Nasz rywal podobnie jak tomaszowski zespół, w swoim pierwszym meczu poniósł porażkę.
Niestety wczorajsza porażka niewiele nauczyła naszych siatkarzy. Pierwsze minuty meczu ponownie należały do rywala, który odskoczył nam na trzy punkty przewagi (1:4). Na pierwszej „przerwie technicznej”, siatkarze z Działoszyna powiększyli różnicę do czterech punktów (4:8). Błędy w ataku, oraz w zagrywce to największy mankament zespołu Lechii. Nie potrafiliśmy skończyć prostych piłek i rywale ze stoickim spokojem to wykorzystali.
Kolejne piłki przegrywamy 4:5 i pierwszy set można już puścić w niepamięć , ponieważ na tym poziomie, przy tak wyrównanych zespołach, pięciopunktowa przewaga jest trudna do odrobienia.
Przez chwilę wydawało się jednak, iż nie ma rzeczy niemożliwych! Przy stanie 13: 17, chłopcy z Tomaszowa wygrali trzy piłki z rzędu i złapali kontakt (16:17). Niestety, chyba zbyt dużo sił ich to kosztowało.
Końcówkę seta najlepiej puścić w niepamięć, ponieważ podopieczni Migały zostali zdemolowani aż 1:8 i przegrali pierwszą partię 17:25.
Drugi set miał być prawdziwą „pokutą” naszych sportowców. Zaczęliśmy go zgodnie z tradycją, od przewagi rywala (5:7). Straty 2-3 punktów udało się odrobić dopiero przy wyniku 11: 13. Owczarek popisuje się dobrym atakiem, a Gałka posyła rywalom „prezent” w postaci asa serwisowego.
Gra punkt za punkt utrzymuje się do rezultatu po 18. Wówczas ciężar gry na swoje barki wziął nasz środkowy Woźniak, który dwukrotnie kończy ofensywę skutecznym atakiem, oraz blokiem. Lechia wychodzi na 3 pkt. przewagi, ale w poprzednim spotkaniu taka sytuacja także miała miejsce i to w piątym secie, a jednak przegraliśmy.
Tym razem scenariusz się nie powtórzył i wygrywając partię 25 – 21 wyrównaliśmy stan rywalizacji na 1:1.
W trzeciej odsłonie siatkarze Lechii wzięli się do pracy już od pierwszej minuty. Pierwsze 10 piłek, kończy się wynikiem 6:4. Radość nie trwa jednak długo. Lechiści „strzelają” piłkami niczym Magdalena Gwizdoń podczas biathlonowych Mistrzostw Świata w Novo Mesto, niby w „tarczę”, ale gdzieś obok. Volley rozstrzyga kolejne, cztery wymiany na swoją korzyści i szala zwycięstwa przechyla się na korzyść przeciwnika.
Z biegiem seta spodziewaliśmy się walki do końca, ale jednak zabrakło wiary we własne umiejętności i polegliśmy. Rywale robili, co chcieli. Przy wyniku 13: 15, mamy kolejną serię punktową Działoszyna – tym razem sześciopunktową. Lechia przegrywa w secie 13: 21 i ostatecznie trzecią odsłonę kończy porażką 18:25.
W czwartej partii na boisku „pojawił się inny przeciwnik”, aniżeli ten, z którym Lechia grała przez trzy minione sety. Tak naprawdę to gracze Volley mogli przynieść sobie stół, postawić szklaneczki i rozlać po „seteczce”, a i tak zdobyliby więcej punktów, aniżeli faktycznie miało to miejsce. Co tu dużo pisać, rywale z Działoszyna zostali zdemolowani przez Lechistów, aż 25:13. Ilość błędów niewymuszonych Volley – ogromnaaaa. Zero przyjęcia, zero ataku...ale to nie nasze problemy. Mamy 2:2 i kolejny tie break.
W piątym secie oglądamy wyrównaną walkę. Gra punkt za punkt utrzymuje się do wyniku po 7. Żadna z drużyn nie mogła osiągnąć przewagi.
Kolejne piłki należą do Kurdzyma i jego kolegów. Ten pierwszy skutecznie kończy atak, ci drudzy świetnie grają blokiem. Lechia prowadzi w ważnym momencie seta 9:7!
Po chwili różnica wynosi już 3 pkt. , dzięki dobrej grze Woźniaka, który po raz kolejny blokuje zagranie przeciwnika.
Trener czwartej ekipy rundy zasadniczej prosi o czas. Mamy minutę przerwy. Nasi siatkarze w tym momencie wydają się być spokojni o wynik, ale grać trzeba.
„Nic dwa razy się nie zdarza, końcówki tie breaku finałów to nasza odraza”, głupi tekst wymyślony na poczekaniu, lecz idealnie podsumowujący „psychikę” siatkarzy Lechii. W kilkadziesiąt sekund tracimy całą przewagę, co więcej rywale zdołali wywalczyć piłkę meczową (13:14).
„Ostatnia” piłka meczu to prawdziwy horror dla kibiców i trenerów. Siatkarze Volley trzykrotnie mieli piłkę w górze, którą mogli zakończyć skutecznym atakiem, ale przy ostatniej próbie zostali zablokowani. Po chwili popełniają kolejny błąd atakując w aut i meczbol jest nasz.
Niestety atak z krótkiej przeciwnika, przedłuża mecz o kolejne dwie piłki. Przewaga jest jednak po naszej stronie, wystarczy skutecznie zaatakować, ale Krawczyk swoim ofensywnym zagraniem w aut psuje nastroje Tomaszowian.
Drugi meczbol rywali, na nasze szczęście kończy się skutecznym atakiem Turowskiego. Po chwili Krawczyk dobrym blokiem odpokutował swoją „winę” i stajemy przed kolejną szansą na zwycięstwo.
Po długiej wymianie, ku uciesze naszych graczy, Owczarek kończy ten mecz atakiem z krótkiej.
Uf….tym razem nie było dramatu, lecz happy end. Jednak trener Migała musi sporo popracować nad psychiką i motywacją naszych graczy, bo umiejętności nie brakuje. Najważniejszy jest fakt, iż zostajemy w grze o awans.
Jutro o 12.30 Lechistów, czeka nas nie lada wyzwanie – mecz z gospodarzem i najlepszą ekipą rundy zasadniczej, LUKS Dobroń. Bez wątpienia do awansu potrzebne będzie zwycięstwo 3:0, bądź 3:1. Zapraszamy na relację LIVE, którą zaprezentuje oficjalny klubowy portal (www.kslechia.pl).
Napisz komentarz
Komentarze