachowała u ludów pierwotnych. (Wikipedia)

 

Jak świat światem, a filozofowie – filozofami, mądrzy i przemądrzali, dyskutując na temat natury i kultury, często sobie te pojęcia przeciwstawiali. Istnieją również sądy zmierzające do kompromisu, mówiące o tym, że człowiek, jako że jest częścią natury,  jest tworem tej natury. Kultura natomiast to jest wszystko, co człowiek wytworzył. W tym sensie kultura nie jest antagonistką natury - jest jej koniecznym rezultatem.

 

Ale to tylko tytułem wstępu. Miało być o szkołach mojego życia. Za kolejną taką szkołę uważam doświadczenia, jakie odebrałem w pierwszych latach mojej tak zwanej działalności zawodowej, tego etapu, kiedy już znikąd pomocy i należy skupić się na takim podejściu do życia, by je przeżyć w miarę godnie i na własny rachunek. Może bardziej za wstęp do mojej szkoły życia uważam pracę w kilku instytucjach kultury mojego miasta.

 

Był rok 1969, miałem 21 lat, w kieszeni dyplom nauczyciela języka polskiego i zero doświadczenia w jakiejkolwiek pracy. Pierwsze co zrobiłem, to odwiedziłem Wydział Oświaty, czy Inspektorat Oświaty, niepotrzebne skreślić. Słodziutki jak cukierek pan inspektor (jakieś ptaszysko miał w nazwisku) przyjął mnie uściskiem dłoni i posadził w fotelu.  Po dziesięciu minutach opuszczałem jego gabinet pouczony w sposób nie pozostawiający złudzeń, że w tym fachu nie mam w Tomaszowie szans na znalezienie pracy. Poczłapałem do Wydziału Kultury U.M. Chyba ktoś mnie tam polecił. Kierownik (także jakieś elementy ptaka miał w nazwisku) przyjął mnie nie mniej dziarsko jak pan Ptak od oświaty. Ale tutaj już coś niecoś ugrałem. Dostałem etat instruktora oświatowego w Miejskim Ośrodku Kultury z pensją tysiąca dwustu złotych. Na początek – pocieszył mnie ten maleńki, korpulentny  paniczyk ubrany w niebieski garniturek i białą koszulę zdobną czerwoną muszką w białe grochy. Od razu powiem, bo później mogę zapomnieć, że wystarczało mi tego uposażenia na średnio dziesięć dni przetrwania.

 

Byłem żonaty, miałem małe dziecko, mieszkałem u teściów i nic w tym nie było dziwnego dla nikogo, nawet dla mnie samego, bo tak żyło większość młodych małżeństw. Wtedy. I jestem zdziwiony do szaleństwa, że dzisiaj, po czterdziestu czterech latach od tamtych czasów, taplający się w ukochanej wolności, rządzeni przez ludzi których sami wybrali na wodzów narodu, młodzi ludzie w moim mieście żyją – nie – oni egzystują w podobny co ja wtedy sposób, z tym że ja mam usprawiedliwienie, liche bo liche, ale zawsze. Bo ja tak żyłem w czasach siermiężnej komuny, kiedy narodem rządzili namiestnicy obcego mocarstwa. Oni zaś w wolnym kraju, w ustroju o którym my mogliśmy tylko pomarzyć – w przez ich dziadów i ojców wywalczonym z poświęceniem kapitalizmie.

 

Pan kierownik jeździł niebieściutkim zaporożcem, zwanym przez zawistnych ludzi „samochodem – widmo” z powodu niemożności zogniskowania za kierownicą postaci kierowcy. Autko poruszało się po równych jeszcze wtedy nawierzchniach ulic naszego miasta bardzo dostojnie, lecz jakby samo. No dobrze, czubek kapelusza pana kierownika można było zobaczyć, jeśli się nie było akurat złośliwym. Ja nie byłem. Pan kierownik szybko to wyczuł i podjął próby uczynienia ze mnie swojego sojusznika, czyli tak zwane „ucho”. Cały majątek MOK-u zlokalizowany był wtedy w kilku pokoikach na zapleczu Muszli Koncertowej w parku  XX–lecia PRL-u, obecnie Parku Solidarności. Mieściła się tam nawet spora biblioteka oraz biurka: kierownika, instruktora muzycznego i instruktora oświatowego i bibliotekarki. Moim szefem był uroczy, operatywny i zdolny człowiek. Bezpośredni, pomocny i towarzyski. Ta towarzyskość była widocznie największym cierniem w oku kierownika Wydziału Kultury. W kulturze, jak to w kulturze, wszystko kręciło się wokół organizacji imprez. Bywało, a należało to do etykiety i obowiązku, wychylić z jakimś mniej lub bardziej znanym i szlachetnym artystą lampkę wina, lub „kieliszek chleba”. Nie powiem, żeby często, nie powiem, że codziennie, w każdym razie kierownik podejrzewał Szefa (tak zwracaliśmy się wszyscy do najlepszego mojego szefa ever) o to, że jest koneserem mocnawych trunków. Był, czy nie był, nieważne. Ja byłem. Dlatego właśnie nie mogłem się nadziwić kierownikowi W.K., że kiedy mnie wzywał na dywanik w celu wymuszenia na mnie „sprzedania” Szefa, nigdy nie zorientował się, że człowiek któremu zaufał, czyli ja, ma w organizmie już kilka promili. Na insynuacje o rzekomych upodobaniach Szefa odpowiadałem ze świętym oburzeniem, że to nieprawda, względnie że to jest potwarz. Pan kierownik nie odpuszczał, tylko kusił mnie i wabił mirażami zastąpienia szefa MOK-u moją osobą w bardzo szybkim czasie oraz osiągnięcia szczytów kariery urzędniczej zaraz potem. Pękałem ze śmiechu śmiechem wewnętrznym.

 

W MOK-u przytrzymano mnie jakieś dwa lata, a potem sprzedano do Muzeum. Pod opieką wspaniałego małżeństwa dyrektorów, ludzi pochłoniętych do cna muzealnictwem (ptaki znowu mnie prześladowały) pracowałem tam w charakterze technika muzealnego. Do obowiązków moich należało wyklepywanie na starej maszynie do pisania wizytówek eksponatów. W przerwach pomiędzy tym usypiającym zajęciem oprowadzałem po ekspozycjach wycieczki. Nauczyłem się na pamięć zmyślonych historii o miejscowych komunistycznych „bohaterach” oraz o prawdziwej do bólu historii połączenia się powojennych partii politycznych w tę najdoskonalszą – PZPR. Recytowałem wyuczone brednie, a kiedy widziałem i czułem, że męczennicy zasypiają, windowałem się na górę. Zdarzało się, że na najwyższym pięterku mieliśmy z Jurkiem, kolegą nie tylko z pracy, ukrytą w fałdach sukmany chłopa opoczyńskiego butelkę wina marki Wino. Bywało, że konsumowaliśmy ten rarytas pod palec.

 

 

 

 

Później oddelegowano mnie do obsługi wyremontowanego zabytku - Galerii pod Arkadami – oddanej we władanie Muzeum  kawiarni i galerii obrazów, przerobionej z autentycznej zabytkowej Końskiej Jatki. Był tutaj i punkt spożywczy Ruchu, serwujący kawę i herbatę. Do moich obowiązków należało organizowanie wystaw, przygotowywanie i prowadzenie wernisaży, zapraszanie i prezentacja wybitnych pisarzy i innych artystów. Życie toczyło się dosyć leniwie. Pewnego razu wezwał mnie sam pan kierownik Wydziału Kultury i zaproponował awans. Czym ja sobie zasłużyłem, nie pamiętam, na pewno nie tym, do czego namawiał mnie kiedyś ów pan, o czym wcześniej wspomniałem. W każdym razie z dnia na dzień uczynił mnie kierownikiem Klubu Spółdzielni Mieszkaniowej „Przodownik”, mieszczącego się w rozległym budynku przy ulicy Bartosza Głowackiego. Zarabiałem już dużo więcej, a do roboty miałem o wiele mniej. Wszystkie imprezy były zaplanowane przez kierownika Wydziału Kultury, który nie dawał nikomu innemu dostępu do ich załatwiania. Dopiero po latach dowiedziałem się, dlaczego. Wspomnę tylko, że coś na rzeczy i do tego miała instytucja o nazwie ZAiKS.

 

I być może moje życie zawodowe toczyłoby się, jak to w kulturze -  od imprezy do imprezy, gdyby nie jedna wizyta. Pewnego słonecznego lipcowego dnia zawitał do mnie Adek Drabiński, mój stary przyjaciel, a jednocześnie całkiem przypadkowo odwiedził mnie w miejscu pracy mój najstarszy brat Zdzisław. Coś tam ze sobą przynieśli. Od słowa do słowa rozmowy nasze stawały się coraz bardziej ciekawe, tematy się rozwijały, a najbardziej zaciekle rozprawiał Zdzisio z Adkiem na temat literatury, tej starszej i tej współczesnej. Panowie dopiero co się poznali, ale od razu bardzo się polubili. Nie wiadomo jak i kiedy opuściliśmy lokal Klubu, co – jak się potem okazało miało znaczyć, że ja porzuciłem pracę. Dyskusje na tematy literackie, potem muzyczne,  na koniec o malarstwie, wydawały się nie mieć końca. Zeszło nam dzionków parę, to trzeba przyznać i kiedy wreszcie okazało się, że musimy wrócić do rzeczywistości, każdy udał się w swoją stronę. Ja już podejrzewałem, i słusznie, że do pracy mogę wrócić jedynie z prośbą o zwolnienie. Ówczesny prezes Spółdzielni poszedł mi na rękę i nie robił kłopotów. Wziąłem zaległy urlop i już postanowiłem szukać pracy, kiedy praca znalazła mnie. Dyrektor Szkoły Specjalnej (ten miał coś z ryby w nazwisku, chyba że śledź to nie ryba) zaproponował mi posadę wychowawcy internatu. Złożyłem podanie i udałem się z rodziną na wczasy. Jakie było moje zdziwienie, kiedy po wakacjach zgłosiłem się do pracy i ten sam dyrektor, w stanie wskazującym na spożycie nie tylko że mnie nie rozpoznał, ale uparcie przysięgał, że nigdy nie widział na oczy ani mnie, ani mojego podania o pracę. Zapadając w letarg w skórzanym fotelu, wachlujący się  kopią zaakceptowanego  i potwierdzonego w sekretariacie mojego podania o pracę sprzed dwóch miesięcy, wyprosił mnie z gabinetu. Poszedłem w dal siną, ja, bezrobotny. Teraz to mogę się z tego najwyżej obśmiać. Ale wtedy…ale, ale…ale od czego ja mam mojego bohatera literackiego, Bazyla, który tak opowiada w  „Akademii Politury”:

 

„Tamtego ranka Joasia przyniosła mi całkiem nową wiadomość, która powinna wywołać u mnie radość, ale nie wywołała. „Zakład Poprawczy w Szyszkowicach poszukuje wychowawców!” - wyczytała w „Głosie Robotniczym”. Nie miałem wyboru, musiałem spróbować szczęścia tam, gdzie jeszcze mnie przedtem nie było. Pojechałem do Sądu Wojewódzkiego w Łodzi i złożyłem papiery. Nikt tam mnie o nic nie pytał. Po krótkiej rozmowie wyglądali na zadowolonych. Gratulowali decyzji, ściskając moje ręce. Dali wskazówki, jak mam się dostać do zakładu. Prawie wypchnęli mnie za drzwi. Trzeba było się wtedy od razu domyślić, dlaczego byli tacy uprzejmi. Czarne chmury zbierały się nad miastem, kiedy wsiadałem do tramwaju nr 43, by dojechać nim do Szyszkowic. W miarę zbliżania się do celu pogoda ulegała stopniowo przemianie. Kiedy po więcej niż półgodzinnym telepaniu po wsiach wagoniki zatrzymały się zgrzytliwie na krańcówce, świeciło już słońce. Uznałem to za dobry omen i z dziarską miną wkroczyłem w nowe życie.

 

Był piękny, październikowy dzień, ciepło jak w lecie. Wielki, zbudowany na planie krzyża, trzypiętrowy budynek tonął we wszystkich tonacjach kolorów jesiennych liści, pokrywających jeszcze gęsto stare drzewa parku. Miejsce wyglądałoby całkiem sielankowo, gdyby nie wysoka siatka otaczająca teren, zwieńczona na szczycie kłębami drutu kolczastego. Wartownik w czarnym mundurze sprawdził moje papiery i spojrzał mi ostro w oczy, kiedy ze złośliwą satysfakcją pytał:

 

- A pan to do nas na długo?

 

Zignorowałem to dziwne pytanie. Rozglądałem się wokół ciekawie. Przede mną rozciągał się rozległy staw ze spokojną wodą. Pod wielką tablicą informującą, że łapanie ryb jest tu surowo zabronione, siedział facet na oko po trzydziestce i łapał ryby. Podszedłem do niego bliżej, ten jednak długo nie odrywał oczu od spławika. W końcu strzyknął śliną i spojrzał na mnie, do góry: oczy zimne, żółte jak u węża, współgrały znakomicie z żółtym sztucznym zębem, ozdobą wyszczerzonego, cynicznego uśmieszku.

 

- Pan chce u mnie pracować - stwierdził raczej, niż zapytał. No, panie, optymiści próbują. Paliński jestem, kierownik internatu w tym bajzlu. Siadaj pan.

 

Usiadłem na trawie. Opowiedział mi trochę o instytucji, w której pracował już osiem lat. Z beznamiętnej relacji dowiedziałem się, że brakuje tu wychowawców, bo mimo wysokiego dodatku za trudną i niebezpieczną pracę ludzie jak szybko przychodzą, tak jeszcze szybciej odchodzą. Dowiedziałem się, że ten poprawczak prowadzi obostrzony rygor, szkołę podstawową i zawodową, oraz przysposabia dzieci do zawodów ślusarza, tokarza i murarza. Tak się wyraził: „dzieci”, ale kiedy wypowiadał to słowo, miał dziwnie zacięty wyraz twarzy. To urodzeni kryminaliści i nie wolno się z nimi cackać, bo wlezą na głowę. I nasrają na nią. To zdanie powtórzył kilka razy. Ci złodzieje dzielą się na gitów i frajerów. Kiedy wymawiał słowo „złodzieje”,  jego twarz zakwitła rozmarzonym uśmieszkiem, a żółty ząb mienił się słonecznymi refleksami. Wprowadzał mnie jeszcze dosyć długo w zawiłe problemy odpowiedzialności zawodowej i materialnej, ale ja już go nie słuchałem, poruszony nagłą zmianą wyrazu jego oblicza. Bo raptem Paliński wywołał całkiem nowy, rozanielony, przepełniony miłością grymas na swojej iście traperskiej twarzy, gdy razem ze mną obserwował następującą scenkę.

 

 

 

 

Wydeptaną dróżką, z głębi parku, maszerowali młodzi ludzie w wieku pomiędzy szesnastym a dwudziestym rokiem życia. Ubrani w jednakowe, brązowego koloru garnitury firmy „Odra”, niektóre nowe, inne mocno sfatygowane, szli wyraźnie rozbawieni. Pomiędzy nimi plątał się człowieczek w wieku około lat pięćdziesięciu, niziutki, z zadartą dumnie do góry głową. Wyglądał jak kogucik wśród dorosłych kogutów. Biegał niestrudzenie między chłopakami, próbując ustawić ich w kolumnę marszową, ale mu się to nie udawało, gdyż stosowali oni aż do znudzenia prosty manewr: kiedy zdołał ustawić ich na początku kolumny, rozłaził mu się koniec i na odwrót, w nieskończoność. Zirytowany, zaczął w końcu wykrzykiwać falsecikiem: „Bacz -ność! Baczność! Baczność!”, ale efektem tego popiskiwania był tylko gromki śmiech niewdzięczników. Aż naraz wszyscy ujrzeli kierownika internatu, wyrównali więc szyk i przycichli.

 

- Przysięgał się, że jest urodzonym wychowawcą, dupek. - Strzyknął śliną kierownik internatu i dodał:  - Ten facecik to emerytowany major z wojska. Trzeba przyznać, że wybiegany dobrze. Taki chłam nam tu przysyłają”.

 

Nie ma co, nieźle się wpakowałem, przemknęło mi po głowie. Ale nie widząc innego wyjścia, w obliczu śmierci głodowej rodziny, postanowiłem grać dalej”.

 

Jak się rzekło,  kultura nie jest antagonistką natury. Także w moim życiu była tylko koniecznym jej rezultatem.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Brother Louis 16.05.2013 19:20
Rewelacyjny tekst autora znanego z lekkiego pióra. Ludzie, tak się jeszcze do niedawna pisało! Aż żal, że już nie ma tygodnika "Kultura", a "Polityka" szmaci się zamieszczając szambo tak zwanej Kuby. Mam nadzieję, że Pan Edward rozwinie te felietony w książkę. Chyba tylko z braku miejsca Edward był powściągliwy. Ile by się dało napisać o jednym zaledwie "ptaku", który był legendą domu noszącego na sobie godło miasta! Autor był na tyle oględny (ani okrutny, ani łaskawy), że nie zdradził do końca tajemnic muzealnych, które zwykle sa pokryte grubym kurzem. A co w tej "muszli" się wyprawiało! Edwardzie, miej litość nad tym miastem, i na podobieństwo Aghaty Christie, pozostaw tajemnicę, kto zatruł malenki kawałek tortu, na ostatni rozdział. Być może coś szepniesz, coś ujawnisz. Czy to już w piątek, 17-go?

Opinie
Były nauczyciel odpowie m.in. za prezentowanie pornografii młodzieży Przed sądem rejonowym w Oświęcimiu 4 grudnia ma ruszyć proces byłego nauczyciela jednej z tamtejszych szkół, który odpowie m.in. za prezentowanie pornografii nastolatkom i naruszenie ich nietykalności cielesnej – dowiedziała się PAP w krakowskiej prokuraturze okręgowej.Data dodania artykułu: 20.11.2024 18:37Były nauczyciel odpowie m.in. za prezentowanie pornografii młodzieży Polacy coraz częściej chcą się rozwodzić. Potwierdzają to eksperci. Widać to też po danych z sądów W trzech kwartałach tego roku do sądów okręgowych w całej Polsce wpłynęło blisko 62 tys. pozwów rozwodowych. To o 1,5% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy było ich prawie 61 tys. Najwięcej pozwów złożono do sądów w dużych miastach. W całej Warszawie odnotowano ich łącznie 5,8 tys. Z kolei w Poznaniu było 3,9 tys. takich przypadków, a w Gdańsku zaobserwowano ich 3,4 tys. Eksperci nie są zaskoczeni tymi danymi. Jednocześnie wskazują, że spada liczba zawieranych małżeństw. Można zatem postawić tezę, że w strukturze społecznej zachodzą istotne zmiany.Data dodania artykułu: 20.11.2024 18:30Polacy coraz częściej chcą się rozwodzić. Potwierdzają to eksperci. Widać to też po danych z sądów ZUS: od stycznia 2025 r. można składać wnioski o rentę wdowią Od 1 stycznia 2025 r. będzie można składać wnioski o rentę wdowią. Przeznaczona jest dla wdów i wdowców mających prawo do co najmniej dwóch świadczeń emerytalno-rentowych, z których jedno to renta rodzinna po zmarłym małżonku – poinformowała ZUS.Data dodania artykułu: 20.11.2024 18:27ZUS: od stycznia 2025 r. można składać wnioski o rentę wdowią
Korzyści dla chorych leczonych nieinwazyjną wentylacją mechaniczną w warunkach domowych dzięki zastosowaniu telemonitoringu - pierwsze polskie badanie Telemonitoring chorych leczonych nieinwazyjną wentylacją mechaniczną w warunkach domowych (NIV) może poprawić jakość leczenia, szczególnie w kluczowym, tj. początkowym okresie stosowania terapii. Może również przyczynić się do bardziej optymalnego wykorzystania zasobów kadry medycznej, dzięki zastąpieniu części wizyt domowych zdalnym monitorowaniem stanu pacjenta. Telemonitoring umożliwia także wprowadzenie mierników jakości prowadzonej terapii w postaci monitorowania podstawowego parametru jakości wentylacji, jakim jest compliance pacjenta, czyli przestrzeganie zaleceń odnośnie czasu stosowania terapii. Wskazują na to wnioski z badania przeprowadzonego na 152 chorych zrealizowanego przez polskich badaczy.Data dodania artykułu: 20.11.2024 10:55Korzyści dla chorych leczonych nieinwazyjną wentylacją mechaniczną w warunkach domowych dzięki zastosowaniu telemonitoringu - pierwsze polskie badanie Domański o wolnej Wigilii: złe rozwiązanie; dla gospodarki to koszt ok. 4 mld zł Będę przedstawiał argumenty, że pomysł wolnej Wigilii jest złym rozwiązaniem; dla polskiej gospodarki byłby to koszt 4 mld zł, a dla budżetu państwa 2,3 mld zł - ocenił w środę minister finansów Andrzej Domański. Jest to krok niepotrzebny - dodał.Data dodania artykułu: 20.11.2024 10:37Liczba komentarzy artykułu: 1Domański o wolnej Wigilii: złe rozwiązanie; dla gospodarki to koszt ok. 4 mld zł Święty Mikołaj zarobi nawet do 250 zł na godzinę Najbardziej opłacalnym zawodem w świątecznym okresie jest Święty Mikołaj, który może zarobić od 31 do 250 zł na godzinę - informuje Personnel Service, który zbadał zarobki w świątecznych zawodach. Mikołaje zarobią więcej na imprezach firmowych, mniej - w galeriach handlowych.Data dodania artykułu: 20.11.2024 10:31Święty Mikołaj zarobi nawet do 250 zł na godzinę
Reklamamuzyczny spektakl Metamorfozy
Reklamamuzyczny spektakl Metamorfozy
"A może byście tak najmilsi wpadli na JAZZ do Tomaszowa"? "A może byście tak najmilsi wpadli na JAZZ do Tomaszowa"? Zapraszamy na pierwszy koncert z cyklu JESIEŃ NAD VOLBÓRKĄ, który odbędzie się w piątek 22.11.2024 roku o godz. 19:00 w Galerii Sztuki Arkady w Tomaszów Mazowiecki.Horntet to kwintet jazzowy, demokratyczny kolektyw złożony z pięciu wyróżniających się i jednych z najbardziej obiecujących polskich muzyków jazzowych młodego pokolenia.Nominowani do nagrody Fryderyk 2024, zwycięzcy niemal wszystkich konkursów jazzowych w Polsce (m.in. Jazz nad Odrą 2023), zdobywcy 2 miejsca na prestiżowym European YoungArtists’ Jazz Award w Burghausen 2024, wielokrotnie doceniani przez krytyków i dziennikarzy muzycznych w kraju i zagranicą. Począwszy od roku 2019 i założenia zespołu z inicjatywy pianisty Bartłomieja Leśniaka, muzycy stale pracowali nad swoim własnym,wspólnym, rozpoznawalnym stylem opartym o autorskie kompozycje, będące mieszanką mainstreamu, muzyki free, ale też współczesnej muzyki klasycznej z zachowaniem słowiańskiego mianownika, będącego kontynuacją stylu określanego jako Polish Jazz. W 2023 zespół pewny kierunku, który obrał, wydał swój debiutancki album pt. „Horntet”.Skład zespołu:● Szymon Ziółkowski - saksofon altowy i sopranowy● Robert Wypasek - saksofon tenorowy i sopranowy● Bartłomiej Leśniak - fortepian● Mikołaj Sikora - kontrabas● Piotr Przewoźniak - perkusjaBilety:przedsprzedaż 45 plnw dniu koncertu 60 plnKarnet na trzy koncerty w ramach "Jesień nad Volbórką" - 100 pln.Informacje: 690 904 690Zapraszamy 1 Data rozpoczęcia wydarzenia: 22.11.2024
Andrea Bocelli 30: The Celebration Andrea Bocelli 30: The Celebration Andrea Bocelli 30: The Celebration23 i 24 listopada w kinach HeliosPrzed nami weekend dla melomanów, którzy mogą wybrać się do Heliosa na porywające koncerty uwielbianego tenora. Widowisko „Andrea Bocelli 30: The Celebration”, które zawita na wielkich ekranach 23 i 24 listopada, podsumowuje trzydzieści lat artysty na scenie i jest okazją do przypomnienia największych przebojów w jego wykonaniu.Andrea Bocelli to bez wątpienia najsłynniejszy tenor świata. Jest ikoną popkultury w zakresie śpiewu operowego. Z brawurą łączy muzykę klasyczną z rozrywkową. Jego nagrania sprzedają się w milionach egzemplarzy. Teraz ten charyzmatyczny śpiewak obchodzi jubileusz 30-lecia swojej pracy artystycznej. Z tej okazji przygotował wielki koncert, którego nagranie można obejrzeć jedynie w kinach.Podczas tego przygotowanego z rozmachem show usłyszymy oczywiście słynną arię „Nessun dorma” z opery „Turandot” Pucciniego, niekwestionowany przebój „Con te partirò” i wiele innych chwytających za serce utworów.Wersję kinową koncertu wyreżyserował Sam Wrench („Taylor Swift: The Eras Tour”, ”Billie Eilish: Live at The O2”), laureat nagrody Emmy i nominowany do nagrody Grammy.Helios zaprasza melomanów na ten wyjątkowy seans! Bilety dostępne są na stronie www.helios.pl, a także w kasach kin i aplikacji mobilnej. W ramach oferty „Wcześniej kupujesz, więcej zyskujesz” dokonując zakupu z wyprzedzeniem, można wybrać najlepsze miejsca, a także - zaoszczędzić.Helios S.A. to największa sieć kin w Polsce pod względem liczby obiektów. Dysponuje 54 kinami mającymi łącznie 304 ekrany i ponad 55 tysięcy Data rozpoczęcia wydarzenia: 23.11.2024
Repertuar kina Helios Repertuar kina Helios Tegoroczna jesień nie przestaje zaskakiwać różnorodnymi nowościami. Od najbliższego piątku w repertuarze kin Helios zagoszczą aż trzy premiery: „Simona Kossak”, „Vaiana 2” i „Heretic”. Ponadto widzowie mogą zapoznać się z licznymi filmowymi przebojami oraz projektami specjalnymi, takimi jak Kultura Dostępna czy Maraton Władcy Pierścieni.Polską nowością na najbliższy tydzień jest dramat „Simona Kossak”, przybliżający prawdziwą historię potomkini artystycznej rodziny Kossaków. Młoda kobieta porzuca dotychczasowe życie i towarzyskie salony, aby objąć posadę naukowczyni w Białowieży. W środku puszczy, pomimo trudnych warunków – bez prądu i bieżącej wody – rozpoczyna życie na własnych warunkach. Tam poznaje fotografa Lecha Wilczka, z którym łączy ją niezwykła relacja. Jednakże wyobrażenia Simony o pracy przyrodnika ulegają bolesnej weryfikacji. Musi stanąć w obronie nie tylko swoich ideałów, ale również świata roślin i zwierząt… W rolach głównych występują: Sandra Drzymalska, Jakub Gierszał i Agata Kulesza.W repertuarze znajdzie się także nowa animacja wprost ze studia Disney – to „Vaiana 2”, czyli kontynuacja ciepło przyjętej historii nawiązującej do kultury wysp Polinezji. Trzy lata po wydarzeniach z pierwszej części, Vaiana otrzymuje nieoczekiwane wezwanie od swoich przodków. Dziewczyna musi wypłynąć na dalekie i dawno zapomniane wody Oceanii. Vaiana zbiera więc grupę śmiałków gotowych na przygodę życia, wśród których znajduje się jej przyjaciel Maui. Ich zadaniem będzie przełamanie niebezpiecznej klątwy, a nie będzie to proste, gdyż będą musieli stawić czoła starym i nowym wrogom.Jesienna aura sprzyja oglądaniu horrorów, a już w najbliższym tygodniu pojawi się kolejna nowość z tego gatunku. „Heretic” opowiada o dwóch młodych kobietach, które od drzwi do drzwi starają się głosić słowo Boże. W jednym z domów otwiera im czarujący pan Reed – szybko okazuje się jednak, że mężczyzna posiada diaboliczną drugą twarz. Niespodziewanie wszystkie wyjścia zostają zamknięte, a podejrzany gospodarz co chwila pojawia się, aby zadać im kolejną zagadkę testującą ich wiarę. Rozpoczyna się śmiertelnie niebezpieczna gra, w której stawką jest przetrwanie…Ponadto w repertuarze Heliosa znajdą się hitowe nowości ostatnich tygodni, takie jak „Gladiator 2” w reżyserii Ridleya Scotta. Lucjusz jako dziecko był świadkiem śmierci Maximusa z rąk swojego wuja Commodusa. Teraz decyduje się walczyć w Koloseum jako gladiator, aby przeciwstawić się dwóm cesarzom, rządzącym Rzymem żelazną pięścią. Z wściekłością w sercu i z nadzieją na lepszą przyszłość Cesarstwa Lucjusz musi spojrzeć w przeszłość, aby znaleźć siłę i honor, by zwrócić chwałę Rzymu jego ludowi.Fani kina familijnego mogą wybrać się do kin na pozytywną produkcję „Paddington w Peru”. Tytułowy bohater wraz z rodziną Brownów postanawia wyruszyć w daleką podróż do Ameryki Południowej, a dokładniej do Peru, aby odwiedzić swoją ukochaną ciocię Lucy. W tym celu wszyscy udają się do umieszczonego nieopodal lasu deszczowego Domu dla Emerytowanych Niedźwiedzi. To jednak dopiero początek niezwykle ekscytującej przygody, w trakcie której odkryją wiele tajemnic.Kinomani, którzy pragną poczuć ducha zbliżających się Świąt, mogą zapoznać się z najnowszą częścią kultowej serii. Film „Listy do M. Pożegnania i powroty” ukazuje losy różnorodnych bohaterów, które krzyżują się w Wigilię. Do sagi po dłuższej przerwie powraca postać Mikołaja. Mężczyzna odwiedza dawnych i nowych przyjaciół, podczas gdy jego synek Ignaś rusza w pościg za utraconym prezentem i duchem Świąt… Ponadto w obsadzie znalazła się plejada polskich gwiazd!Kina Helios słyną z organizacji popularnych Nocnych Maratonów Filmowych, najbliższa edycja cyklu będzie w pełni poświęcona produkcjom stworzonym na podstawie dzieł J.R.R. Tolkiena. W piątek, 22 listopada odbędzie się Maraton Władcy Pierścieni, podczas którego widzowie będą mogli obejrzeć wszystkie części przebojowej trylogii w wersji reżyserskiej. Z kolei melomani mogą wybrać się do Heliosa na porywające koncerty uwielbianego tenora. Widowisko „Andrea Bocelli 30: The Celebration”, które zawita na wielkich ekranach 23 i 24 listopada, podsumowuje trzydzieści lat artysty na scenie i jest okazją do przypomnienia największych przebojów w jego wykonaniu. W poniedziałek, 25 listopada w wybranych lokalizacjach odbędą się seanse z cyklu Kino Konesera. Widzowie będą mogli zobaczyć słynny koreański thriller „Oldboy” w odnowionej jakości obrazu. Główny bohater, Dae-su, mści się po latach za zabójstwo swojej żony… Natomiast w czwartkowe popołudnie, 28 listopada w kinach zagości cykl Kultura Dostępna i polska komedia romantyczna „Miłość jak miód”. Majka i Agata zamieniają się miejscami, dzięki czemu odnajdują wielkie uczucie.Bilety na listopadowe seanse dostępne są w kasach kin Helios, w aplikacji mobilnej oraz na stronie www.helios.pl. Dokonując zakupu wcześniej, można wybrać najlepsze miejsca, a  także zaoszczędzić w ramach oferty „Wcześniej kupujesz, więcej zyskujesz”. Data rozpoczęcia wydarzenia: 22.11.2024
Reklama
Reklamamuzyczny spektakl Metamorfozy
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
zachmurzenie duże

Temperatura: 2°C Miasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1000 hPa
Wiatr: 14 km/h

Reklama
Reklama
Wasze komentarze
Autor komentarza: co2Treść komentarza: ale będziemy uśmiechnięci ;)Źródło komentarza: Chłodno? Zima za oknem? Za ogrzewanie zapłacimy jeszcze więcejAutor komentarza: WeskusTreść komentarza: Widziałem niedawno tego gówniarzołobuza. SS-syn pod każdym względem.Źródło komentarza: Krytykuje to.... co sam robi. Adrian Witczak wśród tłustych kotówAutor komentarza: Renata Byczkowska przewodniczka olejkowaTreść komentarza: Jakże bardzo się cieszę, że do placówek medycznych trafiają naturalne metody. Aromaterapia jest skuteczna, bezpieczna, nie daje skutków ubocznych, nie uzależnia. Ale jest jeden warunek! Olejki eteryczne stosowane w aromaterapii muszą być naturalne, z certyfikatem jakości nie syntetyczne. Takich czystych olejków nie kupicie w żadnej aptece ani drogerii. 90 % produktów na rynku oferowanych jako olejki eteryczne to syntetyki. Jest wielu nieuczciwych producentów i to jest przykre. Na szczęście na porodówce w TCZ są najczystsze olejki firmy Doterra.Każda partia starannie przebadana z certyfikatem. Teraz na porodówce będzie pachniało lawendą, szałwią, miętą, jaśminem......Źródło komentarza: Aromaterapia na porodówce w TCZAutor komentarza: rwdTreść komentarza: Jeżeli nasze państwo zgodziło się na taki unijny system to państwo (politycy którzy za tym głosowali) powinni płacić za te fanaberie, a nie obywatele, którzy nie mają na to wpływu. A jak zapłacimy za emisje to pieniądze pójdą na co? W 90% na unijną biurokracje. Unia europejska jest lepsza od socjalizmu i komunizmu razem wziętych i nazywa to demokracją żeby lepiej brzmiało.Źródło komentarza: Chłodno? Zima za oknem? Za ogrzewanie zapłacimy jeszcze więcejAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Tytuł tego ogłoszenia: "Plan ogólny w przygotowaniu. Możesz zgłosić uwagi." Koniec, kropka. Następnie jest link do materiałów, związanych z tym ogłoszeniem. Jednak te materiały, to są urzędnicze świstki, które należałoby wypełnić w ciągu kilku godzin i pędzić z tymi śmieciami do UM i ubiegać się o pokazanie przez urzędasów tego planu ogólnego. Jak powinno to wyglądać? Najpierw powinien znaleźć się link z tym, cholernym planem ogólnym, a te ogłoszone pliki powinny być drugorzędne. Wtedy każdy otworzyłby ten plan ogólny, przeanalizowałby ten plan i to byłoby normalne. Jednak, wyszło, jak zwykle, w wykonaniu najemnych urzędasów. Totalne badziewie.Źródło komentarza: Plan ogólny w przygotowaniu. Możesz zgłosić uwagiAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Do WuPe: mistrzu. Po pierwsze - Właściciel tej nieruchomości wcale nie musi się przed nikim tłumaczyć, ani też niczego wyjaśniać. Nie ukradł tej nieruchomości, ani jej nie wyłudził. Kupił legalnie za swoją kasiorkę i może robić z tą nieruchomością to co Jemu się będzie podobało. Po drugie - czy w umowie kupna/sprzedaży miał postawione jakiekolwiek warunki konserwatora zabytków?! Wątpię. Po trzecie - gdzie do tej pory był ten obsmarkany urzędniczyna, czyli konserwator zabytków - co ?! Z niego taki konserwator zabytków, jak ja jestem chińskim mandarynem. Tak więc, te materiały w tym portalu, to nie jest spłycanie roli konserwatora zabytków, ale rzetelne odniesienie się do zerowej działalności tego urzędniczyny.Źródło komentarza: Po ćwierć wieku pojawił się on... konserwator. Pałac Piescha budzi emocje
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama