Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 22 stycznia 2025 11:57
Reklama Sklep Medyczny Tomaszów Maz.
Reklama

Z cyklu: "Okrakiem" - Zaraz wracam!

Dziesięć lat temu powodowany przeróżnymi motywacjami i przypadłościami losu, zostałem namówiony przez redaktora naczelnego oraz właściciela polonijnej GAZETY w Toronto, Zbyszka Bełza, do napisania książki. Byłem wtedy całkiem świeżym dziennikarzem z przypadku, po wygraniu konkursu literackiego na opowiadanie, ogłoszonego przez ów świetny dziennik dla Polonii kanadyjskiej, zachęcony do pisania jako wolny strzelec. Skorzystałem skwapliwie z nęcącej propozycji, a potem dosyć powściągliwie z następnej, tej właśnie dotyczącej napisania książki. Ale w końcu złapałem się tego pomysłu jak tonący brzytwy i tak powstała „Akademia Politury”. Nakład rozszedł się dosyć szybko w Toronto i okolicy, trochę w Nowym Yorku i Chicago, szczątkowo w Polsce. Jedyny, cudem uratowany ostatni egzemplarz z tamtego nakładu, dziś dumnie spoziera na mnie z półki mojej domowej biblioteczki.

 

A potem rozpisałem się. Przez łamy Gazety przeleciały razem z upływem mojego emigracyjnego czasu następne książki: „Zupa z Króla” i „Siwy Dym”. Prawie zaraz po zejściu z Gazety ukazywały się drukiem. Tylko ostatnia, z roboczym tytułem: „Idę się bać, zaraz wracam”, która zeszła z Gazety w roku 2007, była tą, która powstrzymała, jak się okazało, nie na długo, moją tak zwaną wenę twórczą, a bardziej – płodność wydawniczą, chociaż nie do końca. Raczej zawsze przecież coś tam pisałem i dalej piszę. W grudniu 2011 nakładem gdyńskiego Wydawnictwa Novae Res ukazał się zbiór moich najlepszych (według wydawcy) trzynastu opowiadań. Poprzez księgarnie w całym kraju, polonijne w Kanadzie i w USA, a także liczne księgarnie internetowe, „Krótka historia spodni w Tomaszowie Mazowieckim” rozeszła się nadzwyczaj dobrze. Powstawało i dalej powstaje mnóstwo pomysłów, tekstów, notatek, z których wyłaniały się i dalej wyłaniają tak zwane zarysy powieści. W dalszym ciągu pisałem do Gazety przeróżne kawałki, wysyłałem opowiadania na konkursy literackie, próbowałem zainteresować różne wydawnictwa moimi książkami, z różnym skutkiem. Przyznam z wrodzoną skromnością, że najczęściej ze wskazaniem na brak skutku oczekiwanego.

 

Po kilku latach przyjrzałem się tej mojej ostatniej powieści, przeczytałem w zadumie, i przyznam się, tym razem z nabytą nieskromnością, że skończyłem czytanie z uczuciem podziwu dla samego siebie. Wydruk komputerowy czytany od nowa, po latach, wzbudził we mnie nie tylko wspomnianą zadumę, ale także dumę. Że też chciało mi się kiedyś tak wytrwale tworzyć dzień po dniu i karnie wysyłać do Gazety po dwie i pół strony znormalizowanego maszynopisu komputerowego! Nie mogłem wrzucić tego do kosza, o nie. Musiałem jednak wyrzucić z tekstu sporo sieczki, powstałej na skutek nieuniknionych zawirowań, jakie towarzyszą pisaninie w odcinkach na zamówienie z dnia na dzień, tym bardziej, że w pewnym okresie mojego życia znalazła się blisko mnie, stanowczo nazbyt blisko, osoba, która nie dosyć, że starała się podrzucać mi pomysły, to nawet próbowała pisać dla mnie, żeby nie powiedzieć – za mnie. Jako chwilowy żart, ot tak, dla jaj i zabawy, było to nawet do przyjęcia, ale szybko ze zgrozą dostrzegłem, że „osoba’ wykazuje średnio zaawansowane objawy rozdwojenia osobowości, poparte dużą dozą manii prześladowczej. Ślady owych fobii skwapliwie usunąłem z tekstu, gdzie się szczątkowo włóczyły, jako że nie jestem zwolennikiem zespołowego tworzenia literatury i nie jest mi potrzebna do niczego jakaś „siostra Goncourt”, tym bardziej całkowicie pozbawiona talentu. Pomyślałem, że jednak nie zmarnuję ponad rocznego cyklu pracy. I tak, po cięciach, zmianach, dopisywaniu, znowu czytaniu, przy kupie śmiechu przy okazji wycinania całych akapitów i zastępowania ich innymi, powstała prawie całkiem nowa powieść, której dałem już całkiem nowy tytuł PIĘTNO ANIOŁA.

 

„Piętno Anioła” jest już po ostatniej korekcie tekstu, po korekcie składu i po zaakceptowaniu przeze mnie okładki. Książka ukaże się w Polsce jeszcze przed Świętami Wielkanocnymi nakładem wydawnictwa Papierowy Motyl. W Kanadzie postaram się pokazać ją po Świętach.

 

Poniżej fragment mojej nowej powieści, a właściwie kawałka, który jako opowiadanie zatytułowane „W garść się wzięcie” wygrał ostatnią, piątą edycję Konkursu Literackiego imienia Marka Hłaski, co dwa lata ogłaszanego Przez Klub Inteligencji Polskiej w Wiedniu.

 

***

 

„W czasie świadomego myślenia, czyli rozważania wielu istotnych danych, mózg jest w stanie skoncentrować się tylko na części z nich i w ten sposób pominąć fakty o dużym znaczeniu. Osoby mniej świadome mogą ogarnąć więcej informacji na raz i dokonać ich trafniejszej hierarchizacji. Innymi słowy, myślenie mniej przydaje się przy podejmowaniu złożonych decyzji. Natomiast proste wybory lepiej podejmować bezpośrednio po rozważeniu „za” i „przeciw”. Być może dlatego, że wymagają one analizy mniejszej ilości danych i mózg łatwo sobie radzi z tym zadaniem.

 

Udało mi się częściowo chociaż je, to myślenie, uruchomić, co i tak uznałem za sukces, ponieważ głowę moją, pozbawioną o dziwo tępego bólu, który mi tak jeszcze niedawno dokuczał, opanowało jedno zdanie, kołacząc się w niej we wszystkie możliwe strony, jakby chciało ją opuścić, tylko nie wiedziało, w jaki sposób tego dokonać.

 

„W garść się weź” - brzmiało ono. „Weź się w garść”, mówiło mi w głowie coś do mnie w kółko, zamieniając jedynie od czasu do czasu szyk wyrazów. „W weź się garść”, przynudzało okropnie. „Garść w weź się”, nie dawało oddechu. „Weź garść w się”, kombinowało nieznośnie. „Weź garść się w” już prawie że triumfowało. „Garść się w weź”, pobrzmiewało szyderczo mi coś owo. „Się garść weź w”, nadawało monotonnie. „Się weź garść w”, pohukiwało szyderczo, ale mi to w niczym nie przeszkadzało, a najmniej w garść się wzięciu. Bo oto postanowiłem kompletnie szyderczością nie przejmując, pójść za radą głosu owego i się po prostu wziąć w garść. Powody miałem oczywiste.

 

Siedziałem w pozycji zwanej „po turecku” na łóżku troszeczkę szerszym niż zastawałem w poprzednich przedsionkach, nie wiem, piekła czy raju, a jedno co wiedziałem to fakt, że łóżeczko nie posiada już plastikowych zabezpieczeń przeciwko niespodzianie wydalanym substancjom ustrojowym ludzi powalonych poprzez nałóg alkoholizmu. Tak miłe wrażenie zrobiło na mnie świeże prześcieradło, że nawet w nagrodę z rozrzewnieniem pogładziłem je. To co, że napotykając w trakcie tej czynności na kilka nieregularnych dziurek, jeśli ich istnienie potwierdzało jedynie, że zostały wydłubane w zwyczajnej, jakże miłej dla mnie lnianej fakturce. Pokochałem prześcieradełko. Myśli zajmujące moją spokojną głowę, można by było zdecydowanie zaliczyć do jakże modnego ostatnio rodzaju myślenia pozytywnego. Przede wszystkim, rozmyślając nad przyczynami, jakie zawiodły mnie w to dziwnym miejsce, o jakim nigdy, ale to nigdy nie wiedziałem przedtem, uznałem nagle mile zdziwiony, że gdyby nie mój zgubny nałóg, ja nigdy o takim miejscu bym się nie dowiedział.

 

- Wspaniały ten nałóg jest - wyrwało mi się w myślach i nawet się za tę wyrywność nie skarciłem, tylko się do niej uśmiechnąłem i skorygowałem zaledwie tak: wspaniały ten nałóg był. Bo jakże inaczej można nazwać przypadłość, która skazuje człowieka na nowe, nieodkryte, jakże trudne do przewidzenia doświadczenia? I naraz złapałem się na tym, że ja się nic a nic siedząc tak po turecku na tym oddziale detoksu, że ja się nic a nic, a także niczym nie przejmuję! Ileż ja się w życiu naprzejmowałem! Po co - ja się teraz siebie pytam - mi to było? No na co mi to było także? Przecież mogłem, zamiast zapijać się z powodu błahych problemów, albo wręcz bez powodów zaiste, od razu się kazać zawieźć byle jakiej taksówce w takie jak to, przyjemne miejsce odosobnienia, na dodatek fundowane przez rząd Kanady. Bo czym ja się mogłem tu i teraz przejmować? Czy ja mogłem mieć jakieś problemy tutaj, gdzie wszystko było takie czyściutkie, pachnące świeżością, tutaj, gdzie nie musiałem robić dokładnie nic po to, żeby żyć?

 

I już w garść się wzięty powędrowałem do magazynku, gdzie otrzymałem jak nowe ubranko moje, przedtem śmierdzące nawozem naturalnym, teraz – wyprane i detergentem pachnące.

 

- Żyć nie umierać na takim detoksie - pomyślałem, wyskoczony z piżamki czystej wprawdzie, lecz przebrzydłych kolorów gamę reprezentującej. Już przebrany, jako cywil o niebo lepiej się poczułem psychicznie, wciąż jednak z lekka zastraszony Kevinowymi przypowieściami o statystykach zgonów nałogowych alkoholików w Kanadzie i na całym świecie też. Ażeby dalszym rozważaniom na temat ten zajmujący, jednakowoż mnie trwożący, zapobiec, powędrowałem na rozległą świetlicę, oddzieloną od jadalni z kuchnią sympatycznym barkiem. A za barkiem owym ujrzałem zjawisko piękności przecudnej, całe białe, tylko z włosami czarnymi do piersi obfitych spadającymi. Dziewczyna to była młoda, śniadanie wydająca, je wydobywająca z kontenerków srebrzystych, przez catering dowiezionych. Głodu nie czując zupełnie, w nią jak w obraz Giocondy w Luwrze oglądany kiedyś wpatrzony, jej uśmiechu tajemniczego znaczenie bez rezultatu jak na razie odgadując, w jej oczy jak węgle czarne dwa się beznadziejnie wpatrując, konsumowałem byle jak: kiełbaski w sosie pomidorowym, sałatę zieloną lodową, a także bułeczki malutkie z masełkiem świeżutkim.

 

Może i pyszne śniadanko owo i było, ale mnie nie smakowało, chociaż na zdrowy rozsądek, powinno. Przecież ja nie jadłem takiego, ba! – żadnego śniadanka nie jadłem, ani obiadu żadnego, ni kolacji nawet żadnej, jak pamiętam, a raczej – jak nie pamiętam, to chyba od miesiąca, albo i miesiąca z okładem. To jak ja przeżyłem to niejedzenie i to o niejedzeniu owym niewiedzenie? - się teraz zastanawiałem, kiedy tak spoglądałem na czarno-białe bóstwo, kiełbaski smaczno-niesmaczne widelczykiem poddłubując.

 

I nie byłbym Filipem Krawcem chyba, gdybym się chociaż troszeczkę bliżej o tajemnicę nie otarł. Zaszedłem przeto od tyłu barku owego, aby naczynia moje jednorazowe nie-całkiem puste, po niezupełnie dojedzonym poprawnie śniadanku, osobiście w koszu na śmieci na zapleczu ulokowanym umieścić. I tam, tak jak zaplanowałem, dosłownie się o zjawisko ku memu zaskoczeniu otarłem, bowiem na nią, a właściwie na jej piersi wielkie pod skromniutką bluzeczką koloru czarnego się świecące, naprężone, dosłownie wpadłem i się w nie wtarłem. Na chwilkę zaledwie. Ale jaki urok miało to wpadnięcie, chciałoby się powiedzieć – trwaj chwilo jesteś piękna - jak mówił wieszczu jakiś, nie pamiętam jaki.

Warto było, powiadam wam. Zdziwienie jej oczu uśmiechem ust pełnych czerwonych bez makijażu poparte ozdobnie zakwitło, kiedy jak starego znajomego o zdrowie mnie zapytała. - - Zdrowy jestem - odpowiedziałem i zaraz o jej zdrówko się dopytałem także. To ona na to, że bardzo niezdrowa jest, chora znaczy. Ja nie czekając wiele, że nie wygląda na chorą, odparłem. Ona znów, łzy do kolan bez ostrzeżenia wylewając, się mnie zwierzać zaczyna, na co ja w ogóle nieprzygotowany, usłyszawszy zaledwie, że narkomanką jest ona osiemnastoletnią, na tym detoksie to częściej niż we własnym domu przebywającą, uciekłem z kuchni, czego do dziś wstyd mi jest.

 

Daleko nie uciekłem. Deser zapodawała ta sama zjawa przepiękna. I już do mnie po imieniu nadaje pytanie (skąd je zna?), czy ja cookies oatmeal-raisin, czy chocolate-chips jadł będę i popijał czym: kawą, czy gorącą jak już, czy też schłodzoną, czy ze śmietanką, a jeśli tak, to ile ich tych śmietanek porcji, a może jednak z mleczkiem, to jak dużo, i czy słodzę, a jak tak, to ile łyżeczek. Chryste, co to jest, czy to detoks jest, czy może ja do Tima Hortonsa trafiłem przez przypadek? Niech tam, pomyślałem, biorąc niechętnie jedno ciasteczko i kawkę cieniutką.”

 

****

 

Książka PIETNO ANIOŁA będzie miała w Polsce kilka promocji obiecanych przez Wydawnictwo Papierowy Motyl. Ja obiecuję, że z dużą pomocą moich Przyjaciół zorganizuję huczną promocję w moim Tomaszowie Mazowieckim. Na razie siedzę w Kanadzie, ale już niedługo wracam do domu, i wtedy poinformuję moich Szanownych Czytelników o szczegółach. PIĘTNO ANIOŁA będzie do nabycia w każdej internetowej księgarni wysyłkowej (wystarczy wpisać imię i nazwisko autora, lub sam tytuł i zrobić jedno małe „klik”), także we wszystkich tradycyjnych księgarniach w Polsce, a specjalne miejsce znajdzie, mam taką nadzieję – w Najlepszej Księgarni - u Basi Goździk przy Placu Kościuszki 22 w Tomaszowie Mazowieckim. W Kanadzie pewna ilość egzemplarzy będzie do nabycia w Księgarni „Polimexu” na plazie „Wisła” w Mississaudze, zanim wrócę do Kraju Klonowego Liścia żeby  zafundować moim polonijnym, kanadyjskim Czytelnikom oficjalną, z dużą pompą zorganizowaną promocję w Centrum Kultury imienia Jana Pawła II w Mississaudze. W „Polimexie” zostało jeszcze po kilka egzemplarzy wszystkich moich dotychczas wydanych książek, w tym ostatnia książka - zbiór opowiadań „Krótka historia spodni w Tomaszowie Mazowieckim”.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie
Igor MatuszewskiIgor Matuszewski Chce skutecznie kontrolować, czy jedynie więcej zarabiać? Radny Piotr Kucharski może to robić i nie trzeba do tego pełnić żadnej funkcji. Można być zwyczajnym radnym, ale może to też robić każdy obywatel. Takie prawo daje ustawa o dostępie do informacji publicznej. Więc pisanie o jakiejś próbie blokowania czegoś jest dość śmieszne i przypomina próbę udowodnienia, że ziemia jednak jest płaska. Jak widać za 350 złotych miesięcznie można wywołać burzę w szklance wody. Jednymi z najbardziej istotnych uprawnień, jakie posiadają radni samorządowi są możliwości sprawowania kontroli nad działalnością miasta lub powiatu. Można je realizować za pomocą organu ustawowego, jakim jest komisja rewizyjna w danym samorządzie, ale także indywidualnie. Co ciekawe zmiany w ustawodawstwie wprowadzone przez PiS dają większe uprawnienia kontrolne radnym indywidualnie, niże wtedy, kiedy działają oni w formie komisji. Każdy radny ma prawo wstępu niemalże wszędzie oraz żądania wszelkich dokumentów związanych z realizacją zadań nałożonych ustawami. Co ważne (bo część urzędników próbuje to robić) jedyne ograniczenia muszą wynikać bezpośrednio z ustawy. W tomaszowskiej Radzie Miejskiej funkcję przewodniczącego Komisji Rewizyjnej pełni Piotr Kucharski. Okazuje się jednak, że inni członkowie tego gremium mają go dosyć i zamierzają odwołać. Czy chodzi o to, że jak sam twierdzi, jest niewygodny dla Prezydenta? Czy tylko o 350 złotych diety więcej. Radny już w poprzedniej kadencji dał się poznać, jako główny samorządowy śledczy. Badał nawet kaloryczność węgla w spółce ZGC. Usilnie poszukiwał nieprawidłowości w TTBS, a następnie próbował załatwiać mieszkania dla własnych kłopotliwych lokatorów. Analiza aktywności radnego z ubiegłej kadencji pokazuje dużą liczbę interpelacji i małą liczbę konkretnych i merytorycznych wniosków.
Co grozi za brak ubezpieczenia ciągnika rolniczego? Ciągnik rolniczy to jeden z najczęściej wykorzystywanych pojazdów w rolnictwie. Posiadanie maszyny wiąże się nie tylko z odpowiedzialnością za jej stan techniczny, ale również z koniecznością wykupienia odpowiedniego ubezpieczenia. Jak się okazuje, zgodnie z prawem polisa jest obowiązkowa, a jej celem jest ochrona właściciela pojazdu oraz innych uczestników ruchu drogowego. Co grozi za brak ubezpieczenia? Przeczytaj nasz artykuł, aby uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji prawnych i finansowych.Data dodania artykułu: 21.01.2025 15:12 Astronom: najbliższe tygodnie to dobry czas na obserwacje jasnych planet W najbliższych tygodniach, przy dobrej pogodzie, na nocnym niebie można obserwować: Marsa, Jowisza, Wenus i Saturna, zaś Urana i Neptuna - z pomocą np. lunety. Pod koniec lutego dołączy do nich Merkury. Dla amatorów obserwacji to dobry moment na spojrzenie w niebo - powiedział PAP astronom Jerzy Rafalski.Data dodania artykułu: 21.01.2025 11:02 Film dokumentalny o Liroyu trafi na ekrany kin 21 marca Mówi się o nim, że „jedną płytą wyciągnął polski hip-hop z podziemia”. Później związał się z polityką. Kim jest Piotr Marzec, którego wszyscy kojarzą z jego sceniczną personą, Liroyem? Na to pytanie w swoim najnowszym filmie „Don’t f**k with Liroy” odpowiada reżyserka, Małgorzata Kowalczyk, która wcześniej zrealizowała filmu „Fenomen” o Jurku Owsiaku. Obraz zadebiutuje na ekranach polskich kin 21 marca.Data dodania artykułu: 21.01.2025 10:48
Reklama
Reklama
Walentynkowe Ale Kino Tuż przed walentynkami Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza do sali kinowej Kitka w MCK Tkacz na czarną komedię "Tylko kochankowie przeżyją". Będzie romantycznie, ale i trochę strasznie, bo tytułowi kochankowie, to... para wampirów. Projekcja odbędzie się 12 lutego o godz. 18. Bohaterowie „Tylko kochankowie przeżyją” to wampiry zmęczone setkami lat życia i zdegustowane tym, jak rozwinął się świat. Nie są jednak typowymi przedstawicielami swojego wymierającego gatunku: wprawdzie żywią się krwią i preferują mrok nocy, ale najważniejsza jest dla nich sztuka, literatura, muzyka – i trwająca od wieków miłość. To wyrafinowani smakosze życia, wytworni dandysi zatopieni w XXI wieku, wciąż pamiętający jednak intensywność romantyzmu.Adam (Hiddleston) jest unikającym rozgłosu i słonecznego światła undergroundowym muzykiem, skrzyżowaniem Syda Barreta i Davida Bowiego z Hamletem. Mieszka w odludnej części Detroit, kolekcjonuje gitary, słucha winyli i tworzy elektroniczną muzykę końca świata. Melancholijną samotność rozjaśnia długo oczekiwany przyjazd jego ukochanej, Ewy (Swinton). Razem jeżdżą nocami po wyludnionym Detroit w hipnotycznym rytmie muzyki, celebrując każdą spędzaną razem chwilę. Jednak spokojne życie zakochanej pary zostanie wystawione na próbę, kiedy niezapowiedzianie dołączy do nich nieobliczalna i wygłodniała siostra Ewy – Ava (Wasikowska).Film Jima Jarmuscha to pytanie o nieśmiertelność, o siłę uczucia i moc obietnic w obliczu nieskończenie płynącego czasu. Piękne, wysmakowane zdjęcia nocnych miast w połączeniu z atmosferą melancholii, mroczną muzyką Black Rebel Motorcycle Club, ale i charakterystycznym dla Jarmuscha wyrafinowanym, subtelnym humorem, dają w efekcie stylową, dekadencką perełkę. (Opis filmu za Gutek Film.)Bilety w cenie 10 zł jak zawsze można kupić w sekretariacie Miejskiego Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 lub online przez serwis Biletyna.pl (https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Tylko-kochankowie-przezyja/Tomaszow-Mazowiecki). Zapraszamy. Data rozpoczęcia wydarzenia: 12.02.2025
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
ReklamaAd Libitum da koncert w MCK Za Pilicą
Kto zostanie nowym dyrektorem lub dyrektorką w TCZ? Borowski definitywnie odchodzi Kolejna osoba odchodzi ze szpitala. Już czwarta. Tym razem jest to Konrad Borowski, dyrektor ds. pielęgniarstwa w Tomaszowskim Centrum Zdrowia. Złożył już wypowiedzenie i obecnie przebywa na urlopie. Jak sam twierdzi na chwilę obecną nie widzi możliwości współpracy zarówno z Prezesem szpitala, jak i Starostą Mariuszem Węgrzynowskim. Pojawia się więc wakat na kolejne stanowisko. Kto je zajmie. Od dłuższego czasu mówi się o tym, że Starosta na tę funkcję chce powołać bliską mu politycznie Ewę Kaczmarek zastępca Pielęgniarki Koordynującej Oddz. Chorób Wewnętrznych. Na liście nazwisk pojawia się też córka radnego Szczepana Goski, która zdaniem pracowników TCZ ma zostać umieszczona w roli odchodzącego Borowskiego lub osoby koordynującej tomaszowskie ratownictwo medyczne. Zapewne wkrótce dowiemy się czy pogłoski ze szpitalnych korytarzy się potwierdzą. W ten sposób pełnię odpowiedzialności nad szpitalem przejmuje "ośrodek decyzyjny" w postaci Mariusza Węgrzynowskiego oraz Adrian Witczak, którego w spółce reprezentuje prokurent Glimasiński. Otwarte zostaje pytanie: kto następny: dyrektor - główna księgowa Alina Jodłowska? Z całą pewnością zostaną dyrektorzy, którzy sami nie wiedzą co w spółce robią. Węgrzynowski pozbył się Prezesa, bo szukał ośrodka decyzyjnego Wczorajsza sesja Rady Powiatu Tomaszowskiego zawierała co prawda tylko jeden punkt merytoryczny, ale dyskusja (jeśli można ją tak nazwać) trwa ponad 3 godziny. Jak opisać, to co się działo, by oddzielić własne opinie od prezentacji zdarzeń? Jest to w moim przypadku niezwykle trudne ponieważ sam byłem aktywnym ich uczestnikiem. Dlatego czytelnicy będą mieli możliwość przeczytania dwóch tekstów. Jeden z subiektywną oceną, w formie felietonu, mojego autorstwa. Drugi współpracującej z portalem dziennikarki. Gotowi?
Córki partyjnych kolegów zawsze znajdą pracę w Starostwie Od kilku lat głośno krytykowana jest polityka kadrowa Starosty Mariusza Węgrzynowskiego. Mówi się nawet, że przerost zatrudnienia sięga ok 100 osób przy równoczesnym niedoborze profesjonalnej kadry urzędniczej wyspecjalizowanej w zakresie budownictwa, geodezji, gospodarowania nieruchomościami itd. Piotr Kagankiewicz szacuje, że nadmierne wydatki sięgają nawet czterech milionów złotych. Kolejne umowy miały być podpisywane z początkiem tego roku, a więc kolejne setki tysięcy złotych. Zatrudnienie znajdują członkowie rodzin polityków PiS. Dla przykładu do Wydziału Promocji trafiła córka wójta gminy Będków, Dariusza Misztala, podobnie jak Mariusz Węgrzynowski działacza PiS oraz bliskiej osoby Antoniego Macierewicza. Wójt w ubiegłej kadencji zatrudniał z kolei radnych przyjaznych Staroście. Informacja o tym, co robi konkretnie dany pracownik, okazała się być najbardziej strzeżoną przez wójta tajemnicą. Promocja pęka w szwach. Pracuje w niej kilka osób więcej niż 10 lat temu. Czy jakieś efekty działania można uznać za spektakularne? Chyba tak. Należą do nich niespotykane nigdzie indziej zakupy dewocjonaliów Umorzenie w sprawie Misiewicza bez poważnych zastrzeżeń. W tle prezydent Tomaszowa i jego małżonka Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie w 2016 roku wszczęła śledztwo w sprawie Bartłomieja Misiewicza, byłego rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej i szefa gabinetu politycznego szefa MON Antoniego Macierewicza. Sprawa dotyczyła tego, że 30 sierpnia tamtego roku w bełchatowskim starostwie podopieczny Antoniego Macierewicza miał obiecywać dobrze płatną pracę powiatowym radnym Platformy Obywatelskiej, w zamian za ich poparcie w głosowaniu nad powołaniem wicestarosty bełchatowskiego.
Reklama
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama